wtorek, 27 listopada 2012
Nominacja Liebster Award
Było dla mnie bardzo wielkim, no i za razem miłym zaskoczeniem, że dwie Bloggerki [http://onedirectionfanpolish.blogspot.com] i [http://samemistakes-onedirection.blogspot.com/] nominowały mnie do Liebster Award. Dawno tu nie pisałam, więc postanowiłam, że może w przyszłym tygodniu coś tu odświeżę, a może jeszcze kiedyś napiszę. :) A teraz coś więcej o nominacjach.
Otrzymuje się je od innego bloggera (lub bloggerów) za 'dobrze wykonaną robotę'. Następnie należy odpowiedzieć na 11 pytań (w moim przypadku będzie to 22, z racji podwójnej nominacji). Na samym końcu zaś to ja wyznaczę jedenaście osób, które moim zdaniem zasłużyły na tą nagrodę.
Oto pytania od Onedirectionfanpolish:
1. Dlaczego blog akurat o One Direction?
Hmm. Jakoś w styczniu tego roku zaczęłam szperać, aby dowiedzieć się więcej o chłopkach. Natknęłam się na mnóstwo opowiadań i jakimś trafem 'walnęła' we mnie pewna historia. To był dosłownie grom z jasnego nieba. Starałam się jakoś urozmaicić to wszystko, no i wyszło, co wyszło. :)
2. Za co lubisz każdego z 1D?
Ciężkie pytanie. Mogę tylko zgadywać.
Więc Louis jest dla mnie czymś w rodzaju lustrzanego odbicia. W jego zachowaniu odnajduję jakieś malutkie cząstki siebie, które mają swoje odpowiednie miejsce. Bardzo to w nim doceniam.
Niall to mały i przesłodki Irlandczyk, który swoim urokiem i wdziękiem powala na kolana. Jest skromny, ale za razem potrafi dogadać i zrobić komuś kawał.
Harry. Harry to uroczy loczek. Zawsze wydawał mi się trochę wycofany, podchodzący do życia i innych ludzi z dystansem. Niedawno zmieniłam zdanie, po tych seriach tatuowania się, i jest dla mnie kolejnym wariatem. Bardzo lubię w nim ten jego spokój podczas wywiadów oraz to nieokiełznanie, gdy wygłupia się z chłopakami.
Liam to typowy opiekun. Wie czego od życia chce i nie boi się tego mówić. Bardzo przykro mi było, gdy dowiedziałam się, że rozstali się z Danielle. Ale z drugiej strony jestem szczęśliwa, że ona dalej opiekuje się jego żółwiami. I bardzo ich za to kocham.
Zayn. Tak zostawiłam go sobie na koniec bo jest to trudne, gdy myślę o nim nie przez pryzmat opowiadania. Sądzę, że najbardziej lubię w nim tą cholerną nieśmiałość. To, że mówi, że boi się wody i wysokości, po czym w kolejnych teledyskach wcale nie wydaje się przestraszony, czy choćby w jakiś sposób zażenowany.
To by było na tyle :D
3. Twój ulubiony strój Niall'a?
Czerwona koszulka polo i beżowe spodnie. <3
4. Do którego z 1D jesteś podobna najbardziej?
Jak już napisałam wcześniej Louis jest chyba najbardziej odpowiedni. Jest szalony, porywczy i wie, kiedy przestać żartować. To takie chyba nasze wspólne cechy.
5. Za co podziwiasz One Direction?
Ymm. Trudno powiedzieć, bo nigdy się nad tym nie zastanawiałam. Myślę, że ta ich beztroska jest najfajniejsza. Ale podziwiam ich głównie za wytrwałość. Za to, że pomimo tego, iż są zmęczeni sławą nie poddali się, bo ja dawno bym to rzuciła. Ale w końcu robią to co kochają.
6. Co było twoim natchnieniem przy zakładaniu bloga?
Uroda Zenka i jakieś takie wewnętrzne przeżycia, których musiałam się pozbyć.
7. W przyszłości wolisz zostać piosenkarką czy pisarką?
Każdy jako małe dziecko chciał śpiewać, ale wiem, że nie potrafię, więc wybieram zostanie pisarzem. W tym przynajmniej w jakimś stopniu jestem dobra.
8. Od kiedy jesteś Directioner (o ile jesteś)?
Od stycznia tego roku.
9. Z czym kojarzy ci się miesiąc twoich urodzin?
Z brzydką pogodą ;<
10. Czytałaś moje opowiadanie? (www.always-is-hope.blogspot.com)?
Niestety nie. Ale ostatnio nic nie czytam, więc nie ma się co przejmować. W dodatku nie sądzę, żeby ktokolwiek liczył się z moim zdaniem.
11. Czy w twojej szkole tolerują ciebie jako Directionerkę?
Ja jako Directionerka nie jestem typem fangirling'u. W szkole z moją paczką czasem gadamy o chłopakach, ale to przeważnie o ich wybrykach, czy głupich akcjach, tekstach. Spora część znajomych wie, że lubię 1D, ale nie było w tym nic więcej niż zdziwienia. Tak sądzę :D
Pytania od Samemistakes-onedirection:
1.Co chcesz robić w przyszłości?
W sumie to jeszcze nie wiem. Zawsze rozważałam zawód niespotykany, czyli coś tak unikatowego, że nie nudziłoby mnie to. Ale jeszcze nic nie znalazłam :D
2.Wasz ulubiony przedmiot w szkole?
Do tej pory był to wf, ale że już drugi rok nie ćwiczę wybieram hiszpański.
3.Najlepsze co cie w życiu spotkało?
Spotkanie wielu bardzo kochanych osób.
4.Macie jakieś zwierze?
Tak, pieska.
5.Ulubiony portal społecznościowy?
Twitter i Facebook.
6.Masz przyjaciela/przyjaciółkę?
Tak.
7.Jaki typujesz gatunek muzyczny?
Hip hop
8.Ulubiona piosenka ze wszystkich?
Ze wszystkich gatunków?! Kurczaczki. Nie umiem wybrać, ale możliwe, że Pezet - widzę jej obraz.
9.Masz chłopaka/dziewczyne?
Nie.
10.Jesteś aktualnie zakochany/a?
Nie.
11.Jak oceniasz siebie w skali 1-10?
4.
Nie mam ostatnio na nic czasu, nawet na znajdowanie 11 blogów, które czytałam. Więc nie wytypuję ;< Może mi się poprzypomina.
Pozdrowionka! xx
poniedziałek, 28 maja 2012
Epilog - Przynajmniej poudawajmy, że nie skończył się dla nas świat.
Drogi Zaynie,
Na wstępie chciałam Ci podziękować za to, że tak dobrze się mną zajęliście. Czułam się conajmniej jak u siebie w domu i wiem, że po przeczytaniu tego nie będzie Ci łatwo. Ale nie martw się, ja również cierpię.
Zdaję sobię sprawę, że właśnie teraz najbardziej mnie potrzebujesz, ale nie mogę dalej narażać Cię na niebezpieczeństwo. Po tym incydencie z Cassie postanowiłam wyprowadzić się na jakiś czas z Londynu. Rzuciłam pracę i nikomu nie powiedziałam dokąd wyjeżdżam. To będą takie moje większe wakacje. Zmęczyłam się tą ciągłą gonitwą i chcę pozwolić także Tobie odpocząć. Należy Ci się to.
Wiedz, że miesiąc z Wami spędzony był najlepszym miesiącem w moim życiu. Nie żałuję, żadnej chwili, żadnej decyzji, żadnego słowa. I to dlatego tak trudno jest mi się z Wami wszystkimi pożegnać twarzą w twarz.
Pozdrów chłopaków, pogratuluj Niall'owi nowej blond miłości i życz Liamowi i Louisowi szczęścia. Może zjawię się kiedyś na jednym z Waszych wesel. A Harry'emu powiedz, że nie ważne ile lat będzie miała jego wybranka, zawsze będę go wspierała, nawet, gdy nie będzie mnie blisko.
I w końcu ty, Zayn. Mam nadzieję, że moje zniknięcie nie przeszkodzi Tobie i całemu zespołowi w kontynuowaniu kariery. Wyobraź sobie, że zaczynasz tworzyć nową historię, tylko nie występuje w niej moja postać.
Nie łudzę się również, że zostanę w Twojej pamięci na zawsze, lecz chcę abyś znalazł kogoś, komu będziesz mógł całkowicie zaufać. Tak jak mi. Nie chcę Cię pouczać, nic z tych rzeczy, ale uwierz mi, że dobry przyjaciel z poza zespołu to coś, czego Ci trzeba.
Pamiętaj, że nie ważne ile kilometrów będzie nas dzieliło, ile złych słów padnie po moim nagłym zniknięciu, zawsze Cię kochałam, i kochać będę nie wiadomo co. Dlatego daję nam szansę na 'normalne' życie, które z normalnością nie ma nic wspólnego. Ale przynajmniej poudawajmy, że nie skończył się dla nas świat.
Zawsze kochającaFay.
Po moim policzku spłynęła łza. Wiedziałem, że to już koniec, jednak nie mogłem nic na to poradzić. Jedyne to ruszyć na przód, tak by mogła być ze mnie dumna.
Po chwili usiadłem przy swoim biurku z czystą kartką papieru. Z piórem w ręku zastanawiałem się jakimi słowami wyrazić mam to, co teraz czuję.
Kochana,
Gdybym tylko wiedział wcześniej, że wyjedziesz nigdy bym Cię nie puścił.
Teraz jesteś pewnie daleko, ale ja siedzę nad tą cholerną, pustą kartką i zastanawiam się co napisać. Wiem, że tego nie przeczytasz, ale wolę się łudzić, że kiedyś znajdziesz tą kopertę i przypomnisz sobie o mnie, o nas.
Pomimo wielu Twoich zapewnień nie wiem, czy będę w stanie znaleźć sobie kogoś lepszego od Ciebie.
Chłopaków pozdrowię, gdy tylko skończę to pisać i poproszę ich, żeby też Ci coś napisali.
A jeśli atrament będzie gdzie niegdzie rozmazany, to oznaka, że nie umiałem już powstrzymać łez.
Kochana, odwiedź nas kiedyś. Będziemy na Ciebie zawsze czekali, bez względu na czas naszej rozłąki.
Zawsze kochającyZayn
Wysiadłem pod jej domem. Podszedłem do drzwi z nadzieją, że znajdę za nimi szczęśliwą Fay, a cały ten wyjazd był jednym wielkim nieporozumieniem.
Pociągnąłem za klamkę, jednak drzwi nie chciały ustąpić. Zaczęłem naciskać ją mocniej, później pchać, uderzać, kopać. Nic, prócz bólu.
Zsunąłem się na betonowy schodek i podparłem głowę dłońmi. List położyłem obok, tak by tak silnie wiejący wiatr nie porwał go. Nie miałem zamiaru wrzucać go o skrzynki. Chciałem mieć pewność, że gdy Fay tu wróci na pewno go przeczyta.
Wstałem, przez szczelinę przecisnąłem zbyt grubą kopertę i wsiadłem do samochodu. Nie było po co już tu wracać.
Słyszałam jak walił w drzwi. Jednak nic nie zrobiłam. Leżałam na kanapie i łkałam jak najciszej się dało. Nie chciałam, żeby wiedział, że nigdzie się nie wbieram. Nie chciałam, żeby tu wracał. Nie chciałam, żeby wypytywał o mnie w pracy. Musiałam odpocząć od ciągłego życia pod znakiem zapytania. Miałam tylko nadzieję, że wszystko poukłada się jak w filmach. Poznam odpowiedniego mężczyznę, zakocham się w nim, założymy rodzinę... Problem w tym, że moją prawdziwą miłością był Zayn i dlatego musiałam poświęcić się, żeby dalej nie zagrażać jemu i jego karierze.
Gdy odgłosy ucichły wyszłam na korytarz. Pod drzwiami, na dywanie, leżała zbyt gruba, lekko brudna koperta z niebieskim, pochyłym napisem 'Fay'. Podniosłam ją szybko i wróciłam na kanapę. Odkleiłam zgięcie i wycignęłam pięć zapisanych kartek. Każda innym pismem, innym atramentem.
Droga Fay,
Bardzo przykro mi z powodu Twojego odejścia. Myślałem, że wasza więź nigdy nie zostnie zerwana, a tu proszę. Ale zdaję sobie sprawę z tego, że nie mam prawa Cię pouczać.
Jedynym o czym chciałem żebyś wiedziała, to to, że z Danielle ustaliliśmy wczoraj datę ślubu. Jesteś pierwszą osobą, której o tym mówię, nawet chłopcy jeszcze nie wiedzą. Dan chciała, żebyś była jedną z druhen. Jeśli tylko będziesz miała ochotę wpaść zadzwoń do mnie.
Uroczystość będzie skromna, w obecności rodziny i kilku przyjaciół. Koniec sierpnia to chyba dobry czas na wesele. Twoja obecność byłaby niesamowitym prezentem.
A co do Twojej tajemnicy, to jest u mnie całkowicie bezpieczna.
Nie będę się zbytnio rozpisywał, bo Zayn już nas pogania. Wiedz, że wszyscy bardzo Cię kochamy i na zawsze będziesz częścią naszej paczki.
Zaopiekuję się tymi wariatami.
Buziaki x
Liam
Kochana Fay,
Dzięki za pozdrowienia. I z pewnością zaprosimy Cię na nasze wesele jako jedną z pierwszych. Na razie nie omawialiśmy tego z Eleanor, ale miłość kwitnie.
Postanowiłem, że utrzymam ten list w wesołym klimacie. Więc Harry właśnie drapie się po głowie i maca loczki. Niall pomiędzy pisaniem je zestaw z Nando's. Liam jest zmartwiony, ale wciąż powtarza, że tak musiało być. A Zayna pewnie potrawisz sobie wyobrazć. Krąży po pokoju i zaraz zrobi dziurę w nowiuśkim dywanie.
Nie daj się, Młoda!
LouisP.S. Pamiętaj o zdrowym odżywianiu! Marchewki ponad życie!
Fay,
Co do moich randek ze starszymi kobietami to mam nadzieję, że wiesz, że były to tylko plotki... No może oprócz Caroline. Ale od tamtej pory wolę młodsze.
Miałem nadzieję, że w bliskiej przyszłości zbliżymy się do siebie. Nie mieliśmy okazji zakumplować się, a teraz jako była Zayna powinienem być na Ciebie zły za to co odwaliłaś. Ale nie potrafię. Za bardzo przyzwyczaiłem się do Twojej obecności i bardzo będzie mi jej brakowało.
Nie żałujmy niczego.
Ale jeśli jeszcze nie wyjechałaś i czytasz to na przykład przed wejściem do samolotu, nie wsiadaj! Zostań! Nasze życie będzie teraz w pewnym sensie puste, choć jest nas tak wielu. A mam głównie na myśli Zayna.
Zawsze możesz do nas wrócić.
Trzymaj się!Harry
Hej.
Nie mam pojęcia co mogę Ci napisać. Dzięki za gratulacje. Nie wiem skąd dowiedziałaś się o Effy, ale cieszę się, że nie musiałem Ci o tym teraz pisać. Poznaliśmy się kilka dni temu na dyskotece. Ona jest wspaniała! I świetnie gotuje.
Nie będę Cię oceniał, bo skoro postanowiłaś wyjechać i odpocząć to Twoja sprawa. Wierzę, że tak jest lepiej i popieram Cię jeśli tylko w to wierzysz.
Ale generalnie boję się o Zayna. Nie wiem czego możemy się spodziewać, nie wiemy czy będzie w stanie znów koncertować. Wczoraj w ogóle nie wyszedł z pokoju, nie mówiąc już o jakimkolwiek jedzeniu.
Mam nadzieję, że wkrótce wrócisz wypoczęta i będziesz miała siły, aby z nami znów przebywać.
Odpoczywaj!Niall
Ostatnią kartkę trzymałam w dłoni bardzo długo nim wreszcie zaczęłam czytać. Zagłębiałam się w każde zdanie, prześledzałam każde słowo po kolei i zastanawiałam się jaką miał minę, gdy to pisał.
Teraz, gdy wyciągam te listy z szafki nie mam łez w oczach. Wręcz przeciwnie. Na mojej twarzy pojawia się szeroki uśmiech. Cieszę się, że poznałam pięciu wspaniałych facetów, pięciu przyjaciół. A nie One Direction.
Mam niezbity dowód na pojawienie się ich w mojm życiu.
Jednak nikomu o tym nie powiem.
środa, 23 maja 2012
Nineteen
Gdy podjechaliśmy pod wieżowiec chłopaków, całkowicie się ściemniło. Dłonią musnęłam zimną szybę jakbym chciała złapać wszystkie świecące latarnie. Całkowicie się w tym zatraciłam dopóki Zayn nie zatrzymał się i wyłączył silnik. Jeszcze chwilę trzymał ręce na kierownicy, po czym zdjął je i ułożył na moich nogach zwracając się do mnie twarzą. Jego szczery uśmiech wywołał u mnie radość, bo wiedziałam o czym myśli. Nie chciał wchodzić do góry.
- Nic z tego, kochasiu - szepnęłam wprost do jego ucha. - Nie tym razem.
Chciałam go jeszcze ucałować w policzek, ale momentalnie oparł się o swój fotel. Minę zrobił obrażoną, ale i tak chciało mi się śmiać.
- Nie to nie - powiedziałam.
Otworzyłam drzwi samochodu, ale Malik natychmiastowo je zatrzasnął i nachylił się nade mną. Nasze usta zetknęły się w krótkim pocałunku. Spojrzałam na niego z podniesionymi brwiami i pytającą miną.
- No co? Musimy ustalić jakieś formy pożegnania, więc jedną chciałem przećwiczyć - stwierdził.
- Niech ci będzie.
Znowu pociągnęłam klamkę, wysiadłam i udałam się do wejścia. Za sobą usłyszałam charakterystyczny dźwięk zamykania pojazdu i Zayn już się ze mną zrównał. Złapał moją dłoń, która w sumie idealnie pasowała do jego dłoni.
Weszliśmy do hallu, a następnie do windy. Wciąż trzymając się za ręce w milczeniu przejechaliśmy wszystkie piętra. Zatrzymując się na ostatnim wysiedliśmy i podążyliśmy korytarzem do apartamentu.
Już po chwili na paluszkach skradaliśmy się do pokoju Mulata, tak by nikt nas nie przyłapał. Ale z drugiej strony nie mogliśmy się przestać śmiać, choć nie było w tym niczego śmiesznego.
Dochodząc do upragnionego pomieszczenia, gdzieś z tyłu rozległy się kroki, po czym zapaliły się wszystkie światła na korytarzu. Przed nami stanęli Liam oraz Danielle z szerokimi uśmiechami na ustach.
- Gdybyście tylko zobaczyli swoje miny! - krzyczał Payne między napadami głupawki. - Nie mogę, chyba się posikam.
Peazer leżała już na podłodze tarzając się i uderzając w posadzkę pięściami. Mogłoby się wydawać, że nic nie przerwie tej chwili zapomnienia.
- Kto tak drze mordę?! - słychać Harry'ego.
- Uspokój się - powiedział Zayn do właśnie przybyłego Stylesa.
Danielle i Liam zachowywali się jak nigdy dotąd. Dziwnie.
- Co piliście? - spytałam ostrożnie.
Ale oni jeszcze bardziej krzyczeli, nie wspominając o chodzącym tam i z powrotem Harry'm, który jęczał, że jest zmęczony.
- Spadam - szepnęłam Zaynowi z nadzieją, że poradzi sobie z nimi.
Weszłam do pokoju i rzuciłam się na łóżko. Jest ono tak wąskie, że dopiero teraz zastanawiałam się nad tym, jak ostatniej nocy się na nim zmieściliśmy.
Usłyszałam dźwięk przychodzącej wiadomości, gdzieś z okolic kuchni. Wstałam i udałam się tam od razu zauważając komórkę leżącą na kuchennym stole. Podniosłam ją i odczytałam SMS-a.
Jestem u ciebie, nie jest dobrze. Przyjedź jeśli możesz.
To oczywiste kto był nadawcą tej wiadomości. Wybiegłam na korytarz i podbiegłam do Zayna.
- Mógłbyś podwieźć mnie do mojego domu?
- Podjadę do monopolowego po coś mocniejszego, bo trzeba opić sama wiesz co - powiedział z uśmiechem Zayn zatrzymując się przed moim domem.
W odpowiedzi dostał tylko szybkiego buziaka w policzek. Wypadłam jak najszybciej z samochodu i pobiegłam w stronę drzwi. Z niewiadomo jakiego powodu dłonie trzęsły mi się niemiłosiernie i nie potrafiłam wsadzić klucza w zamek. Gdy w końcu to zrobiłam weszłam do środka, gdzie panowały egipskie ciemności. Dłonią próbowałam wymacać na ścianie pstryczek, ale nie umiałam go znaleźć. Na nic zdała się moja znajomość domu, bo rozkojarzenie zdziałało swoje.
- Halo? - powiedziałam gdzieś w stronę salonu. - Jesteś tu? - spytałam zdenerwowana. Miałam wrażenie, że nie wydarzy się nic dobrego.
Uchyliłam drzwi dużego pokoju i poczłapałam do środka trzymając się ściany. Lampka w rogu pokoju zapaliła się oślepiając mnie. Po chwili ujrzałam tak bardzo znaną mi twarz.
***
Bujałem się w rytm muzyki. Tandetne techno, alkohol i zapach tytoniu otumaniał mnie jak nic innego. Znajdowałem się na samym środku zatłoczonego parkietu z piwem w ręce i rozluźniony tańczyłem. Nie zwracałem uwagi na gapiących się, czy robiących zdjęcia ludzi. Miałem w dupie ich komentarze i wybujałe historyjki na nasz temat.
- Chyba trochę przesadziłeś - usłyszałem jakiś głos.
Podniosłem wzrok i spojrzałem na niską blondynkę, która wlepiała we mnie swoje małe szare oczka.
- Do mnie mówisz? - spytałem wskazując na siebie palcem. - Czuję się wyśmienicie - dodałem, gdy kiwnęła twierdząco głową.
- Nie wydaje mi się. I myślę, że jutrzejszy kac da ci do myślenia. Nie mówiąc już o wszystkich brukowcach.
- Znamy się w ogóle? - Odparłem wścibskim głosem.
- Opowiem ci wszystko, gdy tylko się stąd wydostaniemy - powiedziała dziewczyna.
Z braku większych planów na zakończenie tej nocy, udałem się za nią bez słowa. Znaleźliśmy się na zewnątrz, a blondi wskazała na najbliższą ławkę. Podszedłem tam chwiejnym krokiem, a ona tuż za mną. Usiedliśmy.
***
- Po co napisałaś, jak nic ci nie jest? - spytałam stojącą w rogu Cassie.
- Zbliżyłaś się do Zayna, huh? - odpowiedziała pytaniem na pytanie. - Obserwowałam was dzisiaj. Nieźle razem wyglądacie.
- Odbiło ci?
Przerażona powagą Cassie nie mogłam nic innego z siebie wydusić.
- Czuję się wyśmienicie. W porównaniu do ciebie, za kilka minut będę tryskała zdrowiem.
Na jej twarz wstąpił złośliwy uśmieszek, a zza pleców wyjęła nóż sprężynowy.
- Co to wszystko ma znaczyć?! Dlaczego mi to robisz?! Przecież się przyjaźnimy.
- Już długo nie ma naszej przyjaźni. Skończyła się, gdy zabrałaś mi Robbie'go. A teraz ja zakończę naszą 'znajomość' odbierając ci życie.
- Cassie nie waż się tego robić - mówiłam wycofując się z pokoju. - Będziesz mnie miała na sumieniu, nie będziesz mogła o tym zapomnieć. Nie warto! - krzyknęłam i wybiegłam z domu.
