niedziela, 25 marca 2012

Catorce.

Auć, pomyślałam. Czułam jak pulsująca krew rozsadza mi czaszkę. Powieki strasznie mi ciążyły i nie miałam najmniejszej ochoty ich podnosić. Usłyszałam jakieś szmery. Ktoś się kłócił. Tak, to była zdecydowanie kłótnia. A mi było strasznie niewygodnie. I w dodatku moje nogi były uniesione wysoko ponad normę.
Starając przewrócić się na prawy bok wydałam z siebie zduszony jęk. Tylko brakowało, żebym spadła z tego, na czym leżę i moje życie od razu stałoby się zabawniejsze. No i ironia odegrałaby w nim wielką rolę.
- Czy ona się obudziła? - usłyszałam znajomy, zatroskany głos. Jednak nie potrafiłam dopasować go do twarzy. Im bardziej wytężałam umysł, tym większy zadawałam sobię ból. Także zaprzestałam wszelkich starań, bo nie przecież nie jestem masochistką, no nie?
- Wyglada na to, że powoli dochodzi do siebie.
Kolejny znajomy głos, kolejna pustka w głowie. Czy ktoś zrobił mi pranie mózgu?! - krzyczałam w myślach. Gdybym tylko mogła otworzyć oczy, usiąść i po prostu pogadać z tymi dwoma facetami, którzy, jak mniemam, nachylali się nade mną. Czułam ich oddech na mojej szyji.
- Zostawicie ją w spokoju - odezwał się trzeci głos. Kolejny niemniej znany od dwóch pozostałych. - Dziewczyna musi mieć jak największy dostęp do świerzego powietrza. - Mój gość. Jeśli w tym momencie mnie 'bronił', miał chłopak u mnie dodatkow punkt.
- To może ja otworzę jeszcze kilka okien, co? - zaoferował się pierwszy.
- Nie bo nam się zaziębi - odparł drugi.
- A ty skąd możesz wiedzieć takie rzeczy? - wykłócał się znowu.
- Bo przechodziłem kurs pierwszej pomocy!
Cholera. Kto przechodził kurs pierwszej pomocy? Ja wiem kto. Ja go znam. Już mi o tym kiedyś wspominał. Tak, wysoki szatyn o bursztynowych tęczówkach. Tylko jak on miał na imię? Zick? Zac?
- Zayn! - wykrzknął trzeci głos. - Błagam cię, uspokój się. Przecież nic jej nie będzie.
- Zawsze tylko 'Zayn to, Zayn tamto'. Mam już tego dosyć. Przynajmniej ty mógłbyś mnie w tym momencie nie upominać.
Tak, to Zayn robił ten kurs. Jeszcze chwila, a przypomnę sobie dwa pozostałe imiona. A raczej oni mi je przypomną.
- Idę się czegoś napić - usłyszałam drugiego. - Kilka głębszych pozwoli zapomnieć mi o tej całej naszej nieudanej randce.
- Niall - powiedział trzeci. - Nie waż się przychodzić tutaj pijany. Jeśli masz zamiar się nawalić, to zrób coś dla nas i przenocuj w hotelu.
Ciężkie, oddalające się kroki.
- A i zapomniałem o jednym - dodał jeszcze. - Tylko nie skończ w łózku z jakąś prostytutką. Bo będziesz później żałował.
Tuż obok mojego ucha usłyszałam zduszony chichot. To pewnie Zayn. Jego piękny śmiech przyprawił mnie o przyjemnie dreszcze.
- Liam - powiedział chłopak siedzący tuż obok mnie. - A ty przypadkiem nie wybierałeś się do Danielle?
- O Jezu! Na śmierć zapomniałem - wykrzykiwał 'Liam'. - Mam nadzieję, że mnie nie zabije.
Głośne trzaśnięcie drzwiami. Poczułam zimny powiew. Okropny dreszcz przeszył mnie aż do stóp. Cicho jęknęłam.
- Fay... - zaczął cichutko Zayn. - Fay, słyszysz mnie?
Wydałam z siebie zgłuszony pomruk.
- Jeśli mnie słyszysz, to nie wysilaj się, żeby coś mówić. Po prostu leż. Wiesz.... Zemdlałaś tam na dachu... Martwiliśmy się o ciebie. Ale już wszystko w porządku.
Jego słowa działały kojąco na ten nieznośny ból głowy.
- Zaraz wracam - usłyszałam.
Momentalnie otworzyłam oczy i podniosłam rękę, żeby złapać jego dłoń. Jednak odmówiła mi posłuszeństwa. Spojrzałam w górę, ale nic nie widziałam. Kompletna ciemność. Jeszcze chwila i zwariuje, pomyślałam. Poddałam się i opuściłam powieki.
- Fay... - znów usłyszałam jak jedwabiście przeciąga moje imię.
Podniósł moją dłoń, która przez krótką chwilę spoczywała na podłodze i położył ją obok mnie. Ale jednak nie puszczał jej, jakby bał się, że mu ucieknę. Huh, przecież to on właśnie uciekał mi.
- Nie odchodź - ledwo wyszeptałam.
Na swoim policzku poczułam delikatne łaskotanie. Domyśliłam się, że to palce Zayna mnie smyrają.
- Ciiii - uspokoił mnie i znów połaskotał mnie po twarzy, a ja odpowiedziałam delikatnym uśmiechem.
- Zaśpiewasz mi coś? - zapytałam, wysilając się bardziej niż ostatnio.

