Siedziałem u Fay. W prawdzie całe te dwa tygodnie spędziłem nie w inny, tylko taki sposób. Zajmowałem fotel, a ona kanapę na przeciwko mnie. Wpatrywała się bezsensownie w sufit nic nie mówiąc. Przyglądałem się jej z zaciekawieniem, na co ona w ogóle nie zwracała uwagi.
- O czym myślisz, Zayn? - spytała mnie szeptem dziewczyna. Co miałem jej odpowiedzieć? Że w mojej głowie panuje totalny mętlik? Że tęsknię za Cassie? Że to wszystko stało się za szybko, że odeszła i może już jej nie zobaczę?
- O tym czasie odkąd cię poznaliśmy- odwróciła głowę w moją stronę, by móc na mnie popatrzeć. Na jej twarzy nie były wypisane żadne emocje. Po prostu spokój. - Uwierzysz, że zmieniliśmy się i to znacznie. Harry opanowuje swój nawyk do rozbierania się przy każdej możliwej okazji, Liam stał się bardziej rozrywkowy, jeśli wiesz o czym mówię - posłałem uśmiech w stronę ciągle odwróconej głowy Fay i kontynuowałem. - Louis czasami jest taką oazą spokoju, że nikt się nie może nadziwić. A Niall. Niall przeszedł samego siebie. Jak ty to zrobiłaś, że pod koniec dnia u nas w lodówce jest jeszcze jakieś jedzenie?! - Dziewczyna leżała znów patrząc się w sufit zastanawiając się nad czymś. Tylko nad czym?
- A ty? - zapytała znowu szeptem.- Co się w tobie zmieniło?
Nie wiedziałem co powiedzieć, więc chwilę milczałem. Fay znów odwróciła głowę i wierciła mnie tymi swoimi oczami, żebym odpowiedział. Zawsze tak robiła, aby wyciągnąć coś ze mnie. Taktyka dzinnikarska. Musiałem jej powiedzieć.
- Wydaje mi się, że przestałem kłamać. A przynajmniej je ograniczyłem.- Jej wzrok nie chciał mi dać spokoju więc to ja tym razem skręciłem głowę, by nie patrzeć jej prosto w oczy.
- A często kłamałeś?- chciała wiedzieć. Tak, często, pomyślałem.
- Czasemmi się zdarzało - podałem wymijającą odpowiedź. Boże, proszę Cię, żeby tylko nie zadała mi pytania, czy jej nie okłamałem, bo powiem całą prawdę, a wtedy chyba nigdy się już do mnie nie odezwie. Chciałem zmienić temat i to co wpadło mi do głowy bez zastanowienia wypowiedziałem na głos. - Zagrajmy w prawdę, co ty na to? - Wiedziałem, że się nie zgodzi, ale zaryzykowałem.
- Czemu nie - powiedziała dziewczyna. Trochę mnie zdziwiła, bo nie sprzeciwiała się. - Ale ty zaczynasz, bo nie mam żadnego pomysłu. - Ja także nie miałem. Ale coś trzeba było wymyśleć, bo rozmowa znowu zejdzie na moje kłamstwa. Szczególnie bałem się, że wyjdzie prawda o Anie.
- Dlaczego nigdy nie mówisz o swoim tacie? - Zacząłem z innej beczki. Popatrzyłem w końcu na Fay, a ona zrobiła to samo. Zmarszczyła czoło i odwróciła głowę, wracając do bezsensownego patrzenia się w sufit. Po chwili ciszy zaczęła mówić.
- Nigdy nie sądziłam, że kogoś może to interesować. Moja mama zaszła ze mną w ciążę w wieku siedemnastu lat. Nie wiem jak poznali się moi rodzice i szczerze mnie to nie interesuje. Nie wzięli żadnego ślubu, a ojciec ulotnił się tuż po moich narodzinach. Widywaliśmy się co jakiś czas, ale niedawno doszliśmy do wniosku, że skoro jestem pełnoletnia to nie jest konieczne. Ustaliliśmy jedynie że do dwudziestki będzie płacił alimenty. Ma teraz swoją własną rozdzinę i nie zamierzam się wpieprzać. - Zatrzymała się na chwilę i spojrzała w moją stronę.