Dziwacznie, ale w miarę szybko przeskoczyłam niską furtkę i zaczęłam bieg wzdłuż pustej już ulicy. Nogi odmawiały mi posłuszeństwa, a w głowie szumiało. Daleko w tyle było słychać jakieś krzyki, lecz nie potrafiłam ich rozróżnić. Brzmiały jednakowo.
Skręciłam za jakimś blokiem i wciąż biegiem starałam ukryć się za jakimś drzewem. Jednak żadne nie było zbyt bezpieczne.
Nie próbowałam odwracać się do tyłu, by obliczyć dzielącą mnie i Cassie odległość. Wiem, że strach sparaliżowałby mnie doszczętnie. A to było najmniej pożądane w tym momencie.
Pokonałam kolejny zakręt i wskoczyłam w pierwsze krzaki jakie zauważyłam. Przyklęknęłam i spoglądałam w stronę, z której przybiegłam.
Nagle za swoimi plecami usłyszałam sapanie. Nie mogę się obrócić. Co jeśli to Cassie i chce mnie zabić? - mówił głos w mojej głowie. Ale jeśli nie będziesz się broniła, to możesz nie przeżyć tej nocy - mówił kolejny.
Powoli wyprostowałam plecy i podniosłam się z klęczków. Obróciłam się na piętach i nie podnosząc wzroku patrzyłam na ubłocone, znajome mi zresztą, buty. Odważyłam się spojrzeć wyżej, najpierw na pobrudzone trawą spodnie, a potem na rozszarpaną koszulkę. Zakrwawione dłonie złapały mnie za ramiona i potrząsały jak lalkę. Nieznajomy mówił coś, ale strach nie pozwalał mi go zrozumieć.
Śliczne brązowe oczy zaszkliły się.
- Fay! - krzyczał chłopak o kruczoczarnych włosach. - Odpowiedz mi!
- Zayn? - zapytałam niepewnie. Byłam przygotowana na Cassie. - Myślałam, że to ktoś inny - wyszeptałam i z płaczem wtuliłam się w tors Malika. Odpowiedział mi tylko jego cichy jęk. Podniosłam wzrok, ale nie zdążyłam spojrzeć mu w oczy bo rozproszyła mnie wilgotna i lepka od czegoś moja ręka. On był ranny.
- Zayn? - spytałam cichutko. - Tylko nie mów, że ONA ci to zrobiła - mówiłam przez łzy. - Musimy coś zrobić...
- Cii - uciszył mnie. - Ty musisz wrócić do nas, tu nie jest bezpiecznie.
- Ale Zayn! Ona cię dźgnęła, musimy jechać na pogotowie.
- Jedyne gdzie musimy jechać to nasz dom. Chodź - dodał jeszcze i złapał moją brudną od krwi rękę i ruszyliśmy.
_____
Dłuższy niż zwykle ;)
- Nic z tego, kochasiu - szepnęłam wprost do jego ucha. - Nie tym razem.
Chciałam go jeszcze ucałować w policzek, ale momentalnie oparł się o swój fotel. Minę zrobił obrażoną, ale i tak chciało mi się śmiać.
- Nie to nie - powiedziałam.
Otworzyłam drzwi samochodu, ale Malik natychmiastowo je zatrzasnął i nachylił się nade mną. Nasze usta zetknęły się w krótkim pocałunku. Spojrzałam na niego z podniesionymi brwiami i pytającą miną.
- No co? Musimy ustalić jakieś formy pożegnania, więc jedną chciałem przećwiczyć - stwierdził.
- Niech ci będzie.
Znowu pociągnęłam klamkę, wysiadłam i udałam się do wejścia. Za sobą usłyszałam charakterystyczny dźwięk zamykania pojazdu i Zayn już się ze mną zrównał. Złapał moją dłoń, która w sumie idealnie pasowała do jego dłoni.
Weszliśmy do hallu, a następnie do windy. Wciąż trzymając się za ręce w milczeniu przejechaliśmy wszystkie piętra. Zatrzymując się na ostatnim wysiedliśmy i podążyliśmy korytarzem do apartamentu.
Już po chwili na paluszkach skradaliśmy się do pokoju Mulata, tak by nikt nas nie przyłapał. Ale z drugiej strony nie mogliśmy się przestać śmiać, choć nie było w tym niczego śmiesznego.
Dochodząc do upragnionego pomieszczenia, gdzieś z tyłu rozległy się kroki, po czym zapaliły się wszystkie światła na korytarzu. Przed nami stanęli Liam oraz Danielle z szerokimi uśmiechami na ustach.
- Gdybyście tylko zobaczyli swoje miny! - krzyczał Payne między napadami głupawki. - Nie mogę, chyba się posikam.
Peazer leżała już na podłodze tarzając się i uderzając w posadzkę pięściami. Mogłoby się wydawać, że nic nie przerwie tej chwili zapomnienia.
- Kto tak drze mordę?! - słychać Harry'ego.
- Uspokój się - powiedział Zayn do właśnie przybyłego Stylesa.
Danielle i Liam zachowywali się jak nigdy dotąd. Dziwnie.
- Co piliście? - spytałam ostrożnie.
Ale oni jeszcze bardziej krzyczeli, nie wspominając o chodzącym tam i z powrotem Harry'm, który jęczał, że jest zmęczony.
- Spadam - szepnęłam Zaynowi z nadzieją, że poradzi sobie z nimi.
Weszłam do pokoju i rzuciłam się na łóżko. Jest ono tak wąskie, że dopiero teraz zastanawiałam się nad tym, jak ostatniej nocy się na nim zmieściliśmy.
Usłyszałam dźwięk przychodzącej wiadomości, gdzieś z okolic kuchni. Wstałam i udałam się tam od razu zauważając komórkę leżącą na kuchennym stole. Podniosłam ją i odczytałam SMS-a.
Jestem u ciebie, nie jest dobrze. Przyjedź jeśli możesz.
To oczywiste kto był nadawcą tej wiadomości. Wybiegłam na korytarz i podbiegłam do Zayna.
- Mógłbyś podwieźć mnie do mojego domu?
- Podjadę do monopolowego po coś mocniejszego, bo trzeba opić sama wiesz co - powiedział z uśmiechem Zayn zatrzymując się przed moim domem.
W odpowiedzi dostał tylko szybkiego buziaka w policzek. Wypadłam jak najszybciej z samochodu i pobiegłam w stronę drzwi. Z niewiadomo jakiego powodu dłonie trzęsły mi się niemiłosiernie i nie potrafiłam wsadzić klucza w zamek. Gdy w końcu to zrobiłam weszłam do środka, gdzie panowały egipskie ciemności. Dłonią próbowałam wymacać na ścianie pstryczek, ale nie umiałam go znaleźć. Na nic zdała się moja znajomość domu, bo rozkojarzenie zdziałało swoje.
- Halo? - powiedziałam gdzieś w stronę salonu. - Jesteś tu? - spytałam zdenerwowana. Miałam wrażenie, że nie wydarzy się nic dobrego.
Uchyliłam drzwi dużego pokoju i poczłapałam do środka trzymając się ściany. Lampka w rogu pokoju zapaliła się oślepiając mnie. Po chwili ujrzałam tak bardzo znaną mi twarz.
***
Bujałem się w rytm muzyki. Tandetne techno, alkohol i zapach tytoniu otumaniał mnie jak nic innego. Znajdowałem się na samym środku zatłoczonego parkietu z piwem w ręce i rozluźniony tańczyłem. Nie zwracałem uwagi na gapiących się, czy robiących zdjęcia ludzi. Miałem w dupie ich komentarze i wybujałe historyjki na nasz temat.
- Chyba trochę przesadziłeś - usłyszałem jakiś głos.
Podniosłem wzrok i spojrzałem na niską blondynkę, która wlepiała we mnie swoje małe szare oczka.
- Do mnie mówisz? - spytałem wskazując na siebie palcem. - Czuję się wyśmienicie - dodałem, gdy kiwnęła twierdząco głową.
- Nie wydaje mi się. I myślę, że jutrzejszy kac da ci do myślenia. Nie mówiąc już o wszystkich brukowcach.
- Znamy się w ogóle? - Odparłem wścibskim głosem.
- Opowiem ci wszystko, gdy tylko się stąd wydostaniemy - powiedziała dziewczyna.
Z braku większych planów na zakończenie tej nocy, udałem się za nią bez słowa. Znaleźliśmy się na zewnątrz, a blondi wskazała na najbliższą ławkę. Podszedłem tam chwiejnym krokiem, a ona tuż za mną. Usiedliśmy.
***
- Po co napisałaś, jak nic ci nie jest? - spytałam stojącą w rogu Cassie.
- Zbliżyłaś się do Zayna, huh? - odpowiedziała pytaniem na pytanie. - Obserwowałam was dzisiaj. Nieźle razem wyglądacie.
- Odbiło ci?
Przerażona powagą Cassie nie mogłam nic innego z siebie wydusić.
- Czuję się wyśmienicie. W porównaniu do ciebie, za kilka minut będę tryskała zdrowiem.
Na jej twarz wstąpił złośliwy uśmieszek, a zza pleców wyjęła nóż sprężynowy.
- Co to wszystko ma znaczyć?! Dlaczego mi to robisz?! Przecież się przyjaźnimy.
- Już długo nie ma naszej przyjaźni. Skończyła się, gdy zabrałaś mi Robbie'go. A teraz ja zakończę naszą 'znajomość' odbierając ci życie.
- Cassie nie waż się tego robić - mówiłam wycofując się z pokoju. - Będziesz mnie miała na sumieniu, nie będziesz mogła o tym zapomnieć. Nie warto! - krzyknęłam i wybiegłam z domu.
Dziwacznie, ale w miarę szybko przeskoczyłam niską furtkę i zaczęłam bieg wzdłuż pustej już ulicy. Nogi odmawiały mi posłuszeństwa, a w głowie szumiało. Daleko w tyle było słychać jakieś krzyki, lecz nie potrafiłam ich rozróżnić. Brzmiały jednakowo.
Skręciłam za jakimś blokiem i wciąż biegiem starałam ukryć się za jakimś drzewem. Jednak żadne nie było zbyt bezpieczne.
Nie próbowałam odwracać się do tyłu, by obliczyć dzielącą mnie i Cassie odległość. Wiem, że strach sparaliżowałby mnie doszczętnie. A to było najmniej pożądane w tym momencie.
Pokonałam kolejny zakręt i wskoczyłam w pierwsze krzaki jakie zauważyłam. Przyklęknęłam i spoglądałam w stronę, z której przybiegłam.
Nagle za swoimi plecami usłyszałam sapanie. Nie mogę się obrócić. Co jeśli to Cassie i chce mnie zabić? - mówił głos w mojej głowie. Ale jeśli nie będziesz się broniła, to możesz nie przeżyć tej nocy - mówił kolejny.
Powoli wyprostowałam plecy i podniosłam się z klęczków. Obróciłam się na piętach i nie podnosząc wzroku patrzyłam na ubłocone, znajome mi zresztą, buty. Odważyłam się spojrzeć wyżej, najpierw na pobrudzone trawą spodnie, a potem na rozszarpaną koszulkę. Zakrwawione dłonie złapały mnie za ramiona i potrząsały jak lalkę. Nieznajomy mówił coś, ale strach nie pozwalał mi go zrozumieć.
Śliczne brązowe oczy zaszkliły się.
- Fay! - krzyczał chłopak o kruczoczarnych włosach. - Odpowiedz mi!
- Zayn? - zapytałam niepewnie. Byłam przygotowana na Cassie. - Myślałam, że to ktoś inny - wyszeptałam i z płaczem wtuliłam się w tors Malika. Odpowiedział mi tylko jego cichy jęk. Podniosłam wzrok, ale nie zdążyłam spojrzeć mu w oczy bo rozproszyła mnie wilgotna i lepka od czegoś moja ręka. On był ranny.
- Zayn? - spytałam cichutko. - Tylko nie mów, że ONA ci to zrobiła - mówiłam przez łzy. - Musimy coś zrobić...
- Cii - uciszył mnie. - Ty musisz wrócić do nas, tu nie jest bezpiecznie.
- Ale Zayn! Ona cię dźgnęła, musimy jechać na pogotowie.
- Jedyne gdzie musimy jechać to nasz dom. Chodź - dodał jeszcze i złapał moją brudną od krwi rękę i ruszyliśmy.
_____
Dłuższy niż zwykle ;)
środa, 16 maja 2012
ŚWIĘTUJEMY!
Świętujemy! Dzisiaj przekroczyliście 10000 wejść!
Gorąco za to dziękuję, a także za to, że AŻ 70 (!) osób zadeklarowało się do regularnego czytania tego bloga.
Jest to dla mnie ogromny osobisty sukces i jestem Wam baaaaardzo wdzięczna.
Wszystko to, oczywiście, zawdzięczam Wam i naprawdę nie wiem jak i jakimi słowami mam podziękować.
Wciąż nie potrafię pojąć, że taka ilość osób wchodzi tu, żeby poczytać kilkadziesiąt zespojonych ze sobą zdań, kilka głupich przelanych pomysłów. A cieszę się jak dziecko, które dostało lizaka.
No i do tego wczoraj rozpoczął się piąty miesiąc istnienia tego opowiadania, co również przynosi mi nieograniczoną radość.
A co Wy o tym sądzicie? Kiedy dodać kolejny rozdział? :> (piszcie w komentarzach ;) )
Gorąco za to dziękuję, a także za to, że AŻ 70 (!) osób zadeklarowało się do regularnego czytania tego bloga.
Jest to dla mnie ogromny osobisty sukces i jestem Wam baaaaardzo wdzięczna.
Wszystko to, oczywiście, zawdzięczam Wam i naprawdę nie wiem jak i jakimi słowami mam podziękować.
Wciąż nie potrafię pojąć, że taka ilość osób wchodzi tu, żeby poczytać kilkadziesiąt zespojonych ze sobą zdań, kilka głupich przelanych pomysłów. A cieszę się jak dziecko, które dostało lizaka.
No i do tego wczoraj rozpoczął się piąty miesiąc istnienia tego opowiadania, co również przynosi mi nieograniczoną radość.
A co Wy o tym sądzicie? Kiedy dodać kolejny rozdział? :> (piszcie w komentarzach ;) )
piątek, 11 maja 2012
Dieciocho
Enjoy! ;)
- Chyba jestem w niebie - szepnęłam odrywając się od Mulata.
- Ale ja wyżej.
Znów ten cwaniacki uśmieszek.
- Jak wysoko? - chciałam wiedzieć.
- Trzy metry nad niebiem* - powiedział.
Spojrzałam na niego z udawaną złością.
- Jak możesz podrywać mnie tekstami z filmów?
Zayn zmarszczył brwi i spuścił wzrok. Złapałam go. W końcu!
- Przepraszam - szepnął, a ja zaczęłam się śmiać.
- Nie masz za co. W sumie to było bardzo słodkie. - Uśmiechnęłam się, a jego twarz pojaśniała.
- Więc... - Zaczął przeciągle. - Skomentujesz jakoś to, co ci przed chwilą powiedziałem?
Umm. Mam mu powiedzieć?!
- N-n-no - zająknęłam się jak nigdy.
Zayn pogłaskał mnie po policzku i przybliżył się do mnie.
- Powiesz mi? - spytał tym swoim cholernie zmysłowym szeptem. Miałam ochotę zamknąć oczy, poczuć jego usta na swoich i oddać się temu, bez pośpiechu, nie zważając na otaczający nas świat.
- Tak - odpowiedziałam najnormalniejszym głosem wyzbytym uczuć. - Umm... No więc, myślałam, że znasz moją pozycję. Ale skoro mówisz, że nie...
- Powiedz to wreszcie! - krzyknął Malik. - Skoro nie czujesz do mnie tego, co ja do ciebie, to po co mnie w ogóle zwodziłaś? - Chłopak podniósł się z kolan i wstał schodząc z koca. Ja zaś siedziałam jak wryta nie wiedząc co powiedzieć. - Po co pozwoliłaś mi z sobą spać? Dlaczego, do jasnej cholery, dopuściłaś do tego, żebym przy tobie tracił zmysły, nie umiał wypowiedzieć zdania i chciał cię całować przy każdej możliwej okazji? - Wziął gleboki oddech i odwrócił się do mnie plecami.
Widziałam jak płytko oddychał co przyprawiło mnie o dreszcze i poczucie winy. Czy on właśnie płakał?
- Malik! - krzyknęłam wstając.
Momentalnie się odwrócił, ale nie patrzył na mnie. Spoglądał na swoje nike'i. Jego oczy były zaczerwienione, a na twarzy nie gościł już uśmiech, który tak bardzo kochałam. Coś mnie tknęło, a w żołądku poczułam dziwny uścisk.
- Kocham cię, głuptasie - szepnęłam.
Podniósł wzrok i niepewnie zrobił krok do przodu. Ja także się zbliżyłam i zarzuciłam mu ręce na szyję. On zaś ujął mój podbródek i delikatnie musnął moje usta swoimi. W moim brzuchu znów coś się poprzewracało, ale tym razem był to ewidentnie dobry znak.
Zayn złapał mnie za biodra i podniósł. Czułam się jakbym latała, jakkolwiek tandetnie to brzmi. Podszedł do koca i ułożył mnie na nim.
- Wygodne miejsce dla mojej księżniczki - szepnął mi do ucha, a ja zachichotałam. Przewróciłam się na lewy bok i powróciliśmy do całowania się. Ręka Mulata spoczywała na moim biodrze co jakiś czas gładziła moje plecy. Oderwaliśmy się od siebie i spojrzeliśmy sobie w oczy. Bardzo dobrze wiedziałam czego pragnie. Jak zresztą każdy mężczyzna. Jednak to miejsce nie było do tego odpowiednie. Ale co mi tam.
- To już straciłeś ochotę? - spytałam figlarnie.
Chłopak przecząco pokiwał głową i przyciągnął mnie do siebie. Zaczął obsypywać mnie milionami całusów. Najpierw usta, potem przeszedł na policzki, szyję, obojczyk. Trochę się uniósł i okrakiem zawisł nade mną nieprzerwanie całując gdzie popadnie. Pociągnęłam go za brodę, dając do zrozumienia, że ma wrócić do moich ust, co też natychmiast zrobił. Poczułam jego ciepłe dłonie na swoim brzuchu, który odsłaniał powoli podciągając moją bluzkę. Zauważyłam także, że delikatnie ciągnąc jego włosy sprawiałam mu dodatkową przyjemność.
Mulat zdawał się szaleć, bo co chwilę zmieniał pozycję i co chwilę dotykał mnie w innym miejscu. Miałam cichą nadzieję, że to tylko i wyłącznie z mojego powodu, ale możliwe, że podniecenie tak na niego działało.
Znów na chwilę oderwał się ode mnie, ale tylko po to, by ściągnąć swój biały podkoszulek ukazując wydatną muskulaturę. Jego rozpalone plecy wyginały się z każdym dotknięciem mojej skóry.
Oboje wydawaliśmy się już zmęczeni i jestem pewna, że gdyby ktoś wtedy usłyszał nasze dyszenie byłby zdegustowany. Ale nie przejmowaliśmy się tym, bo wierzyłam, że Malik upewnił się, żeby nikt tu nie przychodził.
Nim się obejrzałam leżałam już w samym biustonoszu i spodniach, a Zayn w bokserkach. Gdy zdałam sobie sprawę z powagi sytuacji oderwałam się od jego ust i opadłam na koc.
- Co jest? - spytał wyraźnie zaniepokojony. - Jeśli to za szybko to przepraszam, ale...
- Nie - przerwałam mu. - Po prostu nie chcę zrobić tego teraz z tobą.
Cholera! Chyba źle się wyraziłam. Ale Zayn już się ubierał nie zwracając na mnie uwagi.
- Hej - powiedziałam próbując złapać jego rękę, aby zaprzestał. Opuścił ramiona i zgarbił się wpatrując mi się w oczy. - Nie chcę abyś szybko ze mną zerwał, bo wtedy będę myślała, że to przez ten seks. Że nie byłam wystarczająco dobra, że ci się nie podobało...
- Ejejej - szepnął Malik i złapał moją twarz. - Nigdy bym cię nie zostawił, nie mówiąc już o takim głupim powodzie. A seks z tobą byłby najlepszym pod słońcem. Powiedziałem ci, że cię kocham i bez względu, czy będziemy to robili czy nie, nie zostaniesz sama. Nie pozwolisz mi odejść.
- Kocham cię - odparłam i go pocałowałam.
Po chwili byliśmy gotowi do wrócenia do auta, w pełni ubrani i głodni. Ruszyliśmy, a że powoli się ściemniało Zayn trzymał moją dłoń, żebym nie wywróciła się na żwirze. Wyszliśmy tą samą żelazną bramą i znaleźliśmy się bezpieczni w samochodzie. Odjechaliśmy.
* Trzy Metry Nad Niebem - film ( osobiście polecam hiszpańską wersję xd)
No i zapraszam na you-will-always-remember.blogspot.com
- Chyba jestem w niebie - szepnęłam odrywając się od Mulata.
- Ale ja wyżej.
Znów ten cwaniacki uśmieszek.
- Jak wysoko? - chciałam wiedzieć.
- Trzy metry nad niebiem* - powiedział.
Spojrzałam na niego z udawaną złością.
- Jak możesz podrywać mnie tekstami z filmów?
Zayn zmarszczył brwi i spuścił wzrok. Złapałam go. W końcu!
- Przepraszam - szepnął, a ja zaczęłam się śmiać.
- Nie masz za co. W sumie to było bardzo słodkie. - Uśmiechnęłam się, a jego twarz pojaśniała.
- Więc... - Zaczął przeciągle. - Skomentujesz jakoś to, co ci przed chwilą powiedziałem?
Umm. Mam mu powiedzieć?!
- N-n-no - zająknęłam się jak nigdy.
Zayn pogłaskał mnie po policzku i przybliżył się do mnie.
- Powiesz mi? - spytał tym swoim cholernie zmysłowym szeptem. Miałam ochotę zamknąć oczy, poczuć jego usta na swoich i oddać się temu, bez pośpiechu, nie zważając na otaczający nas świat.
- Tak - odpowiedziałam najnormalniejszym głosem wyzbytym uczuć. - Umm... No więc, myślałam, że znasz moją pozycję. Ale skoro mówisz, że nie...
- Powiedz to wreszcie! - krzyknął Malik. - Skoro nie czujesz do mnie tego, co ja do ciebie, to po co mnie w ogóle zwodziłaś? - Chłopak podniósł się z kolan i wstał schodząc z koca. Ja zaś siedziałam jak wryta nie wiedząc co powiedzieć. - Po co pozwoliłaś mi z sobą spać? Dlaczego, do jasnej cholery, dopuściłaś do tego, żebym przy tobie tracił zmysły, nie umiał wypowiedzieć zdania i chciał cię całować przy każdej możliwej okazji? - Wziął gleboki oddech i odwrócił się do mnie plecami.
Widziałam jak płytko oddychał co przyprawiło mnie o dreszcze i poczucie winy. Czy on właśnie płakał?
- Malik! - krzyknęłam wstając.
Momentalnie się odwrócił, ale nie patrzył na mnie. Spoglądał na swoje nike'i. Jego oczy były zaczerwienione, a na twarzy nie gościł już uśmiech, który tak bardzo kochałam. Coś mnie tknęło, a w żołądku poczułam dziwny uścisk.
- Kocham cię, głuptasie - szepnęłam.
Podniósł wzrok i niepewnie zrobił krok do przodu. Ja także się zbliżyłam i zarzuciłam mu ręce na szyję. On zaś ujął mój podbródek i delikatnie musnął moje usta swoimi. W moim brzuchu znów coś się poprzewracało, ale tym razem był to ewidentnie dobry znak.
Zayn złapał mnie za biodra i podniósł. Czułam się jakbym latała, jakkolwiek tandetnie to brzmi. Podszedł do koca i ułożył mnie na nim.