Co miałem jej zaśpiewać? Na pewno nie żadną z naszych piosenek. Jedyna, która siedziała mi w głowie od dłuższego czasu, mogła sprawić, że Fay znów się uśmiechnie. Czego pragnąłem najbardziej na świecie.
- 'What somebody like you doin' in a place like this?' * - zacząłem i wiedziałem, że trafiłem w samo sedno. Nie wiem, czy to tej piosenki chciała wysłuchać, ale była ona w mojej tonacji. Zero kłopotów. No może poza tym, że śpiewanie szeptem nie wychodziło mi najlepiej. Wiem, że to dziwne, ale starałem się robić to jak najprofesjonalniej. - 'Say did you come alone...'
W rytm głaskałem moją najlepszą przyjaciółkę po twarzy, a na jej ustach pojawił się przepiękny uśmiech. Sprawiał jej wiele trudu, ale dawał mi niezmierną satysfakcję.
Cholernie pięknie się uśmiechasz, wiesz? - pomyślałem.
Kontynuując piosenkę nie mogłem oderwać się od patrzenia na jej twarz. Jak mogłem tego wcześniej nie zauważyć? Jak wielkie musiałem mieć klapki na oczach, żeby nie spostrzec piękna dziewczyny, którą miałem na wyciągnięcie ręki? Co jest ze mną nie tak, że pozwoliłem mojemu najlepszemu przyjacielowi na zabranie mi takiej kobiety sprzed nosa?
- Tyle wystarczy? -szepnąłem jej na ucho, gdy skończyłem śpiewać. Czułem zapach jej szamponu, ale bliżej nie potrafiłem określić jego zapachu.
Znowu jęknęła. To chyba znaczy, że mam powrócić do zakończonej przed chwilą czynności. W mojej głowie panowała pustka. Głęboko w pamięci starałem się odszukać jakiejś idealnej piosenki. Takiej, która wpasowałaby się w moje odkrycie. To, którego przed chwilą dokonałem.
- 'I'm broken. Do you hear me? I'm blinded cause you are everything I see. I'm dancing alone. I'm praying that your heart will just turn around.' **
Oddałem się swojej pasji, zapominając o całym świecie. Liczyło się tylko to, że Fay leżała praktycznie nieprzytomna u mojego boku, a ja nic nie mogłem z tym zrobić. Pomiędzy zwrotkami wsłuchiwałem się w jej miarowy oddech sprawdzając czy wciąż życie. No bo nie wiedziałem co jej dolega. A w tym stanie wszystko jest możliwe. - I've never had the words to say, but now I'm asking you to stay for little while inside my arms. And as you close your eyes tonight I'm praying you will see the light that shining from a stars above.'
Nie potrafiłem się już powstrzymać. Zbyt długo siedziałem  w nią wpatrzony nic nie robiąc. Nie oddam jej nikomu bez walki. W końcu byłem jej najbliższy z całego zespołu, no nie? To ze mną przesiadywała najdłużej i to dla mnie zarywała noce, żeby pogadać o jakichś bzdetach. A jednak.