- Tęsknisz za nim? - spytałem Fay.
- Ej, oszukujesz! To już drugie pytanie. Teraz moja kolej. - Udała zamyśloną, ale ja wiedziałem, że miała już przygotowane pytanie. Nie bez przyczyny została dziennikarką w tak młodym wieku. Po chwili odezwała się. - Co byś powiedział Cassie, gdyby teraz tu była? - zbiła mnie z tropu. Pewnie, że strasznie za nią tęsknię i...
- Że ją kocham. I, że tęsknię oczywiście.
Fay znów przekręciła głowę i spojrzała na mnie. Zmarszyła czoło i usiadła.
- Dlaczego do niej nie zadzwonisz i nie powiesz jej co czujesz?
- Wolę nie ryzykować. - No bo co jeśli ona nie czuje tego co ja? Co jeśli mnie odrzuci? Ja naprawdę nie chcę poznać tego uczucia...
- Chory psychicznie jesteś, czy co? A jeśli ona cię kocha? Pomyślałeś o tym? - ostro się wściekła. Chyba trochę zboczyliśmy z tematu.
- Możemy wrócić do gry? - spytałem.
- Tak, ale jak tylko Cassie wróci do Anglii, masz jej powiedzieć, co czujesz, zrozumiano?
- Tak jest, Panie Kapitanie. Teraz moja kolej, nie? - chiałem wiedzieć. Fay opadła na kanapę, po raz milionowy dziś patrząc się w sufit bez większego celu. Nie odpowiadała, więc zadałem pierwsze lepsze pytanie. - Dlaczego nigdy nie przychodzisz do nas do hotelu, tylko zawsze siedzimy u ciebie, co?
- Wiesz, że nie mam zielonego pojęcia. Myślę, że wszyscy czujemy się u mnie w domu bardziej swobodnie, niż w waszym hotelu. - Ziewnęła i zamknęła oczy. Było już dość późno, a ja wciąż u niej siedziałem. Podniosłem rękę, aby spojrzeć na zegarek, ale ciemność panująca w salonie mi to uniemożliwiła. Sięgnąłem do kieszeni mojej bluzy przewieszonej przez oparcie fotela i wyciągnąłem telefon. Naciskając pierwszy lepszy klawisz, jasność ekranu strasznie mnie oślepiła. Przymrużyłem oczy i wytężyłem wzrok. Pierwsza czterdzieći dwa. Trochę się zasiedziałem. Wstałem i niespiesząc się podszedłem do kanapy, na której leżała moja przyjaciółka. Kucnąłem i szeptem powiedziałem:
- Fay... Będę się zbierał, bo jest dość późno. - Dziewczyna jęknęła, jakby niezgadzając się z moją decyzją, ale zdążyła już zasnąć. Jak najdelikatniej wziąłem ją na ręce. Była taka krucha w moich ramionach... Wszedłem po schodach i skierowałem się do jej sypialni, kładąc ją na łóżku. Przykryłem ją kołdrą i wyszedłem zamykając za sobą drzwi. Ponownie udałem się do salonu zabierając swoją bejsbolówkę. Po chwili byłem już na ulicy zmierzając do naszego nowego mieszkania, o którym nie wspomniałem Fay. Kolejne kłamstwo, Malik - skarciłem się w myślach. Ale przecież zatajenie prawdy, to nie kłamstwo, no nie?
____
Pisane przez kilka/kilkanaście dni. Mocno wymuszony rozdział. Nic się w nim nie dzieje. No ale w końcu go napisałam, więc nie będę narzekała.