- Wygodne miejsce dla mojej księżniczki - szepnął mi do ucha, a ja zachichotałam. Przewróciłam się na lewy bok i powróciliśmy do całowania się. Ręka Mulata spoczywała na moim biodrze co jakiś czas gładziła moje plecy. Oderwaliśmy się od siebie i spojrzeliśmy sobie w oczy. Bardzo dobrze wiedziałam czego pragnie. Jak zresztą każdy mężczyzna. Jednak to miejsce nie było do tego odpowiednie. Ale co mi tam.
- To już straciłeś ochotę? - spytałam figlarnie.
Chłopak przecząco pokiwał głową i przyciągnął mnie do siebie. Zaczął obsypywać mnie milionami całusów. Najpierw usta, potem przeszedł na policzki, szyję, obojczyk. Trochę się uniósł i okrakiem zawisł nade mną nieprzerwanie całując gdzie popadnie. Pociągnęłam go za brodę, dając do zrozumienia, że ma wrócić do moich ust, co też natychmiast zrobił. Poczułam jego ciepłe dłonie na swoim brzuchu, który odsłaniał powoli podciągając moją bluzkę. Zauważyłam także, że delikatnie ciągnąc jego włosy sprawiałam mu dodatkową przyjemność.
Mulat zdawał się szaleć, bo co chwilę zmieniał pozycję i co chwilę dotykał mnie w innym miejscu. Miałam cichą nadzieję, że to tylko i wyłącznie z mojego powodu, ale możliwe, że podniecenie tak na niego działało.
Znów na chwilę oderwał się ode mnie, ale tylko po to, by ściągnąć swój biały podkoszulek ukazując wydatną muskulaturę. Jego rozpalone plecy wyginały się z każdym dotknięciem mojej skóry.
Oboje wydawaliśmy się już zmęczeni i jestem pewna, że gdyby ktoś wtedy usłyszał nasze dyszenie byłby zdegustowany. Ale nie przejmowaliśmy się tym, bo wierzyłam, że Malik upewnił się, żeby nikt tu nie przychodził.
Nim się obejrzałam leżałam już w samym biustonoszu i spodniach, a Zayn w bokserkach. Gdy zdałam sobie sprawę z powagi sytuacji oderwałam się od jego ust i opadłam na koc.
- Co jest? - spytał wyraźnie zaniepokojony. - Jeśli to za szybko to przepraszam, ale...
- Nie - przerwałam mu. - Po prostu nie chcę zrobić tego teraz z tobą.
Cholera! Chyba źle się wyraziłam. Ale Zayn już się ubierał nie zwracając na mnie uwagi.
- Hej - powiedziałam próbując złapać jego rękę, aby zaprzestał. Opuścił ramiona i zgarbił się wpatrując mi się w oczy. - Nie chcę abyś szybko ze mną zerwał, bo wtedy będę myślała, że to przez ten seks. Że nie byłam wystarczająco dobra, że ci się nie podobało...
- Ejejej - szepnął Malik i złapał moją twarz. - Nigdy bym cię nie zostawił, nie mówiąc już o takim głupim powodzie. A seks z tobą byłby najlepszym pod słońcem. Powiedziałem ci, że cię kocham i bez względu, czy będziemy to robili czy nie, nie zostaniesz sama. Nie pozwolisz mi odejść.
- Kocham cię - odparłam i go pocałowałam.
Po chwili byliśmy gotowi do wrócenia do auta, w pełni ubrani i głodni. Ruszyliśmy, a że powoli się ściemniało Zayn trzymał moją dłoń, żebym nie wywróciła się na żwirze. Wyszliśmy tą samą żelazną bramą i znaleźliśmy się bezpieczni w samochodzie. Odjechaliśmy.
* Trzy Metry Nad Niebem - film ( osobiście polecam hiszpańską wersję xd)
No i zapraszam na you-will-always-remember.blogspot.com
sobota, 5 maja 2012
Mam dla was znów niespodziankę. Chociaż czuję, że znowu nie będzie szału.
Tak więc założyłam KOLEJNEGO bloga ;) you-will-always-remember.blogspot.com
Mam nadzieję, że przynajmniej połowa z was tam wpadnie, może nawet zostawi komentarz.
Liczę na was <33
Pozdrawiam ;)
Tak więc założyłam KOLEJNEGO bloga ;) you-will-always-remember.blogspot.com
Mam nadzieję, że przynajmniej połowa z was tam wpadnie, może nawet zostawi komentarz.
Liczę na was <33
Pozdrawiam ;)
piątek, 27 kwietnia 2012
Seventeen.
Stałam wbita w podłogę w progu mieszkania. Za plecami starałam się ukryć zakupione leki. Na darmo, bo dobrze wiedziałam, że Liam je widział. A co gorsza zacznie mnie zaraz wypytywać. I co ja mam mu powiedzieć? Przecież nie da nabrać się na jakąś głupotę, skurczybyk za mądry.
- Odpowiesz mi, co tam trzymasz? Czy mam czekać w nieskończoność? - spytał zniecierpliwiony Payne. Nie mogłam mu nie powiedzieć. Te jego piwne oczy przeszywały mnie na wskroś, aż czułam to w moim żołądku. Jego wzrok nie dawał mi spokoju. Uległam.
- To tylko leki. No wiesz, przez te omdlenia i w ogóle... - Spuściłam głowę i jedną nogą uderzałam o drugą, co stało się nagle bardzo interesującym zajęciem.
- Mogę zobaczyć?
Zawahałam się, A jeśli się dowie i powie reszcie?
- Przejdziemy się? - Zaproponowałam.
- Czemu nie.
- Nie wiem od czego mam zacząć.
- Najlepiej od początku - ponaglił mnie szatyn.
- No to powiedzmy, że nie wiem, czy w mojej rodzinie są jacyś cukrzycy i....
- Masz cukrzycę? - Wykrzyknął Liam. Dlaczego go to tak dziwi? - Nie wiem, czy wiesz, ale nie możesz pić alkoholu.
- Wiem to bardzo dobrze. Zero pijaństwa. Tak jak ty, nie? - powiedziałam i puściłam mu oczko. - Bylibyśmy idealną parą. - Zaśmiałam się. - Ale ty masz dziewczynę, ja jestem zakochana... - przerwałam i stanęłam. Payne przeszedł jeszcze kilka metrów, ale zawrócił zorientowawszy się, że nie ma mnie przy nim.
- Coś się stało? - zapytał.
- Chyba właśnie sobie uświadomiłam, że go kocham. Ale wiesz, tak naprawdę KOCHAM. I nie jestem pewna co do jego uczuć.
- Masz na myśli Zayna? Oj, jestem pewien, że cię kocha. A jeżeli powiedział to na głos, to jest to stuprocentową prawdą. On nie żartuje w takich sprawach.
- Mam do ciebie tylko jedną prośbę. Nie wspominaj o tym nikomu. Wczoraj z Malikiem prawie popsuliśmy naszą przyjaźń. A nie dopuszczę, żeby to stało się po raz kolejny. Za dużo dla mnie znaczy.
Liam kiwnął tylko głową, ale nie ruszyliśmy się z miejsca.
- Wracamy?
- Tak. Ale ani słowa o mojej chorobie. Wiem, że to aż dwie powierzone ci tajemnice, ale... Po prostu nie było rozmowy.
- Masz to jak w banku - odparł i uśmiechnął się. - Wstąpmy może do jakiegoś sklepu, żeby nie było, że wyszliśmy bez żadnego celu.
Przetarłem oczy i podniosłem się z cieplutkiego łóżka. Ziewnąłem i przeciągnąłem się z nadzieją, że odpędzę resztki snu. Stanąłem na zimnych kafelkach w przedpokoju i rozejrzałem się. Żadnej żywej duszy. Przecież to ja zawsze najdłużej spałem!
Odwróciłem się w stronę wejściowych drzwi, które zaskrzypiały. Pierwsza weszła Fay, a tuż za nią Liam obładowany mnóstwem siatek. Lekko zdziwieni, chyba moim widokiem, weszli głębiej rzucając zakupy na podłogę i ściągając buty. Bez słowa weszli do kuchni, a brunetka uraczyła mnie tylko nikłym uśmiechem. Dziwię się, że miała siły gdziekolwiek wyjść po wczorajszych wydarzeniach. Lepiej jej nie upominać.
- Co tam macie? - zapytałem zaciekawiony. Oby kupili kurczaka, bo jak nie, to się chyba wyprowadzę. Moje zdanie nigdy się nie liczy...
- Jakieś jedzenie, bo znając Horana, to do obiadu lodówka całkowicie opustoszeje.
- Kupiliście może kurczaka? - spytałem trochę się do nich przymilając. Obiąłem dwójkę rękami i przyciągnąłem ich głowy do moich ramion gładząc po policzkach. - Szzz - uciszyłem próbującego zacząć coś mówić Liama. - Mam nadzieję, że zwierze znajduje się w tych siatkach, bo jak nie to rzucę na was focha i się wyprowadzę. I nie żartuję.
Fay złapała moją dłoń i wymknęła mi się biegnąc do przedpokoju. Zawróciła zgarniając z lady portfel i założyła buty.
- A ty dokąd? - chciał wiedzieć Payne.
- Wolę kupić tego kurczaka, bo nie chcę zostać uduszona we śnie. - Zaczęła się śmiać i już chciała wychodzić, ale zatrzymałem ją.
- To ja pójdę z tobą i pomogę ci wybrać kurczaka. Wiesz, jeśli nie będzie spełniał pewych wymagań, to boję się myśleć, jakie nieszczęśliwe wypadki mogą się przytrafić domownikom.
Jechaliśmy już dobre pół godziny. Malik ubzdurał sobie przejażdżkę samochodem do jakiegoś sklepu na skraju Londynu. Co też on sobie myśli?!
- Zayn - zaczęłam niepewnie. - Nie wiem, czy wiesz, ale supermarket minęliśmy jakieś dwadzieścia minut temu.
Spojrzałam w jego stronę z lekkim zaskoczneniem, bo przez całą drogę uśmiech nie schodził mu z twarzy.
- Wiem o tym bardzo dobrze - odpowiedział nazbyt pewnie siebie. Cwaniaczek.
- Więc dokąd jedziesz? Jeśli nie powiesz, uznam, że mnie porywasz i zadzwonię po pomoc.
- Przykro mi Collins, ale twój telefon leży bezpiecznie u nas w domu. Poza tym, nikt cię nie porywa. No może, ale to nie tak jak sądzisz.
Zaczęłam sprawdzać kieszenie... których nie mam. Cholera! Dobra, teraz nic już nie poradzisz.
- Wysiadaj - powiedział po chwili Zayn zatrzymując się przy jakiejś bramie i wyłączając silnik samochodu.
- Ładnie tu - stwierdziłam wychodząc z auta i rozglądając się na boki.
Otaczała nas zieleń. Z każdej strony. Nie spostrzegłam nawet kiedy wjechaliśmy do lasu. No i że tak szybko wydostaliśmy się z Londynu w porannych godzinach.
- Prowadź - dodałam jeszcze i obeszłam samochód.
Chłopak złapał mnie za rękę i przeprowadził przez uchlone, żelazne wrota. Zaskrzypiały a my znaleźliśmy się w tej bardziej 'okiełznanej' części rezerwatu, czy cokolwiek to jest.
- Gdzie jesteśmy? - zapytałam, ale Malik tylko uśmiechnął się pod nosem i zignorował mnie. Drażnisz byka, chłopcze!
- Więc tak wyglądają twoje zakupy i wybieranie kurczaka, huh? - spróbowałam znowu. Tym razem zaśmiał się krótko, wciąż bez odpowiedzi.
Zatrzymałam się i wyrwałam swoją dłoń z jego. Podparłam biodra i ze zdenerwowaniem wpatrywałam się w jego oczy. Czułam jakbym się rozpływała. Trzymaj się mała.
- No co? - zapytał przeciągle Zayn. - Nie mogę ci nawet zrobić niespodzianki, bo już myślisz, że cię porywam. Za kogo ty mnie masz, Fay Collins?
Uśmiechnęłam się. Jeszcze nikt się tak do mnie nie zwracał, a w jego ustach brzmiało to naprawdę zabawnie. Ale podobało mi się to.
- Zaynie Maliku - zaczęłam. - To nie tak. Po prostu nie lubię niespodzianek. No bo zazwyczaj wychodzą z tego klapy.
- Dobra, dobra. Chodź, bo już jesteśmy niedaleko.
Złapał mnie za rękę, a kciukiem gładził wierzch dłoni. Przyjemne mrowienie.
Kilka kolejnych minut przeszliśmy w milczeniu. Nie odczuwałam jakiegoś dyskomfortu, czy czegoś w tym rodzaju. Słowa raczej nie miały dla mnie znaczenia, kiedy czułam jego obecność.
Mulat zatrzymał się i powiedział:
- Zamknij oczy.
- Słucham? - spytałam zdezorientowana.
- Poprosiłem cię, żebyś zamknęła oczy - odparł z największym spokojem.
Wypełniłam jego polecenie, ale i tak poczułam jego ciepłe dłonie na mojej twarzy. Na dodatek jego oddech oplatał moją szyję i doprowadzał do szaleństwa. Skoncentruj się i nie wywróć.
Szliśmy jakimiś krętymi ścieżkami. Żwirowana dróżka nie była bezpieczna dla takiej ciamajdy jak ja. Prawo, lewo, znów prawo. Z pewnością, gdybym dostała mapę, nie trafiłabym tutaj.
- I trzy, dwa, jeden...
Do moich oczu nareszcie dotarło słońce, które przez chwile uniemożliwiało mi patrzenie. Gdy w końcu ujrzałam obraz roztaczający się przede mną zaparło mi dech w piersiach. Staliśmy na niewysokiej skarpie, a pod nami rozciągała się idealnie gładka tafla jeziora. Lazurowa i przejrzysta woda odbijała promienie słońca, które właśnie znajdowało się w zenicie. Odwróciłam się, a za nami na łące rozłożony był koc.
- Jak on się tu znalazł? - Zapytałam wskazując na pled. - Przecież jak tu szliśmy nie miałeś nic w rękach.
- Tego ci nie powiem.
Cwany uśmiech zaraz zgasł z jego twarzy, czyniąc ją pochmurną.
- To przynajmniej podaj cel naszego spotkania, w tym jakże pięknym miejscu - nalegałam.
- Może najpierw usiądźmy.
Grzecznie posłuchałam i usadowiłam się tuż obok Zayna.
- Więc... - ponagliłam chłopaka.
- Więc - zaczął, ale chwycił tylko moją rękę i milczał. Prawie słyszałam bicie swojego serca.
Wzmocnił uścisk i spróbował jeszcze raz:
- Fay Collins. - A ten znowu swoje... - Mam ci coś bardzo ważnego do powiedzenia. Ale zanim ci to wyjawię, chciałbym, abyś spełniła moje życzenie.
- Cokolwiek zapragniesz, panie - zażartowałam, ale chyba nie załapał.
- Przytul mnie - wyszeptał.
Nie mogłam patrzeć na jego smutną minę. Aż serce się krajało.
Momentalnie przysunęłam się do Malika ile tylko się dało i objęłam jego szyję. On zaś złapał mnie w pasie.
- Co się stało, buddy? - Zapytałam wprost do jego ucha. Dziwne, że dopiero teraz spostrzegłam, że ma przebitą chrząstkę. W tym samym miejscu co ja. Nieważne.
- Ja...
Wybełkotał kilka nie trzymających się kupy słów.
- Ja myślę, że moje uczucia trochę się skomplikowały i że nie będzie mi teraz prosto powiedzieć to, co chcę.
- Nie musisz się spieszyć, Zayn. Mamy mnóstwo czasu na takie rozmowy. Dobrze wiesz, że zawsze możesz na mnie liczyć, bez względu na wszystko.
- Ale chodzi o to, że ja cię kocham - powiedział pośpiesznie, a znaczenie jego słów dotarło do mnie dopiero po dłuższej chwili. Zamarłam.
Od autorki:
Długo zbierałam się w sobie, żeby napisać ten rozdział. Ale z WIELKĄ pomocą @chudy96 poszło to wszystko naprzód, dlatego tą część opowiadania dedykuję własnie jej <3.
Jeśli chce ktoś być powiadamiany, to w komentarzach możecie zostawiać swoje twittery :)
No i kolejny raz dodam, że niezmiernie cieszę się, że jest was tak duuuuużoooo :)
A najprawdopodobniej jutro dodam nowy rozdział na chat-with-someone-you-know.blogspot.com także gorąco zapraszam!
Do napisania <3
PS. To jest najdłuższy rozdział jaki napisałam ( wraz z Chudą <33 )
- Odpowiesz mi, co tam trzymasz? Czy mam czekać w nieskończoność? - spytał zniecierpliwiony Payne. Nie mogłam mu nie powiedzieć. Te jego piwne oczy przeszywały mnie na wskroś, aż czułam to w moim żołądku. Jego wzrok nie dawał mi spokoju. Uległam.
- To tylko leki. No wiesz, przez te omdlenia i w ogóle... - Spuściłam głowę i jedną nogą uderzałam o drugą, co stało się nagle bardzo interesującym zajęciem.
- Mogę zobaczyć?
Zawahałam się, A jeśli się dowie i powie reszcie?
- Przejdziemy się? - Zaproponowałam.
- Czemu nie.
- Nie wiem od czego mam zacząć.
- Najlepiej od początku - ponaglił mnie szatyn.
- No to powiedzmy, że nie wiem, czy w mojej rodzinie są jacyś cukrzycy i....
- Masz cukrzycę? - Wykrzyknął Liam. Dlaczego go to tak dziwi? - Nie wiem, czy wiesz, ale nie możesz pić alkoholu.
- Wiem to bardzo dobrze. Zero pijaństwa. Tak jak ty, nie? - powiedziałam i puściłam mu oczko. - Bylibyśmy idealną parą. - Zaśmiałam się. - Ale ty masz dziewczynę, ja jestem zakochana... - przerwałam i stanęłam. Payne przeszedł jeszcze kilka metrów, ale zawrócił zorientowawszy się, że nie ma mnie przy nim.
- Coś się stało? - zapytał.
- Chyba właśnie sobie uświadomiłam, że go kocham. Ale wiesz, tak naprawdę KOCHAM. I nie jestem pewna co do jego uczuć.
- Masz na myśli Zayna? Oj, jestem pewien, że cię kocha. A jeżeli powiedział to na głos, to jest to stuprocentową prawdą. On nie żartuje w takich sprawach.
- Mam do ciebie tylko jedną prośbę. Nie wspominaj o tym nikomu. Wczoraj z Malikiem prawie popsuliśmy naszą przyjaźń. A nie dopuszczę, żeby to stało się po raz kolejny. Za dużo dla mnie znaczy.
Liam kiwnął tylko głową, ale nie ruszyliśmy się z miejsca.
- Wracamy?
- Tak. Ale ani słowa o mojej chorobie. Wiem, że to aż dwie powierzone ci tajemnice, ale... Po prostu nie było rozmowy.
- Masz to jak w banku - odparł i uśmiechnął się. - Wstąpmy może do jakiegoś sklepu, żeby nie było, że wyszliśmy bez żadnego celu.
Przetarłem oczy i podniosłem się z cieplutkiego łóżka. Ziewnąłem i przeciągnąłem się z nadzieją, że odpędzę resztki snu. Stanąłem na zimnych kafelkach w przedpokoju i rozejrzałem się. Żadnej żywej duszy. Przecież to ja zawsze najdłużej spałem!
Odwróciłem się w stronę wejściowych drzwi, które zaskrzypiały. Pierwsza weszła Fay, a tuż za nią Liam obładowany mnóstwem siatek. Lekko zdziwieni, chyba moim widokiem, weszli głębiej rzucając zakupy na podłogę i ściągając buty. Bez słowa weszli do kuchni, a brunetka uraczyła mnie tylko nikłym uśmiechem. Dziwię się, że miała siły gdziekolwiek wyjść po wczorajszych wydarzeniach. Lepiej jej nie upominać.
- Co tam macie? - zapytałem zaciekawiony. Oby kupili kurczaka, bo jak nie, to się chyba wyprowadzę. Moje zdanie nigdy się nie liczy...
- Jakieś jedzenie, bo znając Horana, to do obiadu lodówka całkowicie opustoszeje.
- Kupiliście może kurczaka? - spytałem trochę się do nich przymilając. Obiąłem dwójkę rękami i przyciągnąłem ich głowy do moich ramion gładząc po policzkach. - Szzz - uciszyłem próbującego zacząć coś mówić Liama. - Mam nadzieję, że zwierze znajduje się w tych siatkach, bo jak nie to rzucę na was focha i się wyprowadzę. I nie żartuję.
Fay złapała moją dłoń i wymknęła mi się biegnąc do przedpokoju. Zawróciła zgarniając z lady portfel i założyła buty.
- A ty dokąd? - chciał wiedzieć Payne.
- Wolę kupić tego kurczaka, bo nie chcę zostać uduszona we śnie. - Zaczęła się śmiać i już chciała wychodzić, ale zatrzymałem ją.
- To ja pójdę z tobą i pomogę ci wybrać kurczaka. Wiesz, jeśli nie będzie spełniał pewych wymagań, to boję się myśleć, jakie nieszczęśliwe wypadki mogą się przytrafić domownikom.
Jechaliśmy już dobre pół godziny. Malik ubzdurał sobie przejażdżkę samochodem do jakiegoś sklepu na skraju Londynu. Co też on sobie myśli?!
- Zayn - zaczęłam niepewnie. - Nie wiem, czy wiesz, ale supermarket minęliśmy jakieś dwadzieścia minut temu.
Spojrzałam w jego stronę z lekkim zaskoczneniem, bo przez całą drogę uśmiech nie schodził mu z twarzy.
- Wiem o tym bardzo dobrze - odpowiedział nazbyt pewnie siebie. Cwaniaczek.
- Więc dokąd jedziesz? Jeśli nie powiesz, uznam, że mnie porywasz i zadzwonię po pomoc.
- Przykro mi Collins, ale twój telefon leży bezpiecznie u nas w domu. Poza tym, nikt cię nie porywa. No może, ale to nie tak jak sądzisz.
Zaczęłam sprawdzać kieszenie... których nie mam. Cholera! Dobra, teraz nic już nie poradzisz.
- Wysiadaj - powiedział po chwili Zayn zatrzymując się przy jakiejś bramie i wyłączając silnik samochodu.
- Ładnie tu - stwierdziłam wychodząc z auta i rozglądając się na boki.
Otaczała nas zieleń. Z każdej strony. Nie spostrzegłam nawet kiedy wjechaliśmy do lasu. No i że tak szybko wydostaliśmy się z Londynu w porannych godzinach.
- Prowadź - dodałam jeszcze i obeszłam samochód.
Chłopak złapał mnie za rękę i przeprowadził przez uchlone, żelazne wrota. Zaskrzypiały a my znaleźliśmy się w tej bardziej 'okiełznanej' części rezerwatu, czy cokolwiek to jest.
- Gdzie jesteśmy? - zapytałam, ale Malik tylko uśmiechnął się pod nosem i zignorował mnie. Drażnisz byka, chłopcze!
- Więc tak wyglądają twoje zakupy i wybieranie kurczaka, huh? - spróbowałam znowu. Tym razem zaśmiał się krótko, wciąż bez odpowiedzi.
Zatrzymałam się i wyrwałam swoją dłoń z jego. Podparłam biodra i ze zdenerwowaniem wpatrywałam się w jego oczy. Czułam jakbym się rozpływała. Trzymaj się mała.
- No co? - zapytał przeciągle Zayn. - Nie mogę ci nawet zrobić niespodzianki, bo już myślisz, że cię porywam. Za kogo ty mnie masz, Fay Collins?
Uśmiechnęłam się. Jeszcze nikt się tak do mnie nie zwracał, a w jego ustach brzmiało to naprawdę zabawnie. Ale podobało mi się to.
- Zaynie Maliku - zaczęłam. - To nie tak. Po prostu nie lubię niespodzianek. No bo zazwyczaj wychodzą z tego klapy.