Przestałem śpiewać i nachyliłem się nad dziewczyną. Czułem jej miarowy oddech. Wyglądała jak Śpiąca Królewna. Delikatnie zetknąłem swoje usta z jej. Poczułem jak Fay powoli rozwiera wargi zgadzając się na taki przebieg wydarzeń. Także trwaliśmy w tym jakże niezręcznym dla mnie położeniu. Ale nie był to nasz 'pierwszy raz', choć jestem święcie przekonany, że conajmniej tak powinien on wyglądać.
Nie chciałem też, żeby ten mój wcale nieprzemyślany wyskok zrujnował naszą przyjaźń. Bo nie licząc chłopaków była to moja najdłuższa znajomość, na której mi naprawdę zależało. Ale czy my się w ogóle przyjaźniliśmy? Przecież na każdym kroku okłamywałem ją jak tylko się dało, a ona, albo tego nie zauważała, albo nie chciała zauważać. I nie wiem, która opcja byłaby dla mnie wygodniejsza. Ale to nie było teraz istotne.
Oderwałem się od ust dziewczyny z lekkim niezadowoleniem.
- Zayn - dobiegł mnie jej cieniutki głos. - Dlaczego to zrobiłeś?
- Ja... - Zacząłem, ale zaciąłem się po pierwszym wypowiedzianym słowie.
Nie wiem dlaczego. Może powodem było to, że zdałem sobie sprawę, że znaczysz dla mnie więcej, niż przyjaciółka dla przyjaciela.
- Z litości? - spytała mnie cicho.
- Nie, co ty. Nie z litości - tłumaczyłem się, lecz w mojej głowie nie było żadnego sensownego usprawiedliwienia.
- To dlaczego to zrobiłeś? Dlaczego dałeś mi poczuć smak twoich ust? Dlaczego?
W końcu na nią spojrzałem. Jej głowa przechylona była w moją stronę, a zaszklone oczy szeroko otwarte. Łzy powolnie spływały po jej twarzy dodając jej połysku.
- Uspokój się - szepnąłem i zacząłem ścierać mokre strużki cieknące po jej policzkach.
Ale ona znalazła wystarczająco dużo siły, żeby odrzucić moją rękę i podnieść się z mojego łóżka. Zeszła z niego, praktycznie na czworakach, i wybiegła za drzwi. Mój refleks nie zadziałał tak jak powinien. Trochę za późno wstałem z kolan i ruszyłem za nią. Z trudem szarpałem się z zatrzaskowymi drzwiami do naszego mieszkania. Kto wymyślił takie cholerstwo? - przeklinałem w myślach. W końcu otworzyłem je i wybiegłem na klatkę schodową. Winda właśnie się zamykała i jedyne co przyszło mi do głowy to:
- Schody! - krzyknąłem sam do siebie. Zeskakiwałem po kilka stopni, żeby przyspieszyć swoje ruchy. Dwa piętra dalej zacząłem walić w guziczek do windy, by się zatrzymała, ale najwyraźniej była już niżej. Czułem się, jakbym był conajmniej wilkiem, a Fay uciekającą sarenką. Las pełen pułapek.
Kolejne dwa piętra bez większych niespodzianek, jednak nie poddawałem się czegoś innego. W końcu dałem sobie z tym spokój  i jak najszybciej chciałem znaleźć się na dole. Jeszcze tylko chwila, Zayn, i będziesz na parterze, pomyślałem. Gdy już się tam znalazłem drzwi windy otworzyły się.
Moim oczom ukazał się najgorszy widok na świecie. Leżąca na ziemi Fay.

