środa, 18 stycznia 2012

Three.

 Stałam w łazience przez lustrem. Nie wiem jak do tego doszło. Muszę wyciągnąć te cholerne plastry, wodę utlenioną i jakieś gaziki. Uparł się, żeby nie jechać do szpitala, a jego łuk brwiowy nie wyglądał najlepiej. Zeszłam na dół, gdzie siedział w salonie na kanapie. Nie był smutny. Nie był też zadowolony, czy uradowany. Na jego twarzy poprostu nie były wipisane żadne emocje. Zeszłam na dół do salonu, gdzie czekał.
Położyłam wszystkie potrzebne rzeczy na stoliku przy sofie. Usiadłam na oparciu, tak by jego czoło było na wysokości moich ramion. Wzięłam gazik, polałam go wodą utlenioną i zaczęłam czyścić ranę.
- Auć - syknął Zayn.
- Nie chciałeś jechać na pogotowie, to teraz cierp. - powiedziałam sucho.
- Tak jest, pani doktor - uśmiechnął się.
Starałam się wykonywać wszystkie czynności jak najdelikatniej. Chociaż i tak widziałam jak wykrzywiał twarz z bółu. Myślał, że nie widziałam.
Gdy skończyłam czyścić jego czoło, odkleiłam papierki z plastra i starannie przykleiłam go na ranę.
- Gotowe - powiedziałam i wstałam, żeby wyrzucić śmieci.
- Dziękuję - odpowiedział Malik z wielkim zadowoleniem. - Nie było, aż tak strasznie, jak myślałem. - Dodał po chwili.
- Bardzo się cieszę. Chcesz coś do picia? - Zapytałam.
- Poproszę.
- Tak więc, dlaczego za mną pobiegłeś?
- Sam nie wiem.
Jak można nie wiedzieć, dlaczego się kogoś goniło? - pomyślałam.
- A dlaczego zaatkowałeś Harry'ego? - Nie dawałam mu spokoju.
- Przecież to nie jest tak, że łamię wszystkim dziewczynom, z którymi się umawiam, serca, nie?! - Zareagował trochę zbyt agresywnie.
- Spokojnie - powiedziałam, podchodząc do niego ze szklanką wody sodowej. - My się nie umawiamy, co lepsze, nawet się nie znamy. Dalej nie rozumiem twoich pobudek.
- Była kiedyś taka jedna... Znaczy się... Miała na imię Ana. To było jeszcze zanim staliśmy się 1D. Opowiedziałem o tym chłopakom, a Harry wykorzystał to wtedy w garderobie. Byłem w niej zakochany po uszy. Wydawało mi się, że ona we mnie też. Byliśmy ze sobą jakieś dwa miesiące. Przyszła do mnie kiedyś i powiedziała, że mnie nie kocha. Że nigdy mnie nie kochała, i że ma innego. Zaczęliśmy się kłócić i nie mogłem przestać na nią wrzeszczeć. Waliłem rękami w ściany i krzyczałem tak głośno, że potem byłem ździwiony, że sąsiedzi nie przyszli się poskarżyć. Ona zaczęła płakać i wybiegła na ulicę. Nie zauważyła auta i bum.... - tu się zatrzymał. -Zginęła na miejscu.- Dodał po chwili. - Widziałem to wszystko, a jednak nie mogłem nic zrobić... - Usiadł w fotelu i ukrył twarz w dłoniach. Widać, że był załamany. Podeszłam do niego i uklęknęłam obok, na podłodze.
- Ej. - szepnęłam. - Nie smuć się. Wiesz, że wszystko jest juś okay? To nie była twoja wina. - Podniosłam się z kolan i pociągnęłam Zayna za rękę, żeby wstał. Złapałam delikatnie jego twarz, patrzyłam w te jego piękne oczy i powiedziałam :
- Zayn... Wszystko jest okay. Przecież wrócisz tam dzisiaj do chłopaków i wszystko samo się poukłada. - Przytulił się do mnie. Ze zdziwienia mało co nie upadłam. - Hej. Głowa do góry koleżko. - Starałam się powoli go odepchnąć. Bo w końcu co on sobie myśli?! Że może tak poprostu do mnie przyjść, niby po plasterek, a teraz bezkarnie się do mnie przytulać. Tego było za wiele.
- Zayn! - Strzeliłam mu z liścia. Miałam dosyć jego użalania się nad sobą. - Ogarnij się. Marnujesz sobie życie.
- Wiesz, że ten plaskacz chyba dobrze mi zrobił? - powiedział. Nie mogłam uwierzyć własnym uszom. Jaki chłopak cieszy się, że oberwał w twarz?
- Ty naprawdę jesteś dziwny. Dostałeś w tą śliczną facjatę - odparłam szybko - i nawet nie jesteś zły?! Boże, co to ma być? - odwróciłam się, bo nie mogłam tego zdzierżyć.
- Fay... - wypowiedział moje imię tak spokojnie i tak melodyjnie, że kolana się pode mną ugięły. - Dlaczego miałbym się złościć na kogoś, kto właśnie stara się przywrócić mnie do życia. Do tego jest to piękna, młoda kobieta.
O nie! Tylko bez takich! - pomyślałam.
- Malik! Wypad, ale już. Nie chcę cię widzieć! Wynocha! - zaczęłam krzyczeć.
Zayn lekko zdziwiony okrążył mnie i udał się w stronę drzwi.
- Tak w ogóle, to gdzie są twoi rodzice? - zapytał, ale w tym momencie czara goryczy została przelana.
- Czy ogłuchłeś, czy jesteś takim debilem! Powiedziałam ci, że masz zabierać stąd swoje cztery litery i wracać skąd przyszedłeś! - wyszedł na ganek, a ja za nim, by zobaczyć czy czegoś nie zmaluje na pożegnanie.
- Dostanę chociaż buziaka? - zapytał z tym cholernym uśmiechem.

4 komentarze:

  1. Ahahah końcówka rozwalająca! Ogólnie rewelacyjny rozdział, straaaasznie mi się podoba! :D
    No i nareszcie imię bohaterki... Fay. Ładne ;p
    Czekam na kolejny & pozdrawiam <3
    [save-your-heart-tonight.blogspot.com]

    OdpowiedzUsuń
  2. hah biedny Zayn , z tej Fay niezła wredota jest:D

    OdpowiedzUsuń
  3. śliczne ;*** uśmiałam się pod koniec ;DD boski blog <3

    OdpowiedzUsuń
  4. nowy rozdział na http://i-need-the-one-thing.blog.onet.pl/

    OdpowiedzUsuń