- Dobra, dobra. Chodź, bo już jesteśmy niedaleko.
Złapał mnie za rękę, a kciukiem gładził wierzch dłoni. Przyjemne mrowienie.
Kilka kolejnych minut przeszliśmy w milczeniu. Nie odczuwałam jakiegoś dyskomfortu, czy czegoś w tym rodzaju. Słowa raczej nie miały dla mnie znaczenia, kiedy czułam jego obecność.
Mulat zatrzymał się i powiedział:
- Zamknij oczy.
- Słucham? - spytałam zdezorientowana.
- Poprosiłem cię, żebyś zamknęła oczy - odparł z największym spokojem.
Wypełniłam jego polecenie, ale i tak poczułam jego ciepłe dłonie na mojej twarzy. Na dodatek jego oddech oplatał moją szyję i doprowadzał do szaleństwa. Skoncentruj się i nie wywróć.
Szliśmy jakimiś krętymi ścieżkami. Żwirowana dróżka nie była bezpieczna dla takiej ciamajdy jak ja. Prawo, lewo, znów prawo. Z pewnością, gdybym dostała mapę, nie trafiłabym tutaj.
- I trzy, dwa, jeden...
Do moich oczu nareszcie dotarło słońce, które przez chwile uniemożliwiało mi patrzenie. Gdy w końcu ujrzałam obraz roztaczający się przede mną zaparło mi dech w piersiach. Staliśmy na niewysokiej skarpie, a pod nami rozciągała się idealnie gładka tafla jeziora. Lazurowa i przejrzysta woda odbijała promienie słońca, które właśnie znajdowało się w zenicie. Odwróciłam się, a za nami na łące rozłożony był koc.
- Jak on się tu znalazł? - Zapytałam wskazując na pled. - Przecież jak tu szliśmy nie miałeś nic w rękach.
- Tego ci nie powiem.
Cwany uśmiech zaraz zgasł z jego twarzy, czyniąc ją pochmurną.
- To przynajmniej podaj cel naszego spotkania, w tym jakże pięknym miejscu - nalegałam.
- Może najpierw usiądźmy.
Grzecznie posłuchałam i usadowiłam się tuż obok Zayna.
- Więc... - ponagliłam chłopaka.
- Więc - zaczął, ale chwycił tylko moją rękę i milczał. Prawie słyszałam bicie swojego serca.
Wzmocnił uścisk i spróbował jeszcze raz:
- Fay Collins. - A ten znowu swoje... - Mam ci coś bardzo ważnego do powiedzenia. Ale zanim ci to wyjawię, chciałbym, abyś spełniła moje życzenie.
- Cokolwiek zapragniesz, panie - zażartowałam, ale chyba nie załapał.
- Przytul mnie - wyszeptał.
Nie mogłam patrzeć na jego smutną minę. Aż serce się krajało.
Momentalnie przysunęłam się do Malika ile tylko się dało i objęłam jego szyję. On zaś złapał mnie w pasie.
- Co się stało, buddy? - Zapytałam wprost do jego ucha. Dziwne, że dopiero teraz spostrzegłam, że ma przebitą chrząstkę. W tym samym miejscu co ja. Nieważne.
- Ja...
Wybełkotał kilka nie trzymających się kupy słów.
- Ja myślę, że moje uczucia trochę się skomplikowały i że nie będzie mi teraz prosto powiedzieć to, co chcę.
- Nie musisz się spieszyć, Zayn. Mamy mnóstwo czasu na takie rozmowy. Dobrze wiesz, że zawsze możesz na mnie liczyć, bez względu na wszystko.
- Ale chodzi o to, że ja cię kocham - powiedział pośpiesznie, a znaczenie jego słów dotarło do mnie dopiero po dłuższej chwili. Zamarłam.
Od autorki:
Długo zbierałam się w sobie, żeby napisać ten rozdział. Ale z WIELKĄ pomocą @chudy96 poszło to wszystko naprzód, dlatego tą część opowiadania dedykuję własnie jej <3.
Jeśli chce ktoś być powiadamiany, to w komentarzach możecie zostawiać swoje twittery :)
No i kolejny raz dodam, że niezmiernie cieszę się, że jest was tak duuuuużoooo :)
A najprawdopodobniej jutro dodam nowy rozdział na chat-with-someone-you-know.blogspot.com także gorąco zapraszam!
Do napisania <3
PS. To jest najdłuższy rozdział jaki napisałam ( wraz z Chudą <33 )
środa, 11 kwietnia 2012
Deciseis
Przez jedyne okno w tym pokoju światło Księżyca padało idealnie na moją twarz. Nie dawało mi to spać. Tymbardziej, zapach Malika unosił się w pomieszczeniu mącąc mi w głowie. Tak więc leżałam w jego łóżku i myślałam o minionym dniu. Pomyśleć, że gdybym nie wyszła z Niallem nie skończyłabym w szpitalu z wykryciem cukrzycy, a on nie spałby teraz u siebie zalany w trupa.
Otworzyłam przemęczone i pewnie przekrwione oczy i odwróciłam się na prawy bok, aby spojrzeć na zegarek. Trzecia dwadzieścia osiem. Niezły czas już się tu męczę.
Dotknęłam swojego brzucha, czując jakby trochę się skurczył i zaczął burczeć.
Podniosłam się, tak jak zalecał lekarz, powoli i nie gwałtownie. Brak zawrotów głowy był ewidentnie dobrym objawem. Przeszłam po miękkim, wełnianym dywanie, a następnie wyszłam z pokoju Zayna. Na paluszkach udałam się do kuchni. Po ciemku nie było zbyt łatwo, ale jakoś dotarłam. Wypalcowałam tylko wielkie lustro, potknęłam się o jakiś ręcznik i znalazłam czyjeś bokserki, które ominęłam szerokim łukiem.
Zapaliłam światło, ale zaraz przypomniałam sobie, że Mulat śpi obok, a kuchnię od salonu oddzialała cienka ściana. A co mi tam, niech cierpi.
Z premedytacją mocno stąpałam po kafelkach, podeszłam do lodówki i otworzyłam ją z impetem. Wyciągnęłam dżem truskawkowy, postawiłam go na blacie i podłączyłam toster do kontaktu. Wskoczyłam na szafki i z nudów zaczęłam machać nogami.
Nagle usłyszałam jakiś stłumiony huk. Chwilę potem w salonie rozległy się pojękiwania, więc zeskoczyłam i poszłam w tamtą stronę.
Przekraczając próg nacisnęłam włącznik lampy i ujrzałam Zayna leżącego na podłodze. Swoją twarz zasłaniał dłońmi.
- Zgaś to, proszę - szepnął. Grzecznie wypełniłam jego polecenie i wyszłam z pokoju zostawiając go tam na pastwę losu. Mam go gdzieś. Jak dla mnie, to może nawet spać na podłodze.
Wchodząc do kuchni spojrzałam na gotowe już tosty. Jak ja to kocham. Położyłam je na talerzyku i zaczęłam je smarować, lekko parząc sobie dłonie. Gdy już zaczęłam je jeść, nie ukrywałam się z chrupaniem. Bo przecież zemsta jest słodka. A Malik jeszcze pożałuje, że mnie tu ściągnął.
- Co tak głośno jesz? - zapytał chłopak wchodząc do ciepłego pomieszczenia rozświetlonego jedną żarówką. Przyćmione światło ukazywało jego zapuchnięte oczy, które teraz przecierał z niezadowoleniem. Szurając nogami podszedł do mnie i spojrzał mi w oczy. Kiwnęłam głową w stronę opiekacza i odpowiedziałam:
- Tosty z dżemem truskawkowym. Jak chcesz, to toster jeszcze na ciebie czeka. - Posłałam mu sztuczny uśmiech, a w myślach dodałam 'W przeciwieństwie do mnie.'
- Dlaczego jesteś dla mnie taka oschła i zimna? Co ja ci takiego zrobiłem?
Delikatnie i nie robiąc żadnego hałasu odstawiłam talerzyk i zaczęłam bacznie obserwować czarnowłosego, by ocenić, czy nie zgrywa się, czy pyta na serio. Ale takie oczy nie mogą kłamać, nie? Zdawałam sobie również sprawę z tego, że ciężko dyszłam, a nas dzieliły dosłownie centymetry.
- Może dlatego, - zaczęłam - że nie mam zamiaru być niczyim zastępstwem. Nie mam ochoty być tą drugą, jakimś popychadłem, czy wypełniaczem twojego zasranego czasu. Po prostu mam dość ustawiania mnie po kątach.
Moje lekkie podenerwowanie zamieniło się w gniew. Jednak musiałam się opanować, jeżeli nie chciałam obudzić całego domu.
- Nie rozumiem o czym mówisz - odrzekł z największym spokojem Zayn. W jego oczach ujrzałam jakieś bliżej nieopisane iskierki. Na jego twarzy pojawił się chytry uśmieszek. Podniósł prawą dłoń i odgarnął jakieś zbłąkane pasemko włosów znad moich oczu. Strąciłam jego rękę, która prawdopodobnie zmierzała teraz do mojego policzka. Odwróciłam się do niego plecami i oparłam się o kuchenne szafki. Ich brązowy blat przypominał mi trochę jego tęczówki. Ogarnij się Fay! Spokojnie. To przecież kolejny dupek, który za niedługo się od ciebie odczepi. A gdy zacznie ci na nim bardziej zależeć, zostawi cię i zniknie. Dokładnie jak Robbie.
Na myśl o nim łzy napłynęły mi do oczu. Ale nie mogłam pokazać Malikowi swojej słabości. Szybko wytarłam się i wyprostowałam. Nie miałam jednak odwagi odwrócić się i popatrzeć na niego. Jeszcze nie teraz.
- Powiesz coś? Cokolwiek? - Zapytał szeptem.
- Cokolwiek.
Zaraz chyba wybuchnę śmiechem. Ze skrajności w skrajność.
Poczułam jak ktoś od tyłu zaciska swoje dłonie na moich ramionach. I to dość mocno. Nie ma mowy o ucieczce. Nachylił się nad moim uchem i zaczął szeptać. Czułam jego oddech na szyi.
- Już nie potrafię wytrzymać, Fay. Szaleję, gdy tylko stoisz przede mną. Nie mówiąc już o tym, że gdy na mnie patrzysz moje nogi odmawiają mi posłuszeństwa. I przepraszam, że dopiero dzisiaj sobie to uświadomiłem. A teraz jak jakiś debil staram się naprawić swoją głupotę.
- Nie jesteś żadnym debilem - również wyszeptałam odwracając się. Przytuliłam się do niego nie spoglądając nawet w jego oczy. Wciągnęłam jego zapach, który znałam za dobrze. Bo przecież towarzyszył mi on już od dłuższego czasu. - I mi też jest ciężko, gdy się kłócimy. To nawet niecały dzień, jak nie rozmawialiśmy, a ja strasznie się z tym czuję. Mam dość kłótni.
Ziewnęłam sobie. Dziwnym trafem przy nim zachciało mi się spać. Poczułam jak moje nogi odrywają się od ocieplonych przez nasze stopy kafelek. Ręce zarzuciłam na szyję Mulata, który zaniósł mnie do jego sypialni. Delikatnie położył mnie na jego łózku, a sam ułożył się tuż za mną. Przykryliśmy się kołdrą, Zayn obiął mnie w pasie i zasnęliśmy.
Rozbudzona poczułam, jak mój policzek nagrzewa się od promieni słonecznych wpadających przez niezasłonięte okno. Otworzyłam zaspane oczy i spojrzałam na zegarek. Dopiero, gdy nabrałam ostrości, odczytałam siódmą rano. Przewróciłam się na drugi bok, by spojrzeć na osobę, która przez całą noc tuliła się do mnie. Ujrzałam słodko śpiącego Zayna, który co jakiś czas pomlaskiwał. Powoli, najpierw na łokciach, podniosłam się i zeszłam z łóża. Znów brak zawrotów głowy. Jest coraz lepiej.
Podeszłam do jeszcze niewypakowanej walizki i zaczęłam się ubierać. Podejrzewałam, że mały spacer do apteki nie będzie złym pomysłem. Wciągnęłam jakieś sprane rurki, białą bokserkę i niebieskie vany z cieńszą podeszwą.
Obejrzałam się jeszcze na Malika. Nie mogłam jednak oprzeć się chęci podejścia do niego. Bezszelestnie obeszłam łóżko i cichutko przykucając przy jego boku, połaskotałam go za uchem. Odpowiedział mi jego cichy pomruk i lekkie uniesienie ramienia. Zwycięstwo.
Wyszłam z hollu i skręciłam w lewo. Londyn w tej dzielnicy dawno się obudził. Weszłam w jakąś uliczkę i moim oczom ukazała się apteka. Bez zastanowienia przekroczyłam jej próg i znalazłam się w sterylnym pomieszeniu. Podeszłam do lady i podałam jakiejś młodej kobiecie swoją receptę. Obrzuciła mnie litościwym wzrokiem i zniknęła na zapleczu. Po chwili wróciła z kilkoma pudełkami leku, zapłaciłam, pożegnałam ekspedientkę ciepłym uśmiechem i z zadowoleniem opuściłam sklep z siateczką w ręku. Wróciłam do apartamentu.
***
Ziewnąłem i niechętnie podniosłem się z ciepłego jeszcze łóżka. Wszedłem do łazienki, wziąłem prysznic i opuściłem ją kierując się do kuchni. Wszyscy jeszcze spali. Jak mogą marnować tak wspaniały dzień?!
Usłyszałem jak ktoś wchodzi do mieszkania. Kto o tej godzinie stąd wychodził?
Stanąłem na korytarzu i wyczekiwałem przybysza. Drzwi otworzyły się, a w nich stała zdezorientowana Fay, z jakąś tajemniczą siateczką w ręku.
- Co tam chowasz za plecami? - Spytałem, a ona nie odpowiedziała.
czwartek, 5 kwietnia 2012
Fifteen.
Od autorki:
Widzę ile osób potwierdziło, że czyta moje wypociny i jestem niezmiernie szczęśliwa, że jest Was tak dużo. Myślałam, że będzie około piętnastu osób, nie więcej. Tymczasem jest Was trzy razy tyle! Nie potrafię opisać swojego szczęścia i zadowolenia. Mam tylko nadzieję, że skoro ustawiłam anonimowe komentarze będzie ich coraz więcej. Szczególne znaczenie ma dla mnie krytyka, bo zawsze staram się robić to z całym moim sercem i jak najdokładniej. Także nie przynudzam, ale życzę miłego czytania <3
***
Jak dobrze, że miałem przy sobie telefon, pomyślałem siedząc w poczekalni. Gdyby nie to pewnie nie dowiózłbym ją taksówką na czas.
Z rozmyślań wyrwał mnie odgłos ciężkich kroków. Odwróciłem głowę, żeby spojrzeć w tamtą stronę. Średniego wzrostu blondyn zataczał się od ściany do ściany wąskiego korytarza. Musiał być mocno nawalony. Ale zaraz, przecież to jest Niall. Momentalnie wstałem z niebieskiego, plastikowego krzesełka i podbiegłem do chłopaka. Złapałem go za ramiona i zacząłem nim potrząsać. Może przynajmniej trochę otrzeźwieje.
- Niall, co ty tu robisz? - zapytałem.
- Przyszedłem do mojej ukochanej - wybełkotał.
- Usiądź - poradziłem mu delikatnie kierując na krzesełka. Zrobił to i momentalnie schował głowę między kolana, jakby miał zamiar zwymiotować. Jestem ciekawy ile zdążył wypić przez tak krótki czas. No i skąd wiedział, że Fay trafiła do szpitala? A, to pewnie Liam...
Wyciągnąłem telefon i wykręciłem numer przyjaciela. Usłyszałem kilka sygnałów po czym odezwał się jego głos.
- Zayn? Coś się stało? Co z Fay?
- Z nią wszystko dobrze, przeprowadzają jej jeszcze badania. Zastanawiam się tylko, co tutaj robi Niall. I to całkowicie zalany - Zawiesiłem głos, a moje ostatnie słowa dźwięczały mi w głowie. Uciążliwe...
- Wiesz - zaczął brunet. - Zamiast zadzwonić do ciebie wykręciłem jego numer. To znaczy nie wykręciłem. Używam szybkiego wybierania, jak wiesz, no i cyferki mi się popieprzyły.
- Kurwa, Liam, co ja mam teraz z nim zrobić? - Zacząłem krzyczeć.
- Uspokój się, jesteś w szpitalu - skarcił mnie.
- Dobrze wiem, że jestem w szpitalu. Ale jak mam być spokojny, skoro mój kumpel, nawalony jak nie powiem kto, siedzi tutaj i prawie rzyga?! Co ja mam z nim, do jasnej cholery zrobić?
- Po pierwsze nie przeklinaj. A po drugie zaraz tam będę i go zabiorę - powiedział głosem jak najbardziej wyzbytym z emocji. Co dziwne, bo zawsze przy Danielle stawał się bardziej rozrywkowy. I prawie potrafiłem sobie wyobrazić jego miny, gdy się przeistaczał. Delikatnie ściągnięte brwi, usta wykrzywione ku górze i rozszerzone źrenice. Cały Liam.
- Mam nadzieję, że się pospieszysz, bo jak mi się tu zbełta, to nie będę tego sprzątał. No i nie mam zamiaru się za niego tłumaczyć, jest dorosły. Ale najwyraźniej jego zachowanie na to nie wskazuje.
Rozłączyłem się i spojrzałem na Nialla z politowaniem. Dawno nie widziałem go w takim stanie. Poprawka. NIGDY nie widziałem go w takim stanie. Zalany w trupa, pozbawione koloru policzki, podkrążone oczy i sine wargi. Totalny wrak.
- Zayn - zaczął, a ja wiedziałem, co już za chwilę się stanie. - Niedobrze mi.
Odwróciłem się. Naprzeciw mnie znajdowały się drzwi z napisem WC. Dlaczego wcześniej ich nie zauważyłem? Pociągnąłem za klamkę, a następnie podniosłem przyjaciela pod pachy. Słaniał się na nogach, a jego waga wcale mi nie pomagała. Otworzyłem pierwszą lepszą kabinę, a chłopak instynktownie podniósł deskę i zaczął wymiotować. Ten odgłos był nie do zniesienia. Także wyszedłem na korytarz i już miałem siadać, gdy z gabinetu wyłonił się lekarz z miną pozbawioną wyrazu. Wysoki, brunet po trzydziestce trzymał w ręku jakąś tabliczkę, a oczy miał przymrużone. Coś musiało się stać. Podszedłem do niego i zapytałem:
- Co z nią? Czy to coś poważnego? Wyjdzie z tego?
- Spokonie, bez nerwów. To nic, czym można byłoby się za bardzo denerwować. Jednak pacjentka nie wyraziła zgody na poinformowanie kogokolwiek o jej stanie zdrowia, więc niewiele mogę panu powiedzieć. Jeśli panna Collins będzie się stosowała do moich zaleceń wszystko będzie w pożądku, a jej życie wróci do normy. A teraz pana przepraszam, ale inni pacjenci czekają.
Wyminął mnie i udał się na sam koniec korytarza, żeby następnie skręcić w lewo i zniknąć mi z pola widzenia.
W łazience ucichło. Wszedłem tam trochę podenerwowany. Niepotrzebnie. Niall stał przy drzwiach pochylając się. Wyglądał jakby łaknął każdego oddechu, który pomógłby mu otrzeźwieć. Położyłem swoją dłoń na jego plecach, by za chwilę powiedzieć:
- Niall, musimy już iść. Liam pewnie na nas czeka.
Chwyciłem go za ramię i wyprowadziłem z toalety. Fay równocześnie wyszła z gabinetu naprzeciwko. Z podciągniętym jednym rękawem wacikiem przecierała zgięcie łokcia. Morfologia. Spojrzała mi w oczy, ale szybko odwróciła głowę, jak poparzona. Spuściła wzrok i w ciszy zaczęła iść razem z nami do wyjścia. Blondyn lekko kiwał się, ale dawał radę, więc nie było tak źle.
Zauważyłem, że Fay trzyma jakąś kartkę w dłoni, więc zapytałem:
- Nie powiesz mi co to jest? Co tam trzymasz?
Momentalnie zgięła papier w pół i schowała do tylnej kieszeni spodni.
- To tylko wypis.
Więcej nie naciskałem. Wyszliśmy przed budynek i wsiedliśmy so jakże znanego nam jeepa Liama, który właśnie podjechał. Po jego minie wnioskowałem, że nie był zadowolony ze swojej pomyłki. Kazałem dziewczynie usiąść z przodu, a ja z tym pijaczyną wsiedliśmy do tyłu.
- Mam nadzieję, że nie będzie rzygał - odezwał się niepewnie kierowca.
- Raczej nie. Przed chwilą już to zrobił.
- Co mu jest? - Zapytała brunetka odwracając się w naszą stronę, na tyle ile pozwalał jej pas bezpieczeństwa.
- Nachlał się. I to w pewnym sensie przez ciebie - odparłem.
- Jak to przeze mnie? - Oburzyła się. - Ja mu niczego nie kazałam, tymbardziej upijać się. I to do nieprzytomności!
- Spokojnie - zaczął Liam. - Chodzi o to, że nie wyszło wam to, co zaplanował no i....
- Ja tu wciąż jestem. Bez względu na to, w jakim stanie - odezwał się Niall bełkocząc. Ale od niego śmierdzi.
Jechaliśmy windą. Strasznie tu duszno. Chyba Niall zabiera tyle powietrza. Ale dlaczego mam u nich zamieszkać? Znacznie wygodniej byłoby mi w moim łóżku, w moim domu. Bez dwóch zdań. Jednak trzech na jednego, nie miałam żadnych szans. Nawet nie licząc tego blondwłosego pijaka, byłam na przegranej pozycji. Nie mówiąc już, żeby któryś z nich mnie poparł...
Usłyszałam dzwonek, oznajmiający dotarcie na porządane piętro. Zabawne, że wcześniej nie zwróciłam na to uwagi. Drzwi otworzyły się, a ja miałam chyba deja vu. Wyszliśmy na korytarz, ale skręciliśmy tuż za rogiem. Moim oczom ukazały się wielkie, mahoniowe i na dodatek dwuskrzydłowe drzwi. Liam nacisnął klamkę, a we mnie uderzył tak bardzo znany mi zapach. Nie potrafiłam go określić, ale właśnie tak pachniał Zayn, gdy przychodził do mnie w odwiedziny.
Przekroczyliśmy próg i znaleźliśmy się w przepięknym mieszkaniu. Wiedziałam, że takie jest. Nie miałam co do tego wątpliwości, chociaż nawet go nie zwiedziłam.
Mulat rzucił moją torbę z ubraniami w kąt salonu, który połączony był razem z kuchnią zaraz przy wyjściu z przedpokoju. Brzoskwiniowe ściany i dębowe meble idealnie do siebie pasowały. No i muszę przyznać, że byłam zaskoczona, że pięciu mężczyzn poradziło sobie z udekorowaniem tego mieszkania z takim smakiem. Wszystko zrównoważone i skomponowane z otoczeniem. Kto by przypuszczał?
- Masz może ochotę na coś do jedzenia przed pójściem spać? - zaoferował się Liam.
- Ja mam! - krzyknął Niall, chyba powoli dochodząc do siebie.
- Skoro tak dobrze już się czujesz i masz ochotę na jedzenie - zaczął Zayn - to możesz sobie zrobić sam. Kanapki mogą być, Fay? - zapytał mnie a ja kiwnęłam głową na potwierdzenie. Nie miałam ochoty z nim rozmawiać. Nie po tym, co dzisiaj się stało. No bo niby pragnęłam tego, i to bardzo, ale w końcu co on sobie myśli? Że skoro nie ma Cassie, to ja mogę być jej zastępstwem? Nie ma mowy.
- Tak w ogóle, to która jest godzina? - Spytałam chłopaków.