____
* If we ever meet again - Timberland
** More than this - One Direction

W końcu go przepisałam. Bardzo przepraszam x ;)
No i ustawiłam, że można dodawać komentarze anonimowo, więc do dzieła. :)
Miłego czytania ;D
I z góry mówię, że nie wiem kiedy pojawi się nowy... hahaha <33

sobota, 17 marca 2012

Thirteen.

Nie wiem jak długo siedziałam na tym tarasie. Rodzice chyba dwa razy wołali mnie na obiad, ale ja wcale nie byłam głodna. Jedyne co miałam w głowie to chęć zemsty na Fay. Tak. Jeszcze większej od tego, że i tak nie będzie z Zaynem. Jestem w stu procentach pewna. Chciałam pokazać jej jak to jest, gdy nie można być z kimś, kogo się kocha. A tylko dlatego, że twoja nalepsza przyjaciółka myśli, że coś do niego czuje. Zemsta to jedyny powód, dla którego trzymałam się z Fay. Bo tak jak mówi stare przysłowie : trzymaj przyjaciół blisko, ale wrogów jeszcze bilżej.
Położyłam się na prawym boku. Bujałam się wolno i rytmicznie. Nawet nie wiem, w którym momencie zasnęłam.

Wszedłem do domu Fay. Nie pukałem, bo w końcu nikt już tak nie robił. Dziewczyna przeważnie krzyczała z góry, że drzwi są otwarte, a my gościliśmy się u niej jak u siebie. W naszym mieszkaniu nie było takiej atmosfery, jaka panowała właśnie tutaj. A Zayn bardzo prosił, abyśmy nie zapraszali jej do nas. Nie wiem czy bał się, że Fay zobaczy nasz bałagan, czy coś. Ale tego nie powinien się wstydzić, bo to on był największym czyścioszkiem z całej piątki.
Nie ściągając butów udałem się w głąb domu, aby wyciągnąć ją z tąd. Usłyszałem jak z góry dobiegają jakieś dźwięki. Poszedłem w tamtą stronę, ale stanąwszy na ostatnim stopniu zrozumiałem, że dziwczyna po  prostu śpiewa. I miała całkiem niezły głos.
'When he opens his arms and hold you close tonight,
It just won't feel right
Cause I can love you more than this...'*
Drzwi toalety otworzyły się, a brunetka stanęła ze mną twarzą w twarz w samej bieliźnie. Jej oczy momentalnie rozszerzyły się, a ja mimowolnie spojrzałem w dół. Podniosłem wzrok, a na jej policzkach pojawiły się rumieńce. Próbując zakryć się rękami przebiegła szybko do swojego pokoju, który znajdował się za jej plecami, na końcu korytarza. Nie mogłem powstrzymać się od popatrzenia na jej pośladki. To było silniejsze ode mnie. Usłyszałem trzaśnięcie drzwi, a potem głośne:
- Niall! Nie mogłeś mnie uprzedzić, że przyjdziesz?!
- Przepraszam - powiedziałem szybko, nerwowo przeczesując włosy. - Chciałem dokądś cię zabrać, ale masz chyba inne plany, więc wpadnę kiedy indziej.
Odwróciłem się i zacząłem schodzić po schodach. Drzwi od jej pokoju otworzyły się, a ona sama, tym razem ubrana, zatrzymała mnie łapiąc za bark.
- Nie, zaczekaj - zaczęła cicho. - To nie tak, że mam inne plany. Po prostu wystraszyłeś mnie na śmierć - dodała nieco głośniej. - No i do tego nie byłam ubrana.
Jej policzki znów delikatnie się zarumieniły, co nie umknęło mojej uwadze. Spuściła głowę, ale ja podniosłem ją, łapiąc za brodę.
- To masz ochotę gdzieś pójść? - zapytałem.
- Tylko pod warunkiem, że powiesz mi dokąd idziemy - uśmiechnęła się. Nie mogę dać za wygraną. A jeżeli się nie zgodzi, wyciągnę ją z tego domu siłą.
- Nie ma mowy. To jest niespodzianka.
- Nie przepadam za niespodziankami, szczególnie, gdy nie wiem jakiego są rodzaju - powiedziała krzyżując ręce na piersi.
- Myślę, że żeńskiego, liczby pojedynczej.
Boże, co ja piernicze?!
Fay zaśmiała się nerwowo. Podrapałem się w głowę lekko zażenowany. Ale ze mnie głupek. Plotę trzy po trzy.
- Tylko dlatego, że potrafisz mnie tak rozśmieszyć zgodzę się na tą całą 'niespodziankę'. - uniosła ręce w górę i w powietrzu narysowała cudzysłów.
- Zarąbiście - krzyknąłem trochę za głośno, a dziewczyna znów się zaśmiała.
- A powiesz mi przynajmniej jak mam się ubrać?
- Możesz zostać tak jak jesteś.
Stała w dresie i luźnym podkoszulku, a i tak pięknie wyglądała.
- Nie. Poczekaj na dole, a ja zaraz wracam. Ten strój nie jest stosowny nawet do sklepu.
Przeskoczyła kilka schodków i wbiegła do swojego pokoju, a ja wyszedłem na ganek.