Jeśli znajdziesz jakiś błąd, np.ortograficzny pisz odrazu bo nie chciało mi się już tego sprawdzać ;)
Liczę na conajmniej 8 komantarzy tam na dole ;)))))
zapraszam na moje 2 opowiadanie na chat-with-someone-you-know.blogspot.com :)
sobota, 25 lutego 2012
piątek, 24 lutego 2012
reklama ;)
Dzisiaj stworzyłam nowego bloga o 1D na chat-with-someone-you-know.blogspot.com i mam nadzieję, że przynajmniej część Was wpadnie zobaczyć i może skomentować? Zastanawiam się, czy jest sens prowadzenia dwóch blogów równocześnie i w tej kwestii liczę na Wasze zdanie ;)))
A w związku z jedenastym rozdziałem tell me a lie tonight nie wiem kiedy się pojawi, ale mam nadzieję, że wyrobię się podczas tego weekendu, więc bądźcie gotowi! ;D
A w związku z jedenastym rozdziałem tell me a lie tonight nie wiem kiedy się pojawi, ale mam nadzieję, że wyrobię się podczas tego weekendu, więc bądźcie gotowi! ;D
czwartek, 16 lutego 2012
Diez.
Nie umiałam zasnąć. Jakim cudem Zayn Malik mógł właśnie spać w moim domu? Nie żebym była jego fanką, czy coś, ale to jest po prostu niemożliwe. Przecież on jest członkiem sławnego One Direction. Jak mogłam mu na to pozwolić? Pewnie rano przyjdzie tu reszta watahy i z mojego domu zostaną same fundamenty.
Była siódma rano. Nie ma to jak leżeć ponad sześć godzin bezczynnie w łóżku i myśleć właściwie o niczym ważnym.
Podniosłam się z jedynej rzeczy, która mnie kocha, wyciągnęłam z szafy bieliznę, świeży podkoszulek i spodnie od dresu. Wyszłam z pokoju i skierowałam się do łazienki. Weszłam pod prysznic. Może uda mi się odgonić myśli o Maliku. Jednak nic to nie dało. Umyta zaczęłam się wycierać po czym ubrałam się i nawet nie susząć włosów zeszłam na dół. Miałam nadzieję, że jeszcze śpi. Drzwi od salonu były zamknięte, więc może jest jakaś nadzieja. Weszłam do kuchni wyciągając z lodówki mleko i sypiąc do miseczki płatki. Usiadłam na blacie i jadłam, nigdzie się nie spiesząc przygotowaną przez siebie zupę mleczną. Zadzwonił telefon. Ale to przecież nie mój dzwonek! A tak, zapomniałam o Zaynie. Nareszcie, lecz nie na długo.
- Halo? - usłyszałam zaspany głos chłopaka. - U Fay. Nie, poprostu u niej spałem. Nie! Nie było żadnej upojnej nocy razem, palancie! - na te słowa trochę się zarumieniłam. To na pewno Louis dzwoni, bo tylko on może rzucać takimi tekstami. - Nie wiem - kontunuował po dłuższej chwili. - Nie mam siły iść na próbę, nie możemy jej przepłożyć tak o dwie godziny? Nie, powiedziałem ci, że nie będzie szybkiego numerka! Czy ty mnie rozumiesz?! Dobra - powiedział zrezygnowany - będę w Wembley za dwie godziny. - Usłyszałam jak odkłada komórkę na stolik i powoli wstaje. Odwróciłam głowę w drugą stronę i dokończyłam swoje płatki. Do kuchni wszedł jeszcze śpiący Zayn.
- Dzień dobry - przywitał się posyłając mi uśmiech. - Co my tu mamy dobrego? - Otworzył lodówkę i był lekko zaskoczony. - Proszę państwa, dzisiaj na śniadanie zjemy ŚWIATŁO! Przpysznie - odwrócił się do mnie i zapytał - Gdzie jest najbliższy sklep?
- Tuż za rogiem - odpowiedziałam. - Muszę kupić kilka rzeczy, więc możesz być dzisiaj moim bagażowym - zaśmiałam się i spojrzałam na chłopaka, który jeszcze wszystkiego nie ogarniał. - Leć pod prysznic, ręczniki są w łazience. Ja w tym czasie przebiorę się i się zbieramy. Ale tak raz, dwa bo zaraz będą kolejki! - dodałam tylko i nie czekając na jego reakcję zeskoczyłam z blatu i pobiegłam po schodach do pokoju. Zamknęłam drzwi i usiadłam przy biurku. Odetchnęłam głęboko i złapałam za telefon. Wykręciłam znany mi numer i po dwóch sygnałach usłyszałam upragniony głos.