- Dochodzi druga - powiedział Payne spoglądając na zegarek.
Lekko skrępowana skierowałam się na kanapę do dużego pokoju. Usiadłam, a nogi podciągnęłam do klatki piersowej. Nie czuję się tu dobrze. Ale to pierwszy dzień. Miałam nadzieję, że będzie tylko lepiej.
Z zamyślenia wyrwał mnie krzyk Zayna z innego pokoju.
- Będziesz spała u mnie w pokoju, a ja na kanapie. Myśle, że tak będzie najlepiej.
Bez zastanowienia odparłam.
- Chętnie prześpię się tutaj. - Poklepałam sofę, strasznie twardą sofę. - Tylko dajcie mi jakiś koc i poduszkę. W końcu nie możesz mi oddać swojego łózka, a tymbardziej pokoju. Nie czułabym się z tym dobrze.
Chłopak wszedł do salonu, ale zatrzymał się zaraz za drzwiami. Nie uraczył mnie nawet spojrzeniem.
- Ważne, że ja czuję się z tym dobrze. Śpisz u mnie. Postanowione.
Nie było najmniejszego sensu wykłócać się z nim o to teraz. Za niedługo plecy będą go tak bolały, że będzie błagał o swoje cztery ściany lub przynajmniej jakiś materac. Ale pozwólmy losowi działać po kolei.
niedziela, 25 marca 2012
Catorce.
Auć, pomyślałam. Czułam jak pulsująca krew rozsadza mi czaszkę. Powieki strasznie mi ciążyły i nie miałam najmniejszej ochoty ich podnosić. Usłyszałam jakieś szmery. Ktoś się kłócił. Tak, to była zdecydowanie kłótnia. A mi było strasznie niewygodnie. I w dodatku moje nogi były uniesione wysoko ponad normę.
Starając przewrócić się na prawy bok wydałam z siebie zduszony jęk. Tylko brakowało, żebym spadła z tego, na czym leżę i moje życie od razu stałoby się zabawniejsze. No i ironia odegrałaby w nim wielką rolę.
- Czy ona się obudziła? - usłyszałam znajomy, zatroskany głos. Jednak nie potrafiłam dopasować go do twarzy. Im bardziej wytężałam umysł, tym większy zadawałam sobię ból. Także zaprzestałam wszelkich starań, bo nie przecież nie jestem masochistką, no nie?
- Wyglada na to, że powoli dochodzi do siebie.
Kolejny znajomy głos, kolejna pustka w głowie. Czy ktoś zrobił mi pranie mózgu?! - krzyczałam w myślach. Gdybym tylko mogła otworzyć oczy, usiąść i po prostu pogadać z tymi dwoma facetami, którzy, jak mniemam, nachylali się nade mną. Czułam ich oddech na mojej szyji.
- Zostawicie ją w spokoju - odezwał się trzeci głos. Kolejny niemniej znany od dwóch pozostałych. - Dziewczyna musi mieć jak największy dostęp do świerzego powietrza. - Mój gość. Jeśli w tym momencie mnie 'bronił', miał chłopak u mnie dodatkow punkt.
- To może ja otworzę jeszcze kilka okien, co? - zaoferował się pierwszy.
- Nie bo nam się zaziębi - odparł drugi.
- A ty skąd możesz wiedzieć takie rzeczy? - wykłócał się znowu.
- Bo przechodziłem kurs pierwszej pomocy!
Cholera. Kto przechodził kurs pierwszej pomocy? Ja wiem kto. Ja go znam. Już mi o tym kiedyś wspominał. Tak, wysoki szatyn o bursztynowych tęczówkach. Tylko jak on miał na imię? Zick? Zac?
- Zayn! - wykrzknął trzeci głos. - Błagam cię, uspokój się. Przecież nic jej nie będzie.
- Zawsze tylko 'Zayn to, Zayn tamto'. Mam już tego dosyć. Przynajmniej ty mógłbyś mnie w tym momencie nie upominać.
Tak, to Zayn robił ten kurs. Jeszcze chwila, a przypomnę sobie dwa pozostałe imiona. A raczej oni mi je przypomną.
- Idę się czegoś napić - usłyszałam drugiego. - Kilka głębszych pozwoli zapomnieć mi o tej całej naszej nieudanej randce.
- Niall - powiedział trzeci. - Nie waż się przychodzić tutaj pijany. Jeśli masz zamiar się nawalić, to zrób coś dla nas i przenocuj w hotelu.
Ciężkie, oddalające się kroki.
- A i zapomniałem o jednym - dodał jeszcze. - Tylko nie skończ w łózku z jakąś prostytutką. Bo będziesz później żałował.
Tuż obok mojego ucha usłyszałam zduszony chichot. To pewnie Zayn. Jego piękny śmiech przyprawił mnie o przyjemnie dreszcze.
- Liam - powiedział chłopak siedzący tuż obok mnie. - A ty przypadkiem nie wybierałeś się do Danielle?
- O Jezu! Na śmierć zapomniałem - wykrzykiwał 'Liam'. - Mam nadzieję, że mnie nie zabije.
Głośne trzaśnięcie drzwiami. Poczułam zimny powiew. Okropny dreszcz przeszył mnie aż do stóp. Cicho jęknęłam.
- Fay... - zaczął cichutko Zayn. - Fay, słyszysz mnie?
Wydałam z siebie zgłuszony pomruk.
- Jeśli mnie słyszysz, to nie wysilaj się, żeby coś mówić. Po prostu leż. Wiesz.... Zemdlałaś tam na dachu... Martwiliśmy się o ciebie. Ale już wszystko w porządku.
Jego słowa działały kojąco na ten nieznośny ból głowy.
- Zaraz wracam - usłyszałam.
Momentalnie otworzyłam oczy i podniosłam rękę, żeby złapać jego dłoń. Jednak odmówiła mi posłuszeństwa. Spojrzałam w górę, ale nic nie widziałam. Kompletna ciemność. Jeszcze chwila i zwariuje, pomyślałam. Poddałam się i opuściłam powieki.
- Fay... - znów usłyszałam jak jedwabiście przeciąga moje imię.
Podniósł moją dłoń, która przez krótką chwilę spoczywała na podłodze i położył ją obok mnie. Ale jednak nie puszczał jej, jakby bał się, że mu ucieknę. Huh, przecież to on właśnie uciekał mi.
- Nie odchodź - ledwo wyszeptałam.
Na swoim policzku poczułam delikatne łaskotanie. Domyśliłam się, że to palce Zayna mnie smyrają.
- Ciiii - uspokoił mnie i znów połaskotał mnie po twarzy, a ja odpowiedziałam delikatnym uśmiechem.
- Zaśpiewasz mi coś? - zapytałam, wysilając się bardziej niż ostatnio.
Co miałem jej zaśpiewać? Na pewno nie żadną z naszych piosenek. Jedyna, która siedziała mi w głowie od dłuższego czasu, mogła sprawić, że Fay znów się uśmiechnie. Czego pragnąłem najbardziej na świecie.
- 'What somebody like you doin' in a place like this?' * - zacząłem i wiedziałem, że trafiłem w samo sedno. Nie wiem, czy to tej piosenki chciała wysłuchać, ale była ona w mojej tonacji. Zero kłopotów. No może poza tym, że śpiewanie szeptem nie wychodziło mi najlepiej. Wiem, że to dziwne, ale starałem się robić to jak najprofesjonalniej. - 'Say did you come alone...'
W rytm głaskałem moją najlepszą przyjaciółkę po twarzy, a na jej ustach pojawił się przepiękny uśmiech. Sprawiał jej wiele trudu, ale dawał mi niezmierną satysfakcję.
Cholernie pięknie się uśmiechasz, wiesz? - pomyślałem.
Kontynuując piosenkę nie mogłem oderwać się od patrzenia na jej twarz. Jak mogłem tego wcześniej nie zauważyć? Jak wielkie musiałem mieć klapki na oczach, żeby nie spostrzec piękna dziewczyny, którą miałem na wyciągnięcie ręki? Co jest ze mną nie tak, że pozwoliłem mojemu najlepszemu przyjacielowi na zabranie mi takiej kobiety sprzed nosa?
- Tyle wystarczy? -szepnąłem jej na ucho, gdy skończyłem śpiewać. Czułem zapach jej szamponu, ale bliżej nie potrafiłem określić jego zapachu.
Znowu jęknęła. To chyba znaczy, że mam powrócić do zakończonej przed chwilą czynności. W mojej głowie panowała pustka. Głęboko w pamięci starałem się odszukać jakiejś idealnej piosenki. Takiej, która wpasowałaby się w moje odkrycie. To, którego przed chwilą dokonałem.
- 'I'm broken. Do you hear me? I'm blinded cause you are everything I see. I'm dancing alone. I'm praying that your heart will just turn around.' **
Oddałem się swojej pasji, zapominając o całym świecie. Liczyło się tylko to, że Fay leżała praktycznie nieprzytomna u mojego boku, a ja nic nie mogłem z tym zrobić. Pomiędzy zwrotkami wsłuchiwałem się w jej miarowy oddech sprawdzając czy wciąż życie. No bo nie wiedziałem co jej dolega. A w tym stanie wszystko jest możliwe. - I've never had the words to say, but now I'm asking you to stay for little while inside my arms. And as you close your eyes tonight I'm praying you will see the light that shining from a stars above.'
Nie potrafiłem się już powstrzymać. Zbyt długo siedziałem w nią wpatrzony nic nie robiąc. Nie oddam jej nikomu bez walki. W końcu byłem jej najbliższy z całego zespołu, no nie? To ze mną przesiadywała najdłużej i to dla mnie zarywała noce, żeby pogadać o jakichś bzdetach. A jednak.
Przestałem śpiewać i nachyliłem się nad dziewczyną. Czułem jej miarowy oddech. Wyglądała jak Śpiąca Królewna. Delikatnie zetknąłem swoje usta z jej. Poczułem jak Fay powoli rozwiera wargi zgadzając się na taki przebieg wydarzeń. Także trwaliśmy w tym jakże niezręcznym dla mnie położeniu. Ale nie był to nasz 'pierwszy raz', choć jestem święcie przekonany, że conajmniej tak powinien on wyglądać.
Nie chciałem też, żeby ten mój wcale nieprzemyślany wyskok zrujnował naszą przyjaźń. Bo nie licząc chłopaków była to moja najdłuższa znajomość, na której mi naprawdę zależało. Ale czy my się w ogóle przyjaźniliśmy? Przecież na każdym kroku okłamywałem ją jak tylko się dało, a ona, albo tego nie zauważała, albo nie chciała zauważać. I nie wiem, która opcja byłaby dla mnie wygodniejsza. Ale to nie było teraz istotne.
Oderwałem się od ust dziewczyny z lekkim niezadowoleniem.
- Zayn - dobiegł mnie jej cieniutki głos. - Dlaczego to zrobiłeś?
- Ja... - Zacząłem, ale zaciąłem się po pierwszym wypowiedzianym słowie.
Nie wiem dlaczego. Może powodem było to, że zdałem sobie sprawę, że znaczysz dla mnie więcej, niż przyjaciółka dla przyjaciela.
- Z litości? - spytała mnie cicho.
- Nie, co ty. Nie z litości - tłumaczyłem się, lecz w mojej głowie nie było żadnego sensownego usprawiedliwienia.
- To dlaczego to zrobiłeś? Dlaczego dałeś mi poczuć smak twoich ust? Dlaczego?
W końcu na nią spojrzałem. Jej głowa przechylona była w moją stronę, a zaszklone oczy szeroko otwarte. Łzy powolnie spływały po jej twarzy dodając jej połysku.
- Uspokój się - szepnąłem i zacząłem ścierać mokre strużki cieknące po jej policzkach.
Ale ona znalazła wystarczająco dużo siły, żeby odrzucić moją rękę i podnieść się z mojego łóżka. Zeszła z niego, praktycznie na czworakach, i wybiegła za drzwi. Mój refleks nie zadziałał tak jak powinien. Trochę za późno wstałem z kolan i ruszyłem za nią. Z trudem szarpałem się z zatrzaskowymi drzwiami do naszego mieszkania. Kto wymyślił takie cholerstwo? - przeklinałem w myślach. W końcu otworzyłem je i wybiegłem na klatkę schodową. Winda właśnie się zamykała i jedyne co przyszło mi do głowy to:
- Schody! - krzyknąłem sam do siebie. Zeskakiwałem po kilka stopni, żeby przyspieszyć swoje ruchy. Dwa piętra dalej zacząłem walić w guziczek do windy, by się zatrzymała, ale najwyraźniej była już niżej. Czułem się, jakbym był conajmniej wilkiem, a Fay uciekającą sarenką. Las pełen pułapek.
Kolejne dwa piętra bez większych niespodzianek, jednak nie poddawałem się czegoś innego. W końcu dałem sobie z tym spokój i jak najszybciej chciałem znaleźć się na dole. Jeszcze tylko chwila, Zayn, i będziesz na parterze, pomyślałem. Gdy już się tam znalazłem drzwi windy otworzyły się.
Moim oczom ukazał się najgorszy widok na świecie. Leżąca na ziemi Fay.
____
* If we ever meet again - Timberland
** More than this - One Direction
W końcu go przepisałam. Bardzo przepraszam x ;)
No i ustawiłam, że można dodawać komentarze anonimowo, więc do dzieła. :)
Miłego czytania ;D
I z góry mówię, że nie wiem kiedy pojawi się nowy... hahaha <33
Starając przewrócić się na prawy bok wydałam z siebie zduszony jęk. Tylko brakowało, żebym spadła z tego, na czym leżę i moje życie od razu stałoby się zabawniejsze. No i ironia odegrałaby w nim wielką rolę.
- Czy ona się obudziła? - usłyszałam znajomy, zatroskany głos. Jednak nie potrafiłam dopasować go do twarzy. Im bardziej wytężałam umysł, tym większy zadawałam sobię ból. Także zaprzestałam wszelkich starań, bo nie przecież nie jestem masochistką, no nie?
- Wyglada na to, że powoli dochodzi do siebie.
Kolejny znajomy głos, kolejna pustka w głowie. Czy ktoś zrobił mi pranie mózgu?! - krzyczałam w myślach. Gdybym tylko mogła otworzyć oczy, usiąść i po prostu pogadać z tymi dwoma facetami, którzy, jak mniemam, nachylali się nade mną. Czułam ich oddech na mojej szyji.
- Zostawicie ją w spokoju - odezwał się trzeci głos. Kolejny niemniej znany od dwóch pozostałych. - Dziewczyna musi mieć jak największy dostęp do świerzego powietrza. - Mój gość. Jeśli w tym momencie mnie 'bronił', miał chłopak u mnie dodatkow punkt.
- To może ja otworzę jeszcze kilka okien, co? - zaoferował się pierwszy.
- Nie bo nam się zaziębi - odparł drugi.
- A ty skąd możesz wiedzieć takie rzeczy? - wykłócał się znowu.
- Bo przechodziłem kurs pierwszej pomocy!
Cholera. Kto przechodził kurs pierwszej pomocy? Ja wiem kto. Ja go znam. Już mi o tym kiedyś wspominał. Tak, wysoki szatyn o bursztynowych tęczówkach. Tylko jak on miał na imię? Zick? Zac?
- Zayn! - wykrzknął trzeci głos. - Błagam cię, uspokój się. Przecież nic jej nie będzie.
- Zawsze tylko 'Zayn to, Zayn tamto'. Mam już tego dosyć. Przynajmniej ty mógłbyś mnie w tym momencie nie upominać.
Tak, to Zayn robił ten kurs. Jeszcze chwila, a przypomnę sobie dwa pozostałe imiona. A raczej oni mi je przypomną.
- Idę się czegoś napić - usłyszałam drugiego. - Kilka głębszych pozwoli zapomnieć mi o tej całej naszej nieudanej randce.
- Niall - powiedział trzeci. - Nie waż się przychodzić tutaj pijany. Jeśli masz zamiar się nawalić, to zrób coś dla nas i przenocuj w hotelu.
Ciężkie, oddalające się kroki.
- A i zapomniałem o jednym - dodał jeszcze. - Tylko nie skończ w łózku z jakąś prostytutką. Bo będziesz później żałował.
Tuż obok mojego ucha usłyszałam zduszony chichot. To pewnie Zayn. Jego piękny śmiech przyprawił mnie o przyjemnie dreszcze.
- Liam - powiedział chłopak siedzący tuż obok mnie. - A ty przypadkiem nie wybierałeś się do Danielle?
- O Jezu! Na śmierć zapomniałem - wykrzykiwał 'Liam'. - Mam nadzieję, że mnie nie zabije.
Głośne trzaśnięcie drzwiami. Poczułam zimny powiew. Okropny dreszcz przeszył mnie aż do stóp. Cicho jęknęłam.
- Fay... - zaczął cichutko Zayn. - Fay, słyszysz mnie?
Wydałam z siebie zgłuszony pomruk.
- Jeśli mnie słyszysz, to nie wysilaj się, żeby coś mówić. Po prostu leż. Wiesz.... Zemdlałaś tam na dachu... Martwiliśmy się o ciebie. Ale już wszystko w porządku.
Jego słowa działały kojąco na ten nieznośny ból głowy.
- Zaraz wracam - usłyszałam.
Momentalnie otworzyłam oczy i podniosłam rękę, żeby złapać jego dłoń. Jednak odmówiła mi posłuszeństwa. Spojrzałam w górę, ale nic nie widziałam. Kompletna ciemność. Jeszcze chwila i zwariuje, pomyślałam. Poddałam się i opuściłam powieki.
- Fay... - znów usłyszałam jak jedwabiście przeciąga moje imię.
Podniósł moją dłoń, która przez krótką chwilę spoczywała na podłodze i położył ją obok mnie. Ale jednak nie puszczał jej, jakby bał się, że mu ucieknę. Huh, przecież to on właśnie uciekał mi.
- Nie odchodź - ledwo wyszeptałam.
Na swoim policzku poczułam delikatne łaskotanie. Domyśliłam się, że to palce Zayna mnie smyrają.
- Ciiii - uspokoił mnie i znów połaskotał mnie po twarzy, a ja odpowiedziałam delikatnym uśmiechem.
- Zaśpiewasz mi coś? - zapytałam, wysilając się bardziej niż ostatnio.
Co miałem jej zaśpiewać? Na pewno nie żadną z naszych piosenek. Jedyna, która siedziała mi w głowie od dłuższego czasu, mogła sprawić, że Fay znów się uśmiechnie. Czego pragnąłem najbardziej na świecie.
- 'What somebody like you doin' in a place like this?' * - zacząłem i wiedziałem, że trafiłem w samo sedno. Nie wiem, czy to tej piosenki chciała wysłuchać, ale była ona w mojej tonacji. Zero kłopotów. No może poza tym, że śpiewanie szeptem nie wychodziło mi najlepiej. Wiem, że to dziwne, ale starałem się robić to jak najprofesjonalniej. - 'Say did you come alone...'
W rytm głaskałem moją najlepszą przyjaciółkę po twarzy, a na jej ustach pojawił się przepiękny uśmiech. Sprawiał jej wiele trudu, ale dawał mi niezmierną satysfakcję.
Cholernie pięknie się uśmiechasz, wiesz? - pomyślałem.
Kontynuując piosenkę nie mogłem oderwać się od patrzenia na jej twarz. Jak mogłem tego wcześniej nie zauważyć? Jak wielkie musiałem mieć klapki na oczach, żeby nie spostrzec piękna dziewczyny, którą miałem na wyciągnięcie ręki? Co jest ze mną nie tak, że pozwoliłem mojemu najlepszemu przyjacielowi na zabranie mi takiej kobiety sprzed nosa?
- Tyle wystarczy? -szepnąłem jej na ucho, gdy skończyłem śpiewać. Czułem zapach jej szamponu, ale bliżej nie potrafiłem określić jego zapachu.
Znowu jęknęła. To chyba znaczy, że mam powrócić do zakończonej przed chwilą czynności. W mojej głowie panowała pustka. Głęboko w pamięci starałem się odszukać jakiejś idealnej piosenki. Takiej, która wpasowałaby się w moje odkrycie. To, którego przed chwilą dokonałem.
- 'I'm broken. Do you hear me? I'm blinded cause you are everything I see. I'm dancing alone. I'm praying that your heart will just turn around.' **
Oddałem się swojej pasji, zapominając o całym świecie. Liczyło się tylko to, że Fay leżała praktycznie nieprzytomna u mojego boku, a ja nic nie mogłem z tym zrobić. Pomiędzy zwrotkami wsłuchiwałem się w jej miarowy oddech sprawdzając czy wciąż życie. No bo nie wiedziałem co jej dolega. A w tym stanie wszystko jest możliwe. - I've never had the words to say, but now I'm asking you to stay for little while inside my arms. And as you close your eyes tonight I'm praying you will see the light that shining from a stars above.'
Nie potrafiłem się już powstrzymać. Zbyt długo siedziałem w nią wpatrzony nic nie robiąc. Nie oddam jej nikomu bez walki. W końcu byłem jej najbliższy z całego zespołu, no nie? To ze mną przesiadywała najdłużej i to dla mnie zarywała noce, żeby pogadać o jakichś bzdetach. A jednak.
Przestałem śpiewać i nachyliłem się nad dziewczyną. Czułem jej miarowy oddech. Wyglądała jak Śpiąca Królewna. Delikatnie zetknąłem swoje usta z jej. Poczułem jak Fay powoli rozwiera wargi zgadzając się na taki przebieg wydarzeń. Także trwaliśmy w tym jakże niezręcznym dla mnie położeniu. Ale nie był to nasz 'pierwszy raz', choć jestem święcie przekonany, że conajmniej tak powinien on wyglądać.
Nie chciałem też, żeby ten mój wcale nieprzemyślany wyskok zrujnował naszą przyjaźń. Bo nie licząc chłopaków była to moja najdłuższa znajomość, na której mi naprawdę zależało. Ale czy my się w ogóle przyjaźniliśmy? Przecież na każdym kroku okłamywałem ją jak tylko się dało, a ona, albo tego nie zauważała, albo nie chciała zauważać. I nie wiem, która opcja byłaby dla mnie wygodniejsza. Ale to nie było teraz istotne.
Oderwałem się od ust dziewczyny z lekkim niezadowoleniem.
- Zayn - dobiegł mnie jej cieniutki głos. - Dlaczego to zrobiłeś?
- Ja... - Zacząłem, ale zaciąłem się po pierwszym wypowiedzianym słowie.
Nie wiem dlaczego. Może powodem było to, że zdałem sobie sprawę, że znaczysz dla mnie więcej, niż przyjaciółka dla przyjaciela.
- Z litości? - spytała mnie cicho.
- Nie, co ty. Nie z litości - tłumaczyłem się, lecz w mojej głowie nie było żadnego sensownego usprawiedliwienia.
- To dlaczego to zrobiłeś? Dlaczego dałeś mi poczuć smak twoich ust? Dlaczego?
W końcu na nią spojrzałem. Jej głowa przechylona była w moją stronę, a zaszklone oczy szeroko otwarte. Łzy powolnie spływały po jej twarzy dodając jej połysku.
- Uspokój się - szepnąłem i zacząłem ścierać mokre strużki cieknące po jej policzkach.
Ale ona znalazła wystarczająco dużo siły, żeby odrzucić moją rękę i podnieść się z mojego łóżka. Zeszła z niego, praktycznie na czworakach, i wybiegła za drzwi. Mój refleks nie zadziałał tak jak powinien. Trochę za późno wstałem z kolan i ruszyłem za nią. Z trudem szarpałem się z zatrzaskowymi drzwiami do naszego mieszkania. Kto wymyślił takie cholerstwo? - przeklinałem w myślach. W końcu otworzyłem je i wybiegłem na klatkę schodową. Winda właśnie się zamykała i jedyne co przyszło mi do głowy to:
- Schody! - krzyknąłem sam do siebie. Zeskakiwałem po kilka stopni, żeby przyspieszyć swoje ruchy. Dwa piętra dalej zacząłem walić w guziczek do windy, by się zatrzymała, ale najwyraźniej była już niżej. Czułem się, jakbym był conajmniej wilkiem, a Fay uciekającą sarenką. Las pełen pułapek.