Jechaliśmy windą na ostatnie piętro 'naszego' bloku. Wprawdzie całe należało do nas, ale to nie tam chciałem ją zabrać. Planowałem coś bardziej efektownego, coś po czym na pewno zgodzi się zostać moją dziewczyną. Zayn pomógł mi i okazał się przy tym świetnym przyjacielem. Nie zadawał głupich pytań, trochę mi podpowiadał i co najważniejsze, nie wygadał się przed resztą. Za dobrze ich znam, żeby myśleć, że nie śmialiby się ze mnie. Chociaż dwóch z nich miało oficialnie dziewczyny, sądzę, że i tak nabijaliby się ze mnie, aż pękłyby im brzuchy. Tradycyjnie.
Drzwi windy otworzyły się, a ja przepuściłem Fay przodem, żeby mogła spokojnie wyjść. Złapałem ją za rękę, ale ona wcale się nie opierała. Ścisnęła ją mocniej jakby odwzajemniając mój uścisk. Miała taką ciepłą i delikatną dłoń.
Wskazałem na wąską drabinkę prowadzącą wyżej. Myślałem, że nie będzie chciała tam wejść, z obawy przed ubrudzeniem, albo upadkiem. Myliłem się. I jak widać, nie znałem jej za dobrze. Ale to w niczym nie przeszkadzało. Bez słowa stanęła na pierwszym szczebelku, chytając się czwartego. Z gracją wspinała się coraz wyżej, a ja stałem jak jakiś matoł patrząc tam w górę i podziwiając 'widoki'. Przeszła przez otwór i zniknęła mi z pola widzenia. Podążyłem za nią, ale usłyszałem szybkie 'co ty tu robisz?' i zatrzymałem się. Jednak zapomniałem o małym szczególiku. Spojrzałem na zegarek, o mało co nie spadając. Jesteśmy dwadzieścia minut za wcześnie. Cholera.
Gdy wreszcie znalazłem się na dachu naszego bloku ujrzałem Zayna stojącego tuż za czerwonym kocem w kratkę, rozłożonym na betonie. Wpatrwał się w nas zdziwiony. Plan był taki, że on przygotuje wszystko, a ja pojadę po Fay. Ale trochę za szybko się uwinęliśmy.
Obok nogi chłopaka stał prawdziwy wiklinowy koszyk piknikowy, z którego wystawała szyjka butelki wina. Przerzucił wzrok na mnie, a jego mina mówiła 'nie za wcześnie przyszliście?'. Jednak nie dałem zbić się z tropu.
- Zayn - zacząłem oficjalnym tonem. Fay spojrzała na mnie i uśmiechnęła się. - Dziękuję ci bardzo za przygotowanie tak wspaniałego miejsca na spoczynek.
Ukłoniłem się lekko chłopakowi. Ten ciągle zdezorientowany nie rozgryzł mojej taktyki. Więc szopka trwała dalej.
- Czy mógłbyś pomóc mojej pani zająć miejsce na tym jakże pięknym kocu? - zapytałem z nadzieją, że wreszcie załapie o co mi chodzi. Po jego minie widać było, że zajarzył. Podszedł do Fay i wyciągnął w jej stronę otwartą dłoń, którą ona z uśmiechem na twarzy ujęła. Chłopak podprowadził ją, aż do samego rogu koca, po czym delikatnie zniżył rękę, dając jej do zrozumienia, żeby usiadła. Poczekałem, aż dziewczyna zajmie miejsce i zrobiłem to samo. Zadowolony spojrzałem w jej stronę, ale nie patrzyła na mnie. Z, jak sądzę, zafascynowaniem łaknęła każdy ruch mojego najlepszego przyjaciela, uśmiechała się w jego stronę, ale on zdawał się tego nie zauważać. A może tylko mi się wydawało? Zaraz wszystko się okaże. Zayn wyciągnął z koszyka trunek, po czym rozlał go do dwóch kieliszków. Podał je nam z uśmiecham na twarzy. Skłonił się w naszą stronę i zniknął. Między nami dalej panowała głucha cisza.
- Uroczo tu - powiedziała zadowolona Fay.
- Tak, to naprawdę piękne miejsce. Szczególnie nocą.
Rozmarzonym wzrokiem spojrzałem w jej stronę. Przyglądała mi się, powoli sącząc alkohol. Wyglądała jak mój własny anioł. Anioł właśnie upijający się.
- Skąd znasz to miejsce? - zapytała.
Mieszkamy piętro niżej, pomyślałem. Szkoda tylko, że nie mogę cię tam zabrać. Ale obietnica, to obietnica, a ja zawsze dotrzymuję słowa.
- Pewnien ktoś powiedział mi, że to idealne miejsce na spotkanie. Że tutaj nikt nie będzie nam przeszkadzał. Że spokojnie można przyprowadzić tu kogoś, na kim ci zależy.
- Zależy ci na mnie? - spytała z niedowierzaniem.
- No pewnie, głuptasie. Jak mogłoby mi nie zależeć na tak wspaniałej kobecie, jaką jesteś?
Speszona odwróciła wzrok. Nie chciałem jej wystraszyć.
Wstała i podeszła do barierki. Tylko się nie wychylaj, pomyślałem. Ale ona zdawała się być bardziej pochłonięta oglądaniem neonowych napisów, niż myślami samobójczymi. Chociaż stała odrócona do mnie plecami, wiedziałem, że się uśmiecha. Jej ramiona delikatnie uniosły się a ona sama zrobiła obrót o sto osiemdziesiąt stopni. Jej twarz momentalnie pobladła. Jedną ręką złapała się barierki, a jej nogi ugięły się pod nią. Jakimś cudem miękko wylądowała na betonie.
Zemdlała.