- W końcu! - wykrzyknęła Cassie. - Myślałam, że już nigdy nie zadzwonisz. I co, nagrałaś ten koncert? - zapytała.
- Oczywiście, przecież ci obiecałam. Ale mam ci coś ważniejszego do powiedzenia. W mojej łazience jest Zayn Malik i właśnie bierze prysznic - wstrzymałam oddech czekając na reakcję przyjaciółki.
- Fay... Wiem, że twoja bujna wyobraźnia podrzuca ci jakieś różne, dziwne i sprzeczne obrazy, ale żeby od razu One Direction? To się nie trzyma kupy.
- Jak to? To ty dałaś mi wejściówkę za kulisy, to przez ciebie Zayn pobił Harry'ego i to przez ciebie jest u mnie w domu już drugi raz. Miałam z nimi wywiad i poprawki, ale to już nie twoja wina - mówiłam tak szybko, że Cassie nie chciała mi chyba nawet przerywać. - Kiedy wracasz? - zapytałam.
- Jutro będę w Londynie. Babcia czuje się już lepiej, więc mama powiedziała, że nie mamy po co tam dłużej siedzieć. Dlaczego pytasz?
- Jak to dlaczego? - Czy ona naprawdę mi nie wierzy? - Przecież muszę cię przedstawić. Cassie, ja naprawdę nie żartowałam z Zaynem i z One Direction. O której lądujesz?
- Około 10. Może wpadniesz na lotnisko?
- Pewnie, że wpadnę. I nie jedziesz do domu, tylko od razu do mnie. Porozmawiam z twoją mamą i na pewno się zgodzi.
- Super. Ale wiesz, że nadal ci nie wierzę? - zapytała. Usłyszałam pukanie.
- Proszę - powiedziałam, zasłaniając dłonią słuchawkę telefonu, aby nie było nic słychać. Drzwi uchyliły się i stanął w nich Zayn obwiązany w pasie jednym ręcznikiem i drugim w ręce wycierając głowę.
- Wiesz - zaczął - chyba nie mam ubrań - uśmiechnął się i wszedł dalej. Usiadł na łóżku. - Z kim rozmawiasz? - zapytał.
- Z Cassie - odpowiedziałam. - Z TĄ Cassie, dla której chciałam autografy, i z TĄ Cassie, dla której nagrywałam wasz koncert. O coś jeszcze chcesz zapytać?
- Mogę z nią porozmawiać? - oniemiałam. Czy on mówi serio?
- Jesteś tam jeszcze? - odezwałam się do słuchawki.
- Pewnie, że jestem. Z kim rozmawiasz?
- Zaraz się przekonasz. Ktoś chce z tobą porozmawiać.
Przekazałam słuchawkę Zaynowi, wstałam i usiadłam na łóżku, z którego przed chwilą zszedł. Przyłożył aparat do ucha i powiedział:
-Cześć Cassie, tu Zayn. Tak, TEN Zayn. - Spojrzał na mnie i uśmiechnął się. - Wiem, że nieładnie jest podsłuchiwać, ale słyszałem, że jutro będziesz w Londynie. No to świetnie. Mam nadzieję, że spotkamy się u Fay tuż po twoim powrocie. Tak. Do zobaczenia. - szepnął coś jeszcze do telefonu i oddał mi go podchodząc do mnie. Przytrzymał ręcznik i wyszedł z pokoju. Odłożyłam słuchawkę na biurko i podążyłam za nim. Zeszłam po schodach i weszłam do salonu, gdzie siedział na kanapie i już oglądał telewizję. Usiadłam obok chłopaka, i czując się trochę niezręcznie, zapytałam:
- Kiedy przyjadą chłopaki? - Miałam nadzieję, że jak najszybciej.
- Powinni być za jakieś dziesięć minut. Ale nie łudź się, że stąd wyjdą. Nie ma takiej opcji. Zrobią wszystko, żeby tu zostać jak najdłużej.