Kolejne dwa piętra bez większych niespodzianek, jednak nie poddawałem się czegoś innego. W końcu dałem sobie z tym spokój i jak najszybciej chciałem znaleźć się na dole. Jeszcze tylko chwila, Zayn, i będziesz na parterze, pomyślałem. Gdy już się tam znalazłem drzwi windy otworzyły się.
Moim oczom ukazał się najgorszy widok na świecie. Leżąca na ziemi Fay.
____
* If we ever meet again - Timberland
** More than this - One Direction
W końcu go przepisałam. Bardzo przepraszam x ;)
No i ustawiłam, że można dodawać komentarze anonimowo, więc do dzieła. :)
Miłego czytania ;D
I z góry mówię, że nie wiem kiedy pojawi się nowy... hahaha <33
sobota, 17 marca 2012
Thirteen.
Nie wiem jak długo siedziałam na tym tarasie. Rodzice chyba dwa razy wołali mnie na obiad, ale ja wcale nie byłam głodna. Jedyne co miałam w głowie to chęć zemsty na Fay. Tak. Jeszcze większej od tego, że i tak nie będzie z Zaynem. Jestem w stu procentach pewna. Chciałam pokazać jej jak to jest, gdy nie można być z kimś, kogo się kocha. A tylko dlatego, że twoja nalepsza przyjaciółka myśli, że coś do niego czuje. Zemsta to jedyny powód, dla którego trzymałam się z Fay. Bo tak jak mówi stare przysłowie : trzymaj przyjaciół blisko, ale wrogów jeszcze bilżej.
Położyłam się na prawym boku. Bujałam się wolno i rytmicznie. Nawet nie wiem, w którym momencie zasnęłam.
Wszedłem do domu Fay. Nie pukałem, bo w końcu nikt już tak nie robił. Dziewczyna przeważnie krzyczała z góry, że drzwi są otwarte, a my gościliśmy się u niej jak u siebie. W naszym mieszkaniu nie było takiej atmosfery, jaka panowała właśnie tutaj. A Zayn bardzo prosił, abyśmy nie zapraszali jej do nas. Nie wiem czy bał się, że Fay zobaczy nasz bałagan, czy coś. Ale tego nie powinien się wstydzić, bo to on był największym czyścioszkiem z całej piątki.
Nie ściągając butów udałem się w głąb domu, aby wyciągnąć ją z tąd. Usłyszałem jak z góry dobiegają jakieś dźwięki. Poszedłem w tamtą stronę, ale stanąwszy na ostatnim stopniu zrozumiałem, że dziwczyna po prostu śpiewa. I miała całkiem niezły głos.
'When he opens his arms and hold you close tonight,
It just won't feel right
Cause I can love you more than this...'*
Drzwi toalety otworzyły się, a brunetka stanęła ze mną twarzą w twarz w samej bieliźnie. Jej oczy momentalnie rozszerzyły się, a ja mimowolnie spojrzałem w dół. Podniosłem wzrok, a na jej policzkach pojawiły się rumieńce. Próbując zakryć się rękami przebiegła szybko do swojego pokoju, który znajdował się za jej plecami, na końcu korytarza. Nie mogłem powstrzymać się od popatrzenia na jej pośladki. To było silniejsze ode mnie. Usłyszałem trzaśnięcie drzwi, a potem głośne:
- Niall! Nie mogłeś mnie uprzedzić, że przyjdziesz?!
- Przepraszam - powiedziałem szybko, nerwowo przeczesując włosy. - Chciałem dokądś cię zabrać, ale masz chyba inne plany, więc wpadnę kiedy indziej.
Odwróciłem się i zacząłem schodzić po schodach. Drzwi od jej pokoju otworzyły się, a ona sama, tym razem ubrana, zatrzymała mnie łapiąc za bark.
- Nie, zaczekaj - zaczęła cicho. - To nie tak, że mam inne plany. Po prostu wystraszyłeś mnie na śmierć - dodała nieco głośniej. - No i do tego nie byłam ubrana.
Jej policzki znów delikatnie się zarumieniły, co nie umknęło mojej uwadze. Spuściła głowę, ale ja podniosłem ją, łapiąc za brodę.
- To masz ochotę gdzieś pójść? - zapytałem.
- Tylko pod warunkiem, że powiesz mi dokąd idziemy - uśmiechnęła się. Nie mogę dać za wygraną. A jeżeli się nie zgodzi, wyciągnę ją z tego domu siłą.
- Nie ma mowy. To jest niespodzianka.
- Nie przepadam za niespodziankami, szczególnie, gdy nie wiem jakiego są rodzaju - powiedziała krzyżując ręce na piersi.
- Myślę, że żeńskiego, liczby pojedynczej.
Boże, co ja piernicze?!
Fay zaśmiała się nerwowo. Podrapałem się w głowę lekko zażenowany. Ale ze mnie głupek. Plotę trzy po trzy.
- Tylko dlatego, że potrafisz mnie tak rozśmieszyć zgodzę się na tą całą 'niespodziankę'. - uniosła ręce w górę i w powietrzu narysowała cudzysłów.
- Zarąbiście - krzyknąłem trochę za głośno, a dziewczyna znów się zaśmiała.
- A powiesz mi przynajmniej jak mam się ubrać?
- Możesz zostać tak jak jesteś.
Stała w dresie i luźnym podkoszulku, a i tak pięknie wyglądała.
- Nie. Poczekaj na dole, a ja zaraz wracam. Ten strój nie jest stosowny nawet do sklepu.
Przeskoczyła kilka schodków i wbiegła do swojego pokoju, a ja wyszedłem na ganek.
Jechaliśmy windą na ostatnie piętro 'naszego' bloku. Wprawdzie całe należało do nas, ale to nie tam chciałem ją zabrać. Planowałem coś bardziej efektownego, coś po czym na pewno zgodzi się zostać moją dziewczyną. Zayn pomógł mi i okazał się przy tym świetnym przyjacielem. Nie zadawał głupich pytań, trochę mi podpowiadał i co najważniejsze, nie wygadał się przed resztą. Za dobrze ich znam, żeby myśleć, że nie śmialiby się ze mnie. Chociaż dwóch z nich miało oficialnie dziewczyny, sądzę, że i tak nabijaliby się ze mnie, aż pękłyby im brzuchy. Tradycyjnie.
Drzwi windy otworzyły się, a ja przepuściłem Fay przodem, żeby mogła spokojnie wyjść. Złapałem ją za rękę, ale ona wcale się nie opierała. Ścisnęła ją mocniej jakby odwzajemniając mój uścisk. Miała taką ciepłą i delikatną dłoń.
Wskazałem na wąską drabinkę prowadzącą wyżej. Myślałem, że nie będzie chciała tam wejść, z obawy przed ubrudzeniem, albo upadkiem. Myliłem się. I jak widać, nie znałem jej za dobrze. Ale to w niczym nie przeszkadzało. Bez słowa stanęła na pierwszym szczebelku, chytając się czwartego. Z gracją wspinała się coraz wyżej, a ja stałem jak jakiś matoł patrząc tam w górę i podziwiając 'widoki'. Przeszła przez otwór i zniknęła mi z pola widzenia. Podążyłem za nią, ale usłyszałem szybkie 'co ty tu robisz?' i zatrzymałem się. Jednak zapomniałem o małym szczególiku. Spojrzałem na zegarek, o mało co nie spadając. Jesteśmy dwadzieścia minut za wcześnie. Cholera.
Gdy wreszcie znalazłem się na dachu naszego bloku ujrzałem Zayna stojącego tuż za czerwonym kocem w kratkę, rozłożonym na betonie. Wpatrwał się w nas zdziwiony. Plan był taki, że on przygotuje wszystko, a ja pojadę po Fay. Ale trochę za szybko się uwinęliśmy.
Obok nogi chłopaka stał prawdziwy wiklinowy koszyk piknikowy, z którego wystawała szyjka butelki wina. Przerzucił wzrok na mnie, a jego mina mówiła 'nie za wcześnie przyszliście?'. Jednak nie dałem zbić się z tropu.
- Zayn - zacząłem oficjalnym tonem. Fay spojrzała na mnie i uśmiechnęła się. - Dziękuję ci bardzo za przygotowanie tak wspaniałego miejsca na spoczynek.
Ukłoniłem się lekko chłopakowi. Ten ciągle zdezorientowany nie rozgryzł mojej taktyki. Więc szopka trwała dalej.
- Czy mógłbyś pomóc mojej pani zająć miejsce na tym jakże pięknym kocu? - zapytałem z nadzieją, że wreszcie załapie o co mi chodzi. Po jego minie widać było, że zajarzył. Podszedł do Fay i wyciągnął w jej stronę otwartą dłoń, którą ona z uśmiechem na twarzy ujęła. Chłopak podprowadził ją, aż do samego rogu koca, po czym delikatnie zniżył rękę, dając jej do zrozumienia, żeby usiadła. Poczekałem, aż dziewczyna zajmie miejsce i zrobiłem to samo. Zadowolony spojrzałem w jej stronę, ale nie patrzyła na mnie. Z, jak sądzę, zafascynowaniem łaknęła każdy ruch mojego najlepszego przyjaciela, uśmiechała się w jego stronę, ale on zdawał się tego nie zauważać. A może tylko mi się wydawało? Zaraz wszystko się okaże. Zayn wyciągnął z koszyka trunek, po czym rozlał go do dwóch kieliszków. Podał je nam z uśmiecham na twarzy. Skłonił się w naszą stronę i zniknął. Między nami dalej panowała głucha cisza.
- Uroczo tu - powiedziała zadowolona Fay.
- Tak, to naprawdę piękne miejsce. Szczególnie nocą.
Rozmarzonym wzrokiem spojrzałem w jej stronę. Przyglądała mi się, powoli sącząc alkohol. Wyglądała jak mój własny anioł. Anioł właśnie upijający się.
- Skąd znasz to miejsce? - zapytała.
Mieszkamy piętro niżej, pomyślałem. Szkoda tylko, że nie mogę cię tam zabrać. Ale obietnica, to obietnica, a ja zawsze dotrzymuję słowa.
- Pewnien ktoś powiedział mi, że to idealne miejsce na spotkanie. Że tutaj nikt nie będzie nam przeszkadzał. Że spokojnie można przyprowadzić tu kogoś, na kim ci zależy.
- Zależy ci na mnie? - spytała z niedowierzaniem.
- No pewnie, głuptasie. Jak mogłoby mi nie zależeć na tak wspaniałej kobecie, jaką jesteś?
Speszona odwróciła wzrok. Nie chciałem jej wystraszyć.
Wstała i podeszła do barierki. Tylko się nie wychylaj, pomyślałem. Ale ona zdawała się być bardziej pochłonięta oglądaniem neonowych napisów, niż myślami samobójczymi. Chociaż stała odrócona do mnie plecami, wiedziałem, że się uśmiecha. Jej ramiona delikatnie uniosły się a ona sama zrobiła obrót o sto osiemdziesiąt stopni. Jej twarz momentalnie pobladła. Jedną ręką złapała się barierki, a jej nogi ugięły się pod nią. Jakimś cudem miękko wylądowała na betonie.
Zemdlała.
___
* One Direction - More Than This
Położyłam się na prawym boku. Bujałam się wolno i rytmicznie. Nawet nie wiem, w którym momencie zasnęłam.
Wszedłem do domu Fay. Nie pukałem, bo w końcu nikt już tak nie robił. Dziewczyna przeważnie krzyczała z góry, że drzwi są otwarte, a my gościliśmy się u niej jak u siebie. W naszym mieszkaniu nie było takiej atmosfery, jaka panowała właśnie tutaj. A Zayn bardzo prosił, abyśmy nie zapraszali jej do nas. Nie wiem czy bał się, że Fay zobaczy nasz bałagan, czy coś. Ale tego nie powinien się wstydzić, bo to on był największym czyścioszkiem z całej piątki.
Nie ściągając butów udałem się w głąb domu, aby wyciągnąć ją z tąd. Usłyszałem jak z góry dobiegają jakieś dźwięki. Poszedłem w tamtą stronę, ale stanąwszy na ostatnim stopniu zrozumiałem, że dziwczyna po prostu śpiewa. I miała całkiem niezły głos.
'When he opens his arms and hold you close tonight,
It just won't feel right
Cause I can love you more than this...'*
Drzwi toalety otworzyły się, a brunetka stanęła ze mną twarzą w twarz w samej bieliźnie. Jej oczy momentalnie rozszerzyły się, a ja mimowolnie spojrzałem w dół. Podniosłem wzrok, a na jej policzkach pojawiły się rumieńce. Próbując zakryć się rękami przebiegła szybko do swojego pokoju, który znajdował się za jej plecami, na końcu korytarza. Nie mogłem powstrzymać się od popatrzenia na jej pośladki. To było silniejsze ode mnie. Usłyszałem trzaśnięcie drzwi, a potem głośne:
- Niall! Nie mogłeś mnie uprzedzić, że przyjdziesz?!
- Przepraszam - powiedziałem szybko, nerwowo przeczesując włosy. - Chciałem dokądś cię zabrać, ale masz chyba inne plany, więc wpadnę kiedy indziej.
Odwróciłem się i zacząłem schodzić po schodach. Drzwi od jej pokoju otworzyły się, a ona sama, tym razem ubrana, zatrzymała mnie łapiąc za bark.
- Nie, zaczekaj - zaczęła cicho. - To nie tak, że mam inne plany. Po prostu wystraszyłeś mnie na śmierć - dodała nieco głośniej. - No i do tego nie byłam ubrana.
Jej policzki znów delikatnie się zarumieniły, co nie umknęło mojej uwadze. Spuściła głowę, ale ja podniosłem ją, łapiąc za brodę.
- To masz ochotę gdzieś pójść? - zapytałem.
- Tylko pod warunkiem, że powiesz mi dokąd idziemy - uśmiechnęła się. Nie mogę dać za wygraną. A jeżeli się nie zgodzi, wyciągnę ją z tego domu siłą.
- Nie ma mowy. To jest niespodzianka.
- Nie przepadam za niespodziankami, szczególnie, gdy nie wiem jakiego są rodzaju - powiedziała krzyżując ręce na piersi.
- Myślę, że żeńskiego, liczby pojedynczej.
Boże, co ja piernicze?!
Fay zaśmiała się nerwowo. Podrapałem się w głowę lekko zażenowany. Ale ze mnie głupek. Plotę trzy po trzy.
- Tylko dlatego, że potrafisz mnie tak rozśmieszyć zgodzę się na tą całą 'niespodziankę'. - uniosła ręce w górę i w powietrzu narysowała cudzysłów.
- Zarąbiście - krzyknąłem trochę za głośno, a dziewczyna znów się zaśmiała.
- A powiesz mi przynajmniej jak mam się ubrać?
- Możesz zostać tak jak jesteś.
Stała w dresie i luźnym podkoszulku, a i tak pięknie wyglądała.
- Nie. Poczekaj na dole, a ja zaraz wracam. Ten strój nie jest stosowny nawet do sklepu.
Przeskoczyła kilka schodków i wbiegła do swojego pokoju, a ja wyszedłem na ganek.
Jechaliśmy windą na ostatnie piętro 'naszego' bloku. Wprawdzie całe należało do nas, ale to nie tam chciałem ją zabrać. Planowałem coś bardziej efektownego, coś po czym na pewno zgodzi się zostać moją dziewczyną. Zayn pomógł mi i okazał się przy tym świetnym przyjacielem. Nie zadawał głupich pytań, trochę mi podpowiadał i co najważniejsze, nie wygadał się przed resztą. Za dobrze ich znam, żeby myśleć, że nie śmialiby się ze mnie. Chociaż dwóch z nich miało oficialnie dziewczyny, sądzę, że i tak nabijaliby się ze mnie, aż pękłyby im brzuchy. Tradycyjnie.
Drzwi windy otworzyły się, a ja przepuściłem Fay przodem, żeby mogła spokojnie wyjść. Złapałem ją za rękę, ale ona wcale się nie opierała. Ścisnęła ją mocniej jakby odwzajemniając mój uścisk. Miała taką ciepłą i delikatną dłoń.
Wskazałem na wąską drabinkę prowadzącą wyżej. Myślałem, że nie będzie chciała tam wejść, z obawy przed ubrudzeniem, albo upadkiem. Myliłem się. I jak widać, nie znałem jej za dobrze. Ale to w niczym nie przeszkadzało. Bez słowa stanęła na pierwszym szczebelku, chytając się czwartego. Z gracją wspinała się coraz wyżej, a ja stałem jak jakiś matoł patrząc tam w górę i podziwiając 'widoki'. Przeszła przez otwór i zniknęła mi z pola widzenia. Podążyłem za nią, ale usłyszałem szybkie 'co ty tu robisz?' i zatrzymałem się. Jednak zapomniałem o małym szczególiku. Spojrzałem na zegarek, o mało co nie spadając. Jesteśmy dwadzieścia minut za wcześnie. Cholera.
Gdy wreszcie znalazłem się na dachu naszego bloku ujrzałem Zayna stojącego tuż za czerwonym kocem w kratkę, rozłożonym na betonie. Wpatrwał się w nas zdziwiony. Plan był taki, że on przygotuje wszystko, a ja pojadę po Fay. Ale trochę za szybko się uwinęliśmy.
Obok nogi chłopaka stał prawdziwy wiklinowy koszyk piknikowy, z którego wystawała szyjka butelki wina. Przerzucił wzrok na mnie, a jego mina mówiła 'nie za wcześnie przyszliście?'. Jednak nie dałem zbić się z tropu.
- Zayn - zacząłem oficjalnym tonem. Fay spojrzała na mnie i uśmiechnęła się. - Dziękuję ci bardzo za przygotowanie tak wspaniałego miejsca na spoczynek.
Ukłoniłem się lekko chłopakowi. Ten ciągle zdezorientowany nie rozgryzł mojej taktyki. Więc szopka trwała dalej.
- Czy mógłbyś pomóc mojej pani zająć miejsce na tym jakże pięknym kocu? - zapytałem z nadzieją, że wreszcie załapie o co mi chodzi. Po jego minie widać było, że zajarzył. Podszedł do Fay i wyciągnął w jej stronę otwartą dłoń, którą ona z uśmiechem na twarzy ujęła. Chłopak podprowadził ją, aż do samego rogu koca, po czym delikatnie zniżył rękę, dając jej do zrozumienia, żeby usiadła. Poczekałem, aż dziewczyna zajmie miejsce i zrobiłem to samo. Zadowolony spojrzałem w jej stronę, ale nie patrzyła na mnie. Z, jak sądzę, zafascynowaniem łaknęła każdy ruch mojego najlepszego przyjaciela, uśmiechała się w jego stronę, ale on zdawał się tego nie zauważać. A może tylko mi się wydawało? Zaraz wszystko się okaże. Zayn wyciągnął z koszyka trunek, po czym rozlał go do dwóch kieliszków. Podał je nam z uśmiecham na twarzy. Skłonił się w naszą stronę i zniknął. Między nami dalej panowała głucha cisza.
- Uroczo tu - powiedziała zadowolona Fay.
- Tak, to naprawdę piękne miejsce. Szczególnie nocą.
Rozmarzonym wzrokiem spojrzałem w jej stronę. Przyglądała mi się, powoli sącząc alkohol. Wyglądała jak mój własny anioł. Anioł właśnie upijający się.
- Skąd znasz to miejsce? - zapytała.
Mieszkamy piętro niżej, pomyślałem. Szkoda tylko, że nie mogę cię tam zabrać. Ale obietnica, to obietnica, a ja zawsze dotrzymuję słowa.
- Pewnien ktoś powiedział mi, że to idealne miejsce na spotkanie. Że tutaj nikt nie będzie nam przeszkadzał. Że spokojnie można przyprowadzić tu kogoś, na kim ci zależy.
- Zależy ci na mnie? - spytała z niedowierzaniem.
- No pewnie, głuptasie. Jak mogłoby mi nie zależeć na tak wspaniałej kobecie, jaką jesteś?
Speszona odwróciła wzrok. Nie chciałem jej wystraszyć.
Wstała i podeszła do barierki. Tylko się nie wychylaj, pomyślałem. Ale ona zdawała się być bardziej pochłonięta oglądaniem neonowych napisów, niż myślami samobójczymi. Chociaż stała odrócona do mnie plecami, wiedziałem, że się uśmiecha. Jej ramiona delikatnie uniosły się a ona sama zrobiła obrót o sto osiemdziesiąt stopni. Jej twarz momentalnie pobladła. Jedną ręką złapała się barierki, a jej nogi ugięły się pod nią. Jakimś cudem miękko wylądowała na betonie.
Zemdlała.
___
* One Direction - More Than This
poniedziałek, 5 marca 2012
Doce.
Bardzo proszę o komentarze, bo nie wiem ile osób to czyta, a ile wpada tutaj przypadkowo.... Z góry dziękuję :)
Wybiegłam z domu. Dziwacznie, ale dość szybko przeskoczyłam furtkę. Nie było czasu na myślenie. Musiałam po prostu uciec. Jak najdalej od tej osoby. Biegłam wzdłuż ulicy, po której nie jeździły żadne samochody. Super! Londyn właśnie zasnął, co było ewenementem. Większość latarnii pogasła. Wytężając wzrok starałam się uważać, gdzie stąpam. Jeszcze tylko brakowało skręconej kostki, a wtedy byłoby całkowicie po mnie. Skręciłam za jednym z bloków i wskoczyłam za krzaki. Kucnęłam mocno się dusząc. Za moimi plecami usłyszałam dość głośne sapanie. Nie chciałam się odwracać. Nie mogłam tego zrobić. Ale mimo to wstalam z kolan i wyprostowałam plecy. Musiałam stawić mu czoło, bez względu na to kim był. Ze wzrokiem wbitym w ziemię powoli się obróciłam. Widziałam jego ubłocone buty, poplamione gdzie niegdzie trawą spodnie i podartą podkoszulkę. Złapał mnie za ramiona. Zaczął potrząsać mną, ale niezbyt kontaktowałam. Jak w transie podniosłam głowę wyżej i ujrzałam te piękne, brązowe oczy...
Wstałam znów cała mokra. Kropelki potu spływały po moim czole. To było obrzydliwe. Usiadłam na łózku. Zaraz... Na łóżku? jakim cudem ja się tu znalazłam? Wydawalo mi się, że zasypiałam na kanapie, a tuż obok mnie siedział...
- Zayn! - krzyknęłam wstając, ale odpowiedziła mi tylko głucha cisza. No tak, pomyślałam, już się ulotnił. A może wcale tu nie spał? Stałam na dywanie w moim pokoju. W pewnym momencie nogi ugięły się pode mną, a ja wylądowałam na podłodze. Co się z tobą dzieje, Fay, do cholery?! Chyba jesteś jakaś niepełnosprytna umysłowa, czy coś. Żeby myśleć o kimś, kto nawet nie zwraca na ciebie uwagi? Pieprz tego cholernego, zapatrzonego w siebie egoistę. Musisz ruszyć dalej. Na świecie jest przecież tyle fajnych chłopaków, których nasz na wyciągnięcie ręki.
- Tylko, że ja nie chcę innych! - krzyczałam do siebie i rozpłakałam się. Nie wiem ile czasu leżałam tm wtedy, na tej podłodze, ale wiem jedno. Wstałam z niej bardziej pewna, co do rzeczy, które postanowiłam wykonać. Może i nie będzie najłatwiej, ale nadzieja matką głupich. A ja nie byłam najmądrzejszą osobą na świecie.