___
* One Direction - More Than This

poniedziałek, 5 marca 2012

Doce.


Bardzo proszę o komentarze, bo nie wiem ile osób to czyta, a ile wpada tutaj przypadkowo.... Z góry dziękuję :)

Wybiegłam z domu. Dziwacznie, ale dość szybko przeskoczyłam furtkę. Nie było czasu na myślenie. Musiałam po prostu uciec. Jak najdalej od tej osoby. Biegłam wzdłuż ulicy, po której nie jeździły żadne samochody. Super! Londyn właśnie zasnął, co było ewenementem. Większość latarnii pogasła. Wytężając wzrok starałam się uważać, gdzie stąpam. Jeszcze tylko brakowało skręconej kostki, a wtedy byłoby całkowicie po mnie. Skręciłam za jednym z bloków i wskoczyłam za krzaki. Kucnęłam mocno się dusząc. Za moimi plecami usłyszałam dość głośne sapanie. Nie chciałam się odwracać. Nie mogłam tego zrobić. Ale mimo to wstalam z kolan i wyprostowałam plecy. Musiałam stawić mu czoło, bez względu na to kim był. Ze wzrokiem wbitym w ziemię powoli się obróciłam. Widziałam jego ubłocone buty, poplamione gdzie niegdzie trawą spodnie i podartą podkoszulkę. Złapał mnie za ramiona. Zaczął potrząsać mną, ale niezbyt kontaktowałam. Jak w transie podniosłam głowę wyżej i ujrzałam te piękne, brązowe oczy...

Wstałam znów cała mokra. Kropelki potu spływały po moim czole. To było obrzydliwe. Usiadłam na łózku. Zaraz... Na łóżku? jakim cudem ja się tu znalazłam? Wydawalo mi się, że zasypiałam na kanapie, a tuż obok mnie siedział...
 - Zayn! - krzyknęłam wstając, ale odpowiedziła mi tylko głucha cisza. No tak, pomyślałam, już się ulotnił. A może wcale tu nie spał? Stałam na dywanie w moim pokoju. W pewnym momencie nogi ugięły się pode mną, a ja wylądowałam na podłodze. Co się z tobą dzieje, Fay, do cholery?! Chyba jesteś jakaś niepełnosprytna umysłowa, czy coś. Żeby myśleć o kimś, kto nawet nie zwraca na ciebie uwagi? Pieprz tego cholernego, zapatrzonego w siebie egoistę. Musisz ruszyć dalej. Na świecie  jest przecież tyle fajnych chłopaków, których nasz na wyciągnięcie ręki.
- Tylko, że ja nie chcę innych! - krzyczałam do siebie i rozpłakałam się. Nie wiem ile czasu leżałam tm wtedy, na tej podłodze, ale wiem jedno. Wstałam z niej bardziej pewna, co do rzeczy, które postanowiłam wykonać. Może i nie będzie najłatwiej, ale nadzieja matką głupich. A ja nie byłam najmądrzejszą osobą na świecie.