- Ale przecież mieliśmy iść na zakupy. Nie zostawię tych świrów bez opieki w moim domu!
- Spokojnie. Mam pomysł. Idź szybko do tego sklepu, a ja zostanę na wypadek, gdyby przyszli. W sumie nie mógłbym iść z tobą tak, czy inaczej, bo nie mam ubrań. - Zaśmiał się i spojrzał w moją stronę. - Leć, ale się pospiesz, bo nie lubię siedzieć sam.
Wstałam i poszłam się przebrać, czego nie zrobiłam wcześniej. Ubrałam krótkie, dżinsowe spodenki i bokserkę, za dużą o chyba dwa rozmiary, przez co było mi trochę widać biustonosz. Niezbyt się tym przejęłam. Zeszłam na dół, zgarnęłam torebkę z przedpokoju, w której znajdował się telefon, portfel i inne drobiazki, i wyszłam z domu krzycząc krótkie:
- Spadam!
Po przekroczeniu furtki skręciłam w lewo i szłam wąskim chodnikiem, aż do przejścia dla pieszych. Przeszłam przez ulicę i moim oczom ukazał się ogromny supermarket. Automatyczne drzwi otworzyły się przede mną, i biorąc koszyk udałam się w stronę najbliższych półek z gotowym jedzeniem. Skoro Zayn powiedział, że szybko nie ulotnią się z mojego domu, trzeba będzie zrobić im coś do żarcia, bo mi z głodu poumierają. Nie mówiąc już o Maliku, który nawet nie zjadł śniadania. Popędzając się w myślach podeszłam do półki i wkładałam do koszyka wszystko co było możliwe. Makaron, sos, mleko, płatki, popcorn, ryż, kaszę, soki, ziemniaki, marchewki, jabłka, pomarańcze, mrożonki. Niosłam to wszystko z nielada wysiłkiem, ale jakoś dostałamłam się do kasy. Wyłożyłam wszystko na taśmę, zapłaciłam za zakupy i poszłam do domu. Droga powrotna była znacznie dłuższa od poprzedniej, co wcale mnie nie dziwiło zważywszy na 'bagaż'. Kolanem otworzyłam furtkę i podeszłam do drzwi, w które zaczęłam kopać nogą. Zrobiłam to tak mocno, że chyba połamałam sobie palce. Ale mniejsza z nimi, gdy ktoś otworzył 'wrota' do mojego domu, nie patrzyłam na niego tylko pobiegłam do kuchni, rzucając zakupy. Ucho jednej z siatki pękło i cała jej zawartość wysypała się na podłogę. Uklęknęłam i zaczęłam zbierać wszystko co wypadło. Ktoś podszedł i zaczął mi pomagać. Podniosłam głowę i zobaczyłam uśmiechającego się Nialla.
- Po co ci tyle jedzenia? Nie wyglądasz na żarłoka. - Jego niebieskie oczy patrzyły na mnie z takim wyrazem, że przeszły mi ciarki. Posłałam mu uśmiech i odpowiedziałam:
- To nie dla mnie... - zacięłam się bo nie wiedziałam co powiedzieć. Odchrząknęłam i spróbowałam kontynuować. - Kupiłam to, bo Zayn nie jadł śniadania i uprzedził mnie, że ty... To znaczy, że wy przyjdziecie - spuściłam głowę zażenowana swoją nieśmiałością. Co się ze mną dzieje?
- Co my tu mamy? - spytał blondyn. Złapał ogórki kiszone i dodał: - W ciąży jesteś, czy co? Tego to nikt nie zje.
- Nie wiedziałam co lubicie, a tak się składa, że miałam trochę więcej funduszy za wywiad z wami i... - zatrzymałam się i spojrzałam w stronę chłopaka. Śmiał się, ale nie wiem z czego. - Co cię tak śmieszy? Może jestem brudna, czy coś? - zaczęłam nerwowo wycierać swoją twarz, z nadzieję, że cokolwiek się na niej znajduje, zaraz zniknie.
- Po prostu uwierzyłaś, że czegoś nie zjemy. To jest aż śmieszne, bo na przykład ja