Obudziły mnie promienie słońca, przedzierające się przez nieszczelnie zaciągnięte zasłony. Przetarłam oczy i podniosłam się z mojego, jakże wielkiego łóżka. Ta noc była jedną z najcięższych w moim życiu. Te wszystkie wspomnienia wróciły do mnie niczym coroczne fale tsunami nawiedzające wschodnie wybrzeża Azji. Jednym ruchem zgarnęłam lusterko, leżące na stoliku obok. Uniosłam je w kierunku twarzy, by zobaczyć szczątki swojej niecodziennej urody. W odbiciu ujrzałam całkiem inną osobę. Przekrwione oczy, zaczerwieniony, od kataru, nos i rozczochrane włosy. Jeszcze tylko brodawka obok ust i mogę brać udział w castingu na wiedźmę roku.
Wstałam i udałam się do łazienki. Wzięłam pożądny prysznic, delikatnie przemywając oczy. Z kabiny wyszłam ociekając wodą, która plamiła idealnie czyste kafelki. Sprzątaczki się postarały. Nie patrząc w lustro otworzyłam drzwi łączące toaletę z moim małym królestwem. Dobra, małe to ono nie było. Ale takie są zalety mieszkania w willi. Bez pośpiechu, zawinięta ręcznikiem rozsunęłam żaluzje, amój pokój rozświetliły długie promienie słoneczne. Pomimo tego, że było już pewnie południe, prze wysokie okna wciąż można było ujrzeć najjaśniejszą gwiazdę naszej galaktyki. Podeszłam do jednej z dębowych komód i wysunęłam pierwszą szufladę. Moim oczom ukazały się idealnie poskładane, letnie ubrania. Po lewej poukładane kolorystycznie, zaś po prawej dokładnie te same ułożone ze względu na cenę. Uwielbiałam mieć porządek. Zupełnie jak Fay. Tylko ona musiała robić go sama, a ja miałam od tego służbę.
Moja 'przyjaciólka' myśli, że może mieć wszystko. Widziałam, jak tymi swoimi oczkami pożerała Zayna. Ale ja nie zamierzam się nim dzielić, nawet jak nie ma mnie w pobliżu. A załatwiłam to wszystko w Angli, jednym spojrzeniem, jednym słowem, a gdy mnie zobaczył, wiem, że oszalał na moim punkcie. Takie rzeczy się wie.
Założyłam starannie dobrane dzień wcześniej ubrania. Wróciłam do łazienki pomalować się, bo przecież nie pokażę się matce w takim stanie. Gdy wykonałam wszystkie niezbędne czynności, zeszłam do salonu, w którym, na sofie, siedziały już dwie osoby. Rozpoznałam w nich moich rodziców.Ojciec, dobrze zbudowany mężczyzna o ostrych rysach twarzy czytał jakiś dziennik. Mało ciekawe zajęcie. matkaoglądając paznokcie na zmianę z przeglądaniem się w lusterku wyglądała komicznie. Co chwila cmokała z niezadowoleniem ustami i tupała nigami,na których znajdowały się nowe, jak przypuszczam, pantofelki.
- Dzień dobry - przywitałam się, jak przystoi na właścicielkę tego domu. tak, cały budynek wraz z plantacją winorośli i polami wokół należał do mnie. Kochana babunia wybrała odpowiednią osobę w swoim testamencie.
- Dzień dobry, kochanie - odpowiedzieli równocześnie rodzice. - Co sobie życzysz na śniadanie? Naleśniki?
Spojrzałam w stronę drzwi do kuchni, po której na pewno krzątała się już kucharka szykując obiad. Nie odpowiedziałam rodzicom, wiem, że to niegrzecznie, ale szczerze mam to w dupie. Weszłam przez obrotowe drzwi i bez żadnego słowa udałam się prosto do lodówki. Wyciągnęłam karton z mlekiem i odstawiłam na blat. Przeszłam na drugą stronę powieszczenia, żeby wziąć miseczkę. kto urządził tak beznadziejnie to miejsce? Bezsensu! Wróciłam do mleka i płatków wskakując na szafki. Zajadałam się śniadaniem patrząc na naszą pracownicę. Żanada. Ale ponoć żadna praca nie chańbi. No cóż, u kogoś w domu to ja nigdy nie będę pracowała. Nie ma mowy.
Zeskoczyłam z półki, zostawiając na niej niedojedzone śniadanie. Nie martwiłam się o to, kto je posprząta. Wyszłam z kuchni i skierowałam się w stronę tarasu. Najpiękniejszy widok, to ten z zachodniej strony. Ale jeszcze dużo czasu, aż zajdzie Słońce. Przeszłam przez zwiewne, aksamitne, białe zasłony lekko podwiewane przez wiatr. Stąpałam po ciepłych od promieni słonecznych, kostkach bruku, wyłożonego na podwórku. Usiadłam na huśtawce lekko odpychając się nogami. Poddałam się temu, umilając sobie, jak zresztą zawsze, nudny dzień. Wiatr delikatnie łaskotał mnie w twarz, dając uczucię jakiegoś niezidentyfikowanego bezpieczeństwa.
Siedziałem na podłodze, na przeciwko wielkich luster i drążków przymocowanych na ścianie. Pot ściekał mi po czole. Co jakiś czas wycierałem je wierzchem dłoni.
Położyłem się na plecach głęboko wdychając powietrze. W tym momencie chciałem po prostu o niczym nie myśleć, ale nie potrafiłem. Przez myśli przebiegało mi z milion obrazów na sekundę. W większości była to Cassie. Ale również wiele chwil spędzonych przy Fay. Szczególnie te sam na sam.
Usłyszałem skrzypnięcie drzwi za moją głowę. Ułożyłem ją w dziwnej pozycji, żeby zobaczyć kto wszedł. Blond włosy.... A, to Niall. Ciekawe po co się wrócił.
- Cześć stary... - zaczął Irlanczyk. Po jego minie wywnioskowałem, że to coś poważnego.
- No hej - odpowiedziałem. - Zapomniałeś czegoś?
- Nie, po prostu chciałem z tobą pogadać. W mieszkaniu to raczej niemożliwe. Ale nie zbyt wiem pd czego mam zacząc...
- Najlepiej od początku - powiedziałem spokojnie, podnosząc się z podłogi i siadając na krześle w kącie. Uśmiechnąłem się, żeby zachęcić przyjaciela do zwierzenia się.
- Wiesz o tym, że Fay bardzo mi się podoba, prawda? - kiwnąłem głową potwierdzając. Każdy to chyba wiedział. Aż dziwne, bo on chyba też jej się podobał, a jednak nie byli razem. - No więc, chciałem coś zrobić z naszą znajomością. Mam na myśli moją i Fay..... - zatrzymał się i spojrzał na mnie. Widziałem niepewność w jego oczach. Biedaczek na prawdę nie wiedział co miał zrobić. - Chciałbym zapytać ją, czy nie zostanie oficjalnie moją dziewczyną - wykrztusił wreszcie. Zatkało mnie. Nasz Niall? Nasz Niall, członek One Direction, chciał się pytać jakiejkolwiek dziewczyny czy zostanie jego 'wybranką'? A pffff. Bez przesady.
- Co na to powiesz? - otworzyłem usta, ale zaraz je zamknąłem, czując, że nie wypowiem żadnego słowa. Poczułem lekkie ukłucie w okolicach serca. Co ono mogło znaczyć? Tak, to chyba zazdrość. Wiedziałem, że jak będą razem, nie spędzę z Fay tylu chwil razem, że będą nierozłączni i nie będzie już mniejsca na naszą przyjaźń. To uczucie, tej ogarniającej mnie pustki, było najgorszym uczuciem w moim życiu. Nie polecam. Zdecydowanie.
____
W końcu dodałam, przepraszam za błędy, nie było sprawdzane. ale obiecuję, że zrobię to jutro.
Liczę na komentarze ;)
sobota, 25 lutego 2012
Eleven.
Siedziałem u Fay. W prawdzie całe te dwa tygodnie spędziłem nie w inny, tylko taki sposób. Zajmowałem fotel, a ona kanapę na przeciwko mnie. Wpatrywała się bezsensownie w sufit nic nie mówiąc. Przyglądałem się jej z zaciekawieniem, na co ona w ogóle nie zwracała uwagi.
- O czym myślisz, Zayn? - spytała mnie szeptem dziewczyna. Co miałem jej odpowiedzieć? Że w mojej głowie panuje totalny mętlik? Że tęsknię za Cassie? Że to wszystko stało się za szybko, że odeszła i może już jej nie zobaczę?
- O tym czasie odkąd cię poznaliśmy- odwróciła głowę w moją stronę, by móc na mnie popatrzeć. Na jej twarzy nie były wypisane żadne emocje. Po prostu spokój. - Uwierzysz, że zmieniliśmy się i to znacznie. Harry opanowuje swój nawyk do rozbierania się przy każdej możliwej okazji, Liam stał się bardziej rozrywkowy, jeśli wiesz o czym mówię - posłałem uśmiech w stronę ciągle odwróconej głowy Fay i kontynuowałem. - Louis czasami jest taką oazą spokoju, że nikt się nie może nadziwić. A Niall. Niall przeszedł samego siebie. Jak ty to zrobiłaś, że pod koniec dnia u nas w lodówce jest jeszcze jakieś jedzenie?! - Dziewczyna leżała znów patrząc się w sufit zastanawiając się nad czymś. Tylko nad czym?
- A ty? - zapytała znowu szeptem.- Co się w tobie zmieniło?
Nie wiedziałem co powiedzieć, więc chwilę milczałem. Fay znów odwróciła głowę i wierciła mnie tymi swoimi oczami, żebym odpowiedział. Zawsze tak robiła, aby wyciągnąć coś ze mnie. Taktyka dzinnikarska. Musiałem jej powiedzieć.
- Wydaje mi się, że przestałem kłamać. A przynajmniej je ograniczyłem.- Jej wzrok nie chciał mi dać spokoju więc to ja tym razem skręciłem głowę, by nie patrzeć jej prosto w oczy.
- A często kłamałeś?- chciała wiedzieć. Tak, często, pomyślałem.
- Czasemmi się zdarzało - podałem wymijającą odpowiedź. Boże, proszę Cię, żeby tylko nie zadała mi pytania, czy jej nie okłamałem, bo powiem całą prawdę, a wtedy chyba nigdy się już do mnie nie odezwie. Chciałem zmienić temat i to co wpadło mi do głowy bez zastanowienia wypowiedziałem na głos. - Zagrajmy w prawdę, co ty na to? - Wiedziałem, że się nie zgodzi, ale zaryzykowałem.
- Czemu nie - powiedziała dziewczyna. Trochę mnie zdziwiła, bo nie sprzeciwiała się. - Ale ty zaczynasz, bo nie mam żadnego pomysłu. - Ja także nie miałem. Ale coś trzeba było wymyśleć, bo rozmowa znowu zejdzie na moje kłamstwa. Szczególnie bałem się, że wyjdzie prawda o Anie.
- Dlaczego nigdy nie mówisz o swoim tacie? - Zacząłem z innej beczki. Popatrzyłem w końcu na Fay, a ona zrobiła to samo. Zmarszczyła czoło i odwróciła głowę, wracając do bezsensownego patrzenia się w sufit. Po chwili ciszy zaczęła mówić.
- Nigdy nie sądziłam, że kogoś może to interesować. Moja mama zaszła ze mną w ciążę w wieku siedemnastu lat. Nie wiem jak poznali się moi rodzice i szczerze mnie to nie interesuje. Nie wzięli żadnego ślubu, a ojciec ulotnił się tuż po moich narodzinach. Widywaliśmy się co jakiś czas, ale niedawno doszliśmy do wniosku, że skoro jestem pełnoletnia to nie jest konieczne. Ustaliliśmy jedynie że do dwudziestki będzie płacił alimenty. Ma teraz swoją własną rozdzinę i nie zamierzam się wpieprzać. - Zatrzymała się na chwilę i spojrzała w moją stronę.
- Tęsknisz za nim? - spytałem Fay.
- Ej, oszukujesz! To już drugie pytanie. Teraz moja kolej. - Udała zamyśloną, ale ja wiedziałem, że miała już przygotowane pytanie. Nie bez przyczyny została dziennikarką w tak młodym wieku. Po chwili odezwała się. - Co byś powiedział Cassie, gdyby teraz tu była? - zbiła mnie z tropu. Pewnie, że strasznie za nią tęsknię i...
- Że ją kocham. I, że tęsknię oczywiście.
Fay znów przekręciła głowę i spojrzała na mnie. Zmarszyła czoło i usiadła.
- Dlaczego do niej nie zadzwonisz i nie powiesz jej co czujesz?
- Wolę nie ryzykować. - No bo co jeśli ona nie czuje tego co ja? Co jeśli mnie odrzuci? Ja naprawdę nie chcę poznać tego uczucia...
- Chory psychicznie jesteś, czy co? A jeśli ona cię kocha? Pomyślałeś o tym? - ostro się wściekła. Chyba trochę zboczyliśmy z tematu.
- Możemy wrócić do gry? - spytałem.
- Tak, ale jak tylko Cassie wróci do Anglii, masz jej powiedzieć, co czujesz, zrozumiano?
- Tak jest, Panie Kapitanie. Teraz moja kolej, nie? - chiałem wiedzieć. Fay opadła na kanapę, po raz milionowy dziś patrząc się w sufit bez większego celu. Nie odpowiadała, więc zadałem pierwsze lepsze pytanie. - Dlaczego nigdy nie przychodzisz do nas do hotelu, tylko zawsze siedzimy u ciebie, co?
- Wiesz, że nie mam zielonego pojęcia. Myślę, że wszyscy czujemy się u mnie w domu bardziej swobodnie, niż w waszym hotelu. - Ziewnęła i zamknęła oczy. Było już dość późno, a ja wciąż u niej siedziałem. Podniosłem rękę, aby spojrzeć na zegarek, ale ciemność panująca w salonie mi to uniemożliwiła. Sięgnąłem do kieszeni mojej bluzy przewieszonej przez oparcie fotela i wyciągnąłem telefon. Naciskając pierwszy lepszy klawisz, jasność ekranu strasznie mnie oślepiła. Przymrużyłem oczy i wytężyłem wzrok. Pierwsza czterdzieći dwa. Trochę się zasiedziałem. Wstałem i niespiesząc się podszedłem do kanapy, na której leżała moja przyjaciółka. Kucnąłem i szeptem powiedziałem:
- Fay... Będę się zbierał, bo jest dość późno. - Dziewczyna jęknęła, jakby niezgadzając się z moją decyzją, ale zdążyła już zasnąć. Jak najdelikatniej wziąłem ją na ręce. Była taka krucha w moich ramionach... Wszedłem po schodach i skierowałem się do jej sypialni, kładąc ją na łóżku. Przykryłem ją kołdrą i wyszedłem zamykając za sobą drzwi. Ponownie udałem się do salonu zabierając swoją bejsbolówkę. Po chwili byłem już na ulicy zmierzając do naszego nowego mieszkania, o którym nie wspomniałem Fay. Kolejne kłamstwo, Malik - skarciłem się w myślach. Ale przecież zatajenie prawdy, to nie kłamstwo, no nie?
____
Pisane przez kilka/kilkanaście dni. Mocno wymuszony rozdział. Nic się w nim nie dzieje. No ale w końcu go napisałam, więc nie będę narzekała.
Jeśli znajdziesz jakiś błąd, np.ortograficzny pisz odrazu bo nie chciało mi się już tego sprawdzać ;)
Liczę na conajmniej 8 komantarzy tam na dole ;)))))
zapraszam na moje 2 opowiadanie na chat-with-someone-you-know.blogspot.com :)
- O czym myślisz, Zayn? - spytała mnie szeptem dziewczyna. Co miałem jej odpowiedzieć? Że w mojej głowie panuje totalny mętlik? Że tęsknię za Cassie? Że to wszystko stało się za szybko, że odeszła i może już jej nie zobaczę?
- O tym czasie odkąd cię poznaliśmy- odwróciła głowę w moją stronę, by móc na mnie popatrzeć. Na jej twarzy nie były wypisane żadne emocje. Po prostu spokój. - Uwierzysz, że zmieniliśmy się i to znacznie. Harry opanowuje swój nawyk do rozbierania się przy każdej możliwej okazji, Liam stał się bardziej rozrywkowy, jeśli wiesz o czym mówię - posłałem uśmiech w stronę ciągle odwróconej głowy Fay i kontynuowałem. - Louis czasami jest taką oazą spokoju, że nikt się nie może nadziwić. A Niall. Niall przeszedł samego siebie. Jak ty to zrobiłaś, że pod koniec dnia u nas w lodówce jest jeszcze jakieś jedzenie?! - Dziewczyna leżała znów patrząc się w sufit zastanawiając się nad czymś. Tylko nad czym?
- A ty? - zapytała znowu szeptem.- Co się w tobie zmieniło?
Nie wiedziałem co powiedzieć, więc chwilę milczałem. Fay znów odwróciła głowę i wierciła mnie tymi swoimi oczami, żebym odpowiedział. Zawsze tak robiła, aby wyciągnąć coś ze mnie. Taktyka dzinnikarska. Musiałem jej powiedzieć.
- Wydaje mi się, że przestałem kłamać. A przynajmniej je ograniczyłem.- Jej wzrok nie chciał mi dać spokoju więc to ja tym razem skręciłem głowę, by nie patrzeć jej prosto w oczy.
- A często kłamałeś?- chciała wiedzieć. Tak, często, pomyślałem.
- Czasemmi się zdarzało - podałem wymijającą odpowiedź. Boże, proszę Cię, żeby tylko nie zadała mi pytania, czy jej nie okłamałem, bo powiem całą prawdę, a wtedy chyba nigdy się już do mnie nie odezwie. Chciałem zmienić temat i to co wpadło mi do głowy bez zastanowienia wypowiedziałem na głos. - Zagrajmy w prawdę, co ty na to? - Wiedziałem, że się nie zgodzi, ale zaryzykowałem.
- Czemu nie - powiedziała dziewczyna. Trochę mnie zdziwiła, bo nie sprzeciwiała się. - Ale ty zaczynasz, bo nie mam żadnego pomysłu. - Ja także nie miałem. Ale coś trzeba było wymyśleć, bo rozmowa znowu zejdzie na moje kłamstwa. Szczególnie bałem się, że wyjdzie prawda o Anie.
- Dlaczego nigdy nie mówisz o swoim tacie? - Zacząłem z innej beczki. Popatrzyłem w końcu na Fay, a ona zrobiła to samo. Zmarszczyła czoło i odwróciła głowę, wracając do bezsensownego patrzenia się w sufit. Po chwili ciszy zaczęła mówić.
- Nigdy nie sądziłam, że kogoś może to interesować. Moja mama zaszła ze mną w ciążę w wieku siedemnastu lat. Nie wiem jak poznali się moi rodzice i szczerze mnie to nie interesuje. Nie wzięli żadnego ślubu, a ojciec ulotnił się tuż po moich narodzinach. Widywaliśmy się co jakiś czas, ale niedawno doszliśmy do wniosku, że skoro jestem pełnoletnia to nie jest konieczne. Ustaliliśmy jedynie że do dwudziestki będzie płacił alimenty. Ma teraz swoją własną rozdzinę i nie zamierzam się wpieprzać. - Zatrzymała się na chwilę i spojrzała w moją stronę.
- Tęsknisz za nim? - spytałem Fay.
- Ej, oszukujesz! To już drugie pytanie. Teraz moja kolej. - Udała zamyśloną, ale ja wiedziałem, że miała już przygotowane pytanie. Nie bez przyczyny została dziennikarką w tak młodym wieku. Po chwili odezwała się. - Co byś powiedział Cassie, gdyby teraz tu była? - zbiła mnie z tropu. Pewnie, że strasznie za nią tęsknię i...
- Że ją kocham. I, że tęsknię oczywiście.
Fay znów przekręciła głowę i spojrzała na mnie. Zmarszyła czoło i usiadła.
- Dlaczego do niej nie zadzwonisz i nie powiesz jej co czujesz?
- Wolę nie ryzykować. - No bo co jeśli ona nie czuje tego co ja? Co jeśli mnie odrzuci? Ja naprawdę nie chcę poznać tego uczucia...
- Chory psychicznie jesteś, czy co? A jeśli ona cię kocha? Pomyślałeś o tym? - ostro się wściekła. Chyba trochę zboczyliśmy z tematu.
- Możemy wrócić do gry? - spytałem.
- Tak, ale jak tylko Cassie wróci do Anglii, masz jej powiedzieć, co czujesz, zrozumiano?
- Tak jest, Panie Kapitanie. Teraz moja kolej, nie? - chiałem wiedzieć. Fay opadła na kanapę, po raz milionowy dziś patrząc się w sufit bez większego celu. Nie odpowiadała, więc zadałem pierwsze lepsze pytanie. - Dlaczego nigdy nie przychodzisz do nas do hotelu, tylko zawsze siedzimy u ciebie, co?
- Wiesz, że nie mam zielonego pojęcia. Myślę, że wszyscy czujemy się u mnie w domu bardziej swobodnie, niż w waszym hotelu. - Ziewnęła i zamknęła oczy. Było już dość późno, a ja wciąż u niej siedziałem. Podniosłem rękę, aby spojrzeć na zegarek, ale ciemność panująca w salonie mi to uniemożliwiła. Sięgnąłem do kieszeni mojej bluzy przewieszonej przez oparcie fotela i wyciągnąłem telefon. Naciskając pierwszy lepszy klawisz, jasność ekranu strasznie mnie oślepiła. Przymrużyłem oczy i wytężyłem wzrok. Pierwsza czterdzieći dwa. Trochę się zasiedziałem. Wstałem i niespiesząc się podszedłem do kanapy, na której leżała moja przyjaciółka. Kucnąłem i szeptem powiedziałem:
- Fay... Będę się zbierał, bo jest dość późno. - Dziewczyna jęknęła, jakby niezgadzając się z moją decyzją, ale zdążyła już zasnąć. Jak najdelikatniej wziąłem ją na ręce. Była taka krucha w moich ramionach... Wszedłem po schodach i skierowałem się do jej sypialni, kładąc ją na łóżku. Przykryłem ją kołdrą i wyszedłem zamykając za sobą drzwi. Ponownie udałem się do salonu zabierając swoją bejsbolówkę. Po chwili byłem już na ulicy zmierzając do naszego nowego mieszkania, o którym nie wspomniałem Fay. Kolejne kłamstwo, Malik - skarciłem się w myślach. Ale przecież zatajenie prawdy, to nie kłamstwo, no nie?
____
Pisane przez kilka/kilkanaście dni. Mocno wymuszony rozdział. Nic się w nim nie dzieje. No ale w końcu go napisałam, więc nie będę narzekała.
Jeśli znajdziesz jakiś błąd, np.ortograficzny pisz odrazu bo nie chciało mi się już tego sprawdzać ;)
Liczę na conajmniej 8 komantarzy tam na dole ;)))))
zapraszam na moje 2 opowiadanie na chat-with-someone-you-know.blogspot.com :)
piątek, 24 lutego 2012
reklama ;)
Dzisiaj stworzyłam nowego bloga o 1D na chat-with-someone-you-know.blogspot.com i mam nadzieję, że przynajmniej część Was wpadnie zobaczyć i może skomentować? Zastanawiam się, czy jest sens prowadzenia dwóch blogów równocześnie i w tej kwestii liczę na Wasze zdanie ;)))
A w związku z jedenastym rozdziałem tell me a lie tonight nie wiem kiedy się pojawi, ale mam nadzieję, że wyrobię się podczas tego weekendu, więc bądźcie gotowi! ;D
A w związku z jedenastym rozdziałem tell me a lie tonight nie wiem kiedy się pojawi, ale mam nadzieję, że wyrobię się podczas tego weekendu, więc bądźcie gotowi! ;D
czwartek, 16 lutego 2012
Diez.
Nie umiałam zasnąć. Jakim cudem Zayn Malik mógł właśnie spać w moim domu? Nie żebym była jego fanką, czy coś, ale to jest po prostu niemożliwe. Przecież on jest członkiem sławnego One Direction. Jak mogłam mu na to pozwolić? Pewnie rano przyjdzie tu reszta watahy i z mojego domu zostaną same fundamenty.
Była siódma rano. Nie ma to jak leżeć ponad sześć godzin bezczynnie w łóżku i myśleć właściwie o niczym ważnym.
Podniosłam się z jedynej rzeczy, która mnie kocha, wyciągnęłam z szafy bieliznę, świeży podkoszulek i spodnie od dresu. Wyszłam z pokoju i skierowałam się do łazienki. Weszłam pod prysznic. Może uda mi się odgonić myśli o Maliku. Jednak nic to nie dało. Umyta zaczęłam się wycierać po czym ubrałam się i nawet nie susząć włosów zeszłam na dół. Miałam nadzieję, że jeszcze śpi. Drzwi od salonu były zamknięte, więc może jest jakaś nadzieja. Weszłam do kuchni wyciągając z lodówki mleko i sypiąc do miseczki płatki. Usiadłam na blacie i jadłam, nigdzie się nie spiesząc przygotowaną przez siebie zupę mleczną. Zadzwonił telefon. Ale to przecież nie mój dzwonek! A tak, zapomniałam o Zaynie. Nareszcie, lecz nie na długo.
- Halo? - usłyszałam zaspany głos chłopaka. - U Fay. Nie, poprostu u niej spałem. Nie! Nie było żadnej upojnej nocy razem, palancie! - na te słowa trochę się zarumieniłam. To na pewno Louis dzwoni, bo tylko on może rzucać takimi tekstami. - Nie wiem - kontunuował po dłuższej chwili. - Nie mam siły iść na próbę, nie możemy jej przepłożyć tak o dwie godziny? Nie, powiedziałem ci, że nie będzie szybkiego numerka! Czy ty mnie rozumiesz?! Dobra - powiedział zrezygnowany - będę w Wembley za dwie godziny. - Usłyszałam jak odkłada komórkę na stolik i powoli wstaje. Odwróciłam głowę w drugą stronę i dokończyłam swoje płatki. Do kuchni wszedł jeszcze śpiący Zayn.
- Dzień dobry - przywitał się posyłając mi uśmiech. - Co my tu mamy dobrego? - Otworzył lodówkę i był lekko zaskoczony. - Proszę państwa, dzisiaj na śniadanie zjemy ŚWIATŁO! Przpysznie - odwrócił się do mnie i zapytał - Gdzie jest najbliższy sklep?
- Tuż za rogiem - odpowiedziałam. - Muszę kupić kilka rzeczy, więc możesz być dzisiaj moim bagażowym - zaśmiałam się i spojrzałam na chłopaka, który jeszcze wszystkiego nie ogarniał. - Leć pod prysznic, ręczniki są w łazience. Ja w tym czasie przebiorę się i się zbieramy. Ale tak raz, dwa bo zaraz będą kolejki! - dodałam tylko i nie czekając na jego reakcję zeskoczyłam z blatu i pobiegłam po schodach do pokoju. Zamknęłam drzwi i usiadłam przy biurku. Odetchnęłam głęboko i złapałam za telefon. Wykręciłam znany mi numer i po dwóch sygnałach usłyszałam upragniony głos.
- W końcu! - wykrzyknęła Cassie. - Myślałam, że już nigdy nie zadzwonisz. I co, nagrałaś ten koncert? - zapytała.
- Oczywiście, przecież ci obiecałam. Ale mam ci coś ważniejszego do powiedzenia. W mojej łazience jest Zayn Malik i właśnie bierze prysznic - wstrzymałam oddech czekając na reakcję przyjaciółki.
- Fay... Wiem, że twoja bujna wyobraźnia podrzuca ci jakieś różne, dziwne i sprzeczne obrazy, ale żeby od razu One Direction? To się nie trzyma kupy.
- Jak to? To ty dałaś mi wejściówkę za kulisy, to przez ciebie Zayn pobił Harry'ego i to przez ciebie jest u mnie w domu już drugi raz. Miałam z nimi wywiad i poprawki, ale to już nie twoja wina - mówiłam tak szybko, że Cassie nie chciała mi chyba nawet przerywać. - Kiedy wracasz? - zapytałam.
- Jutro będę w Londynie. Babcia czuje się już lepiej, więc mama powiedziała, że nie mamy po co tam dłużej siedzieć. Dlaczego pytasz?
- Jak to dlaczego? - Czy ona naprawdę mi nie wierzy? - Przecież muszę cię przedstawić. Cassie, ja naprawdę nie żartowałam z Zaynem i z One Direction. O której lądujesz?
- Około 10. Może wpadniesz na lotnisko?
- Pewnie, że wpadnę. I nie jedziesz do domu, tylko od razu do mnie. Porozmawiam z twoją mamą i na pewno się zgodzi.
- Super. Ale wiesz, że nadal ci nie wierzę? - zapytała. Usłyszałam pukanie.
- Proszę - powiedziałam, zasłaniając dłonią słuchawkę telefonu, aby nie było nic słychać. Drzwi uchyliły się i stanął w nich Zayn obwiązany w pasie jednym ręcznikiem i drugim w ręce wycierając głowę.
- Wiesz - zaczął - chyba nie mam ubrań - uśmiechnął się i wszedł dalej. Usiadł na łóżku. - Z kim rozmawiasz? - zapytał.
- Z Cassie - odpowiedziałam. - Z TĄ Cassie, dla której chciałam autografy, i z TĄ Cassie, dla której nagrywałam wasz koncert. O coś jeszcze chcesz zapytać?
- Mogę z nią porozmawiać? - oniemiałam. Czy on mówi serio?
- Jesteś tam jeszcze? - odezwałam się do słuchawki.
- Pewnie, że jestem. Z kim rozmawiasz?
- Zaraz się przekonasz. Ktoś chce z tobą porozmawiać.
Przekazałam słuchawkę Zaynowi, wstałam i usiadłam na łóżku, z którego przed chwilą zszedł. Przyłożył aparat do ucha i powiedział:
-Cześć Cassie, tu Zayn. Tak, TEN Zayn. - Spojrzał na mnie i uśmiechnął się. - Wiem, że nieładnie jest podsłuchiwać, ale słyszałem, że jutro będziesz w Londynie. No to świetnie. Mam nadzieję, że spotkamy się u Fay tuż po twoim powrocie. Tak. Do zobaczenia. - szepnął coś jeszcze do telefonu i oddał mi go podchodząc do mnie. Przytrzymał ręcznik i wyszedł z pokoju. Odłożyłam słuchawkę na biurko i podążyłam za nim. Zeszłam po schodach i weszłam do salonu, gdzie siedział na kanapie i już oglądał telewizję. Usiadłam obok chłopaka, i czując się trochę niezręcznie, zapytałam:
- Kiedy przyjadą chłopaki? - Miałam nadzieję, że jak najszybciej.
- Powinni być za jakieś dziesięć minut. Ale nie łudź się, że stąd wyjdą. Nie ma takiej opcji. Zrobią wszystko, żeby tu zostać jak najdłużej.
- Ale przecież mieliśmy iść na zakupy. Nie zostawię tych świrów bez opieki w moim domu!
- Spokojnie. Mam pomysł. Idź szybko do tego sklepu, a ja zostanę na wypadek, gdyby przyszli. W sumie nie mógłbym iść z tobą tak, czy inaczej, bo nie mam ubrań. - Zaśmiał się i spojrzał w moją stronę. - Leć, ale się pospiesz, bo nie lubię siedzieć sam.
Wstałam i poszłam się przebrać, czego nie zrobiłam wcześniej. Ubrałam krótkie, dżinsowe spodenki i bokserkę, za dużą o chyba dwa rozmiary, przez co było mi trochę widać biustonosz. Niezbyt się tym przejęłam. Zeszłam na dół, zgarnęłam torebkę z przedpokoju, w której znajdował się telefon, portfel i inne drobiazki, i wyszłam z domu krzycząc krótkie:
- Spadam!
Po przekroczeniu furtki skręciłam w lewo i szłam wąskim chodnikiem, aż do przejścia dla pieszych. Przeszłam przez ulicę i moim oczom ukazał się ogromny supermarket. Automatyczne drzwi otworzyły się przede mną, i biorąc koszyk udałam się w stronę najbliższych półek z gotowym jedzeniem. Skoro Zayn powiedział, że szybko nie ulotnią się z mojego domu, trzeba będzie zrobić im coś do żarcia, bo mi z głodu poumierają. Nie mówiąc już o Maliku, który nawet nie zjadł śniadania. Popędzając się w myślach podeszłam do półki i wkładałam do koszyka wszystko co było możliwe. Makaron, sos, mleko, płatki, popcorn, ryż, kaszę, soki, ziemniaki, marchewki, jabłka, pomarańcze, mrożonki. Niosłam to wszystko z nielada wysiłkiem, ale jakoś dostałamłam się do kasy. Wyłożyłam wszystko na taśmę, zapłaciłam za zakupy i poszłam do domu. Droga powrotna była znacznie dłuższa od poprzedniej, co wcale mnie nie dziwiło zważywszy na 'bagaż'. Kolanem otworzyłam furtkę i podeszłam do drzwi, w które zaczęłam kopać nogą. Zrobiłam to tak mocno, że chyba połamałam sobie palce. Ale mniejsza z nimi, gdy ktoś otworzył 'wrota' do mojego domu, nie patrzyłam na niego tylko pobiegłam do kuchni, rzucając zakupy. Ucho jednej z siatki pękło i cała jej zawartość wysypała się na podłogę. Uklęknęłam i zaczęłam zbierać wszystko co wypadło. Ktoś podszedł i zaczął mi pomagać. Podniosłam głowę i zobaczyłam uśmiechającego się Nialla.
- Po co ci tyle jedzenia? Nie wyglądasz na żarłoka. - Jego niebieskie oczy patrzyły na mnie z takim wyrazem, że przeszły mi ciarki. Posłałam mu uśmiech i odpowiedziałam:
- To nie dla mnie... - zacięłam się bo nie wiedziałam co powiedzieć. Odchrząknęłam i spróbowałam kontynuować. - Kupiłam to, bo Zayn nie jadł śniadania i uprzedził mnie, że ty... To znaczy, że wy przyjdziecie - spuściłam głowę zażenowana swoją nieśmiałością. Co się ze mną dzieje?
- Co my tu mamy? - spytał blondyn. Złapał ogórki kiszone i dodał: - W ciąży jesteś, czy co? Tego to nikt nie zje.
- Nie wiedziałam co lubicie, a tak się składa, że miałam trochę więcej funduszy za wywiad z wami i... - zatrzymałam się i spojrzałam w stronę chłopaka. Śmiał się, ale nie wiem z czego. - Co cię tak śmieszy? Może jestem brudna, czy coś? - zaczęłam nerwowo wycierać swoją twarz, z nadzieję, że cokolwiek się na niej znajduje, zaraz zniknie.
- Po prostu uwierzyłaś, że czegoś nie zjemy. To jest aż śmieszne, bo na przykład ja, ja mógłbym zjeść wszystko. - podniósł się z kolan i wyciągnął w moją stronę rękę. Złapałam ją i wstałam. Do kuchni wszedł już ubrany Zayn, a za nim reszta. Harry, co mnie wcale nie zdziwiło, chodził bez koszulki, Liam z telefonem, pisząc zapewnie do swojej dziewczyny. Gdy Louis zobaczył marchewki porozrzucane po podłodze, jego oczy momentalnie się zaszkliły i zaczął krzyczeć:
- Jak mogliście?! Toż to świętokradztwo i zbeszczeszczenie! Nigdy wam nie wybaczą, moje kochane marcheweczki! - uklęknął i zbierając warzywa zaczął je przytulać. Momantalnie wszyscy wybuchnęli śmiechem, a ja spojrzałam na Zayna. Moje zachowanie przy nim było takie naturalne. Nie to co przy Niallu. W tym samym momencie Malik popatrzył na mnie i uśmiechnął się, a ja odwdzięczyłam mu się tym samym. Podszedł do mnie i powiedział:
- To co nam zrobisz do jedzenia?
Była siódma rano. Nie ma to jak leżeć ponad sześć godzin bezczynnie w łóżku i myśleć właściwie o niczym ważnym.
Podniosłam się z jedynej rzeczy, która mnie kocha, wyciągnęłam z szafy bieliznę, świeży podkoszulek i spodnie od dresu. Wyszłam z pokoju i skierowałam się do łazienki. Weszłam pod prysznic. Może uda mi się odgonić myśli o Maliku. Jednak nic to nie dało. Umyta zaczęłam się wycierać po czym ubrałam się i nawet nie susząć włosów zeszłam na dół. Miałam nadzieję, że jeszcze śpi. Drzwi od salonu były zamknięte, więc może jest jakaś nadzieja. Weszłam do kuchni wyciągając z lodówki mleko i sypiąc do miseczki płatki. Usiadłam na blacie i jadłam, nigdzie się nie spiesząc przygotowaną przez siebie zupę mleczną. Zadzwonił telefon. Ale to przecież nie mój dzwonek! A tak, zapomniałam o Zaynie. Nareszcie, lecz nie na długo.
- Halo? - usłyszałam zaspany głos chłopaka. - U Fay. Nie, poprostu u niej spałem. Nie! Nie było żadnej upojnej nocy razem, palancie! - na te słowa trochę się zarumieniłam. To na pewno Louis dzwoni, bo tylko on może rzucać takimi tekstami. - Nie wiem - kontunuował po dłuższej chwili. - Nie mam siły iść na próbę, nie możemy jej przepłożyć tak o dwie godziny? Nie, powiedziałem ci, że nie będzie szybkiego numerka! Czy ty mnie rozumiesz?! Dobra - powiedział zrezygnowany - będę w Wembley za dwie godziny. - Usłyszałam jak odkłada komórkę na stolik i powoli wstaje. Odwróciłam głowę w drugą stronę i dokończyłam swoje płatki. Do kuchni wszedł jeszcze śpiący Zayn.
- Dzień dobry - przywitał się posyłając mi uśmiech. - Co my tu mamy dobrego? - Otworzył lodówkę i był lekko zaskoczony. - Proszę państwa, dzisiaj na śniadanie zjemy ŚWIATŁO! Przpysznie - odwrócił się do mnie i zapytał - Gdzie jest najbliższy sklep?
- Tuż za rogiem - odpowiedziałam. - Muszę kupić kilka rzeczy, więc możesz być dzisiaj moim bagażowym - zaśmiałam się i spojrzałam na chłopaka, który jeszcze wszystkiego nie ogarniał. - Leć pod prysznic, ręczniki są w łazience. Ja w tym czasie przebiorę się i się zbieramy. Ale tak raz, dwa bo zaraz będą kolejki! - dodałam tylko i nie czekając na jego reakcję zeskoczyłam z blatu i pobiegłam po schodach do pokoju. Zamknęłam drzwi i usiadłam przy biurku. Odetchnęłam głęboko i złapałam za telefon. Wykręciłam znany mi numer i po dwóch sygnałach usłyszałam upragniony głos.
- W końcu! - wykrzyknęła Cassie. - Myślałam, że już nigdy nie zadzwonisz. I co, nagrałaś ten koncert? - zapytała.
- Oczywiście, przecież ci obiecałam. Ale mam ci coś ważniejszego do powiedzenia. W mojej łazience jest Zayn Malik i właśnie bierze prysznic - wstrzymałam oddech czekając na reakcję przyjaciółki.
- Fay... Wiem, że twoja bujna wyobraźnia podrzuca ci jakieś różne, dziwne i sprzeczne obrazy, ale żeby od razu One Direction? To się nie trzyma kupy.
- Jak to? To ty dałaś mi wejściówkę za kulisy, to przez ciebie Zayn pobił Harry'ego i to przez ciebie jest u mnie w domu już drugi raz. Miałam z nimi wywiad i poprawki, ale to już nie twoja wina - mówiłam tak szybko, że Cassie nie chciała mi chyba nawet przerywać. - Kiedy wracasz? - zapytałam.
- Jutro będę w Londynie. Babcia czuje się już lepiej, więc mama powiedziała, że nie mamy po co tam dłużej siedzieć. Dlaczego pytasz?
- Jak to dlaczego? - Czy ona naprawdę mi nie wierzy? - Przecież muszę cię przedstawić. Cassie, ja naprawdę nie żartowałam z Zaynem i z One Direction. O której lądujesz?
- Około 10. Może wpadniesz na lotnisko?
- Pewnie, że wpadnę. I nie jedziesz do domu, tylko od razu do mnie. Porozmawiam z twoją mamą i na pewno się zgodzi.
- Super. Ale wiesz, że nadal ci nie wierzę? - zapytała. Usłyszałam pukanie.
- Proszę - powiedziałam, zasłaniając dłonią słuchawkę telefonu, aby nie było nic słychać. Drzwi uchyliły się i stanął w nich Zayn obwiązany w pasie jednym ręcznikiem i drugim w ręce wycierając głowę.
- Wiesz - zaczął - chyba nie mam ubrań - uśmiechnął się i wszedł dalej. Usiadł na łóżku. - Z kim rozmawiasz? - zapytał.
- Z Cassie - odpowiedziałam. - Z TĄ Cassie, dla której chciałam autografy, i z TĄ Cassie, dla której nagrywałam wasz koncert. O coś jeszcze chcesz zapytać?
- Mogę z nią porozmawiać? - oniemiałam. Czy on mówi serio?
- Jesteś tam jeszcze? - odezwałam się do słuchawki.
- Pewnie, że jestem. Z kim rozmawiasz?
- Zaraz się przekonasz. Ktoś chce z tobą porozmawiać.
Przekazałam słuchawkę Zaynowi, wstałam i usiadłam na łóżku, z którego przed chwilą zszedł. Przyłożył aparat do ucha i powiedział:
-Cześć Cassie, tu Zayn. Tak, TEN Zayn. - Spojrzał na mnie i uśmiechnął się. - Wiem, że nieładnie jest podsłuchiwać, ale słyszałem, że jutro będziesz w Londynie. No to świetnie. Mam nadzieję, że spotkamy się u Fay tuż po twoim powrocie. Tak. Do zobaczenia. - szepnął coś jeszcze do telefonu i oddał mi go podchodząc do mnie. Przytrzymał ręcznik i wyszedł z pokoju. Odłożyłam słuchawkę na biurko i podążyłam za nim. Zeszłam po schodach i weszłam do salonu, gdzie siedział na kanapie i już oglądał telewizję. Usiadłam obok chłopaka, i czując się trochę niezręcznie, zapytałam:
- Kiedy przyjadą chłopaki? - Miałam nadzieję, że jak najszybciej.
- Powinni być za jakieś dziesięć minut. Ale nie łudź się, że stąd wyjdą. Nie ma takiej opcji. Zrobią wszystko, żeby tu zostać jak najdłużej.
- Ale przecież mieliśmy iść na zakupy. Nie zostawię tych świrów bez opieki w moim domu!
- Spokojnie. Mam pomysł. Idź szybko do tego sklepu, a ja zostanę na wypadek, gdyby przyszli. W sumie nie mógłbym iść z tobą tak, czy inaczej, bo nie mam ubrań. - Zaśmiał się i spojrzał w moją stronę. - Leć, ale się pospiesz, bo nie lubię siedzieć sam.
Wstałam i poszłam się przebrać, czego nie zrobiłam wcześniej. Ubrałam krótkie, dżinsowe spodenki i bokserkę, za dużą o chyba dwa rozmiary, przez co było mi trochę widać biustonosz. Niezbyt się tym przejęłam. Zeszłam na dół, zgarnęłam torebkę z przedpokoju, w której znajdował się telefon, portfel i inne drobiazki, i wyszłam z domu krzycząc krótkie:
- Spadam!
Po przekroczeniu furtki skręciłam w lewo i szłam wąskim chodnikiem, aż do przejścia dla pieszych. Przeszłam przez ulicę i moim oczom ukazał się ogromny supermarket. Automatyczne drzwi otworzyły się przede mną, i biorąc koszyk udałam się w stronę najbliższych półek z gotowym jedzeniem. Skoro Zayn powiedział, że szybko nie ulotnią się z mojego domu, trzeba będzie zrobić im coś do żarcia, bo mi z głodu poumierają. Nie mówiąc już o Maliku, który nawet nie zjadł śniadania. Popędzając się w myślach podeszłam do półki i wkładałam do koszyka wszystko co było możliwe. Makaron, sos, mleko, płatki, popcorn, ryż, kaszę, soki, ziemniaki, marchewki, jabłka, pomarańcze, mrożonki. Niosłam to wszystko z nielada wysiłkiem, ale jakoś dostałamłam się do kasy. Wyłożyłam wszystko na taśmę, zapłaciłam za zakupy i poszłam do domu. Droga powrotna była znacznie dłuższa od poprzedniej, co wcale mnie nie dziwiło zważywszy na 'bagaż'. Kolanem otworzyłam furtkę i podeszłam do drzwi, w które zaczęłam kopać nogą. Zrobiłam to tak mocno, że chyba połamałam sobie palce. Ale mniejsza z nimi, gdy ktoś otworzył 'wrota' do mojego domu, nie patrzyłam na niego tylko pobiegłam do kuchni, rzucając zakupy. Ucho jednej z siatki pękło i cała jej zawartość wysypała się na podłogę. Uklęknęłam i zaczęłam zbierać wszystko co wypadło. Ktoś podszedł i zaczął mi pomagać. Podniosłam głowę i zobaczyłam uśmiechającego się Nialla.
- Po co ci tyle jedzenia? Nie wyglądasz na żarłoka. - Jego niebieskie oczy patrzyły na mnie z takim wyrazem, że przeszły mi ciarki. Posłałam mu uśmiech i odpowiedziałam:
- To nie dla mnie... - zacięłam się bo nie wiedziałam co powiedzieć. Odchrząknęłam i spróbowałam kontynuować. - Kupiłam to, bo Zayn nie jadł śniadania i uprzedził mnie, że ty... To znaczy, że wy przyjdziecie - spuściłam głowę zażenowana swoją nieśmiałością. Co się ze mną dzieje?
- Co my tu mamy? - spytał blondyn. Złapał ogórki kiszone i dodał: - W ciąży jesteś, czy co? Tego to nikt nie zje.
- Nie wiedziałam co lubicie, a tak się składa, że miałam trochę więcej funduszy za wywiad z wami i... - zatrzymałam się i spojrzałam w stronę chłopaka. Śmiał się, ale nie wiem z czego. - Co cię tak śmieszy? Może jestem brudna, czy coś? - zaczęłam nerwowo wycierać swoją twarz, z nadzieję, że cokolwiek się na niej znajduje, zaraz zniknie.
- Po prostu uwierzyłaś, że czegoś nie zjemy. To jest aż śmieszne, bo na przykład ja, ja mógłbym zjeść wszystko. - podniósł się z kolan i wyciągnął w moją stronę rękę. Złapałam ją i wstałam. Do kuchni wszedł już ubrany Zayn, a za nim reszta. Harry, co mnie wcale nie zdziwiło, chodził bez koszulki, Liam z telefonem, pisząc zapewnie do swojej dziewczyny. Gdy Louis zobaczył marchewki porozrzucane po podłodze, jego oczy momentalnie się zaszkliły i zaczął krzyczeć:
- Jak mogliście?! Toż to świętokradztwo i zbeszczeszczenie! Nigdy wam nie wybaczą, moje kochane marcheweczki! - uklęknął i zbierając warzywa zaczął je przytulać. Momantalnie wszyscy wybuchnęli śmiechem, a ja spojrzałam na Zayna. Moje zachowanie przy nim było takie naturalne. Nie to co przy Niallu. W tym samym momencie Malik popatrzył na mnie i uśmiechnął się, a ja odwdzięczyłam mu się tym samym. Podszedł do mnie i powiedział:
- To co nam zrobisz do jedzenia?
Subskrybuj:
Posty (Atom)