Obudziły mnie promienie słońca, przedzierające się przez nieszczelnie zaciągnięte zasłony. Przetarłam oczy i podniosłam się z mojego, jakże wielkiego łóżka. Ta noc była jedną z najcięższych w moim życiu. Te wszystkie wspomnienia wróciły do mnie niczym coroczne fale tsunami nawiedzające wschodnie wybrzeża Azji. Jednym ruchem zgarnęłam lusterko, leżące na stoliku obok. Uniosłam je w kierunku twarzy, by zobaczyć szczątki swojej niecodziennej urody. W odbiciu ujrzałam całkiem inną osobę. Przekrwione oczy, zaczerwieniony, od kataru, nos i rozczochrane włosy. Jeszcze tylko brodawka obok ust i mogę brać udział w castingu na wiedźmę roku.
Wstałam i udałam się do łazienki. Wzięłam pożądny prysznic, delikatnie przemywając oczy. Z kabiny wyszłam ociekając wodą, która plamiła idealnie czyste kafelki. Sprzątaczki się postarały. Nie patrząc w lustro otworzyłam drzwi łączące toaletę z moim małym królestwem. Dobra, małe to ono nie było. Ale takie są zalety mieszkania w willi. Bez pośpiechu, zawinięta ręcznikiem rozsunęłam żaluzje, amój pokój rozświetliły długie promienie słoneczne. Pomimo tego, że było już pewnie południe, prze wysokie okna wciąż można było ujrzeć najjaśniejszą gwiazdę naszej galaktyki. Podeszłam do jednej z dębowych komód i wysunęłam pierwszą szufladę. Moim oczom ukazały się idealnie poskładane, letnie ubrania. Po lewej poukładane kolorystycznie, zaś po prawej dokładnie te same ułożone ze względu na cenę. Uwielbiałam mieć porządek. Zupełnie jak Fay. Tylko ona musiała robić go sama, a ja miałam od tego służbę.
Moja 'przyjaciólka' myśli, że może mieć wszystko. Widziałam, jak tymi swoimi oczkami pożerała Zayna. Ale ja nie zamierzam się nim dzielić, nawet jak nie ma mnie w pobliżu. A załatwiłam to wszystko w Angli, jednym spojrzeniem, jednym słowem, a gdy mnie zobaczył, wiem, że oszalał na moim punkcie. Takie rzeczy się wie.
Założyłam starannie dobrane dzień wcześniej ubrania. Wróciłam do łazienki pomalować się, bo przecież nie pokażę się matce w takim stanie. Gdy wykonałam wszystkie niezbędne czynności, zeszłam do salonu, w którym, na sofie, siedziały już dwie osoby. Rozpoznałam w nich moich rodziców.Ojciec, dobrze zbudowany mężczyzna o ostrych rysach twarzy czytał jakiś dziennik. Mało ciekawe zajęcie. matkaoglądając paznokcie na zmianę z przeglądaniem się w lusterku wyglądała komicznie. Co chwila cmokała z niezadowoleniem ustami i tupała nigami,na których znajdowały się nowe, jak przypuszczam, pantofelki.
- Dzień dobry - przywitałam się, jak przystoi na właścicielkę tego domu. tak, cały budynek wraz z plantacją winorośli i polami wokół należał do mnie. Kochana babunia wybrała odpowiednią osobę w swoim testamencie.
- Dzień dobry, kochanie - odpowiedzieli równocześnie rodzice. - Co sobie życzysz na śniadanie? Naleśniki?
Spojrzałam w stronę drzwi do kuchni, po której na pewno krzątała się już kucharka szykując obiad. Nie odpowiedziałam rodzicom, wiem, że to niegrzecznie, ale szczerze mam to w dupie. Weszłam przez obrotowe drzwi i bez żadnego słowa udałam się prosto do lodówki. Wyciągnęłam karton z mlekiem i odstawiłam na blat. Przeszłam na drugą stronę powieszczenia, żeby wziąć miseczkę. kto urządził tak beznadziejnie to miejsce? Bezsensu! Wróciłam do mleka i płatków wskakując na szafki. Zajadałam się śniadaniem patrząc na naszą pracownicę. Żanada. Ale ponoć żadna praca nie chańbi. No cóż, u kogoś w domu to ja nigdy nie będę pracowała. Nie ma mowy.
Zeskoczyłam z półki, zostawiając na niej niedojedzone śniadanie. Nie martwiłam się o to, kto je posprząta. Wyszłam z kuchni i skierowałam się w stronę tarasu. Najpiękniejszy widok, to ten z zachodniej strony. Ale jeszcze dużo czasu, aż zajdzie Słońce. Przeszłam przez zwiewne, aksamitne, białe zasłony lekko podwiewane przez wiatr. Stąpałam po ciepłych od promieni słonecznych, kostkach bruku, wyłożonego na podwórku. Usiadłam na huśtawce lekko odpychając się nogami. Poddałam się temu, umilając sobie, jak zresztą zawsze, nudny dzień. Wiatr delikatnie łaskotał mnie w twarz, dając uczucię jakiegoś niezidentyfikowanego bezpieczeństwa.

Siedziałem na podłodze, na przeciwko wielkich luster i drążków przymocowanych na ścianie. Pot ściekał mi po czole. Co jakiś czas wycierałem je wierzchem dłoni.
Położyłem się na plecach głęboko wdychając powietrze. W tym momencie chciałem po prostu o niczym nie myśleć, ale nie potrafiłem. Przez myśli przebiegało mi z milion obrazów na sekundę. W większości była to Cassie. Ale również wiele chwil spędzonych przy Fay. Szczególnie te sam na sam.
Usłyszałem skrzypnięcie drzwi za moją głowę. Ułożyłem ją w dziwnej pozycji, żeby zobaczyć kto wszedł. Blond włosy.... A, to Niall. Ciekawe po co się wrócił.
- Cześć stary... - zaczął Irlanczyk. Po jego minie wywnioskowałem, że to coś poważnego.
- No hej - odpowiedziałem. - Zapomniałeś czegoś?
- Nie, po prostu chciałem z tobą pogadać. W mieszkaniu to raczej niemożliwe. Ale nie zbyt wiem pd czego mam zacząc...
- Najlepiej od początku - powiedziałem spokojnie, podnosząc się z podłogi i siadając na krześle w kącie. Uśmiechnąłem się, żeby zachęcić przyjaciela do zwierzenia się.
- Wiesz o tym, że Fay bardzo mi się podoba, prawda? - kiwnąłem głową potwierdzając. Każdy to chyba wiedział. Aż dziwne, bo on chyba też jej się podobał, a jednak nie byli razem. - No więc, chciałem coś zrobić z naszą znajomością. Mam na myśli moją i Fay..... - zatrzymał się i spojrzał na mnie. Widziałem niepewność w jego oczach. Biedaczek na prawdę nie wiedział co miał zrobić. - Chciałbym zapytać ją, czy nie zostanie oficjalnie moją dziewczyną - wykrztusił wreszcie. Zatkało mnie. Nasz Niall? Nasz Niall, członek One Direction, chciał się pytać jakiejkolwiek dziewczyny czy zostanie jego 'wybranką'? A pffff. Bez przesady.
- Co na to powiesz? - otworzyłem usta, ale zaraz je zamknąłem, czując, że nie wypowiem żadnego słowa. Poczułem lekkie ukłucie w okolicach serca. Co ono mogło znaczyć? Tak, to chyba zazdrość. Wiedziałem, że jak będą razem, nie spędzę z Fay tylu chwil razem, że będą nierozłączni i nie będzie już mniejsca na naszą przyjaźń. To uczucie, tej ogarniającej mnie pustki, było najgorszym uczuciem w moim życiu. Nie polecam. Zdecydowanie.


____
W końcu dodałam, przepraszam za błędy, nie było sprawdzane. ale obiecuję, że zrobię to jutro.
Liczę na komentarze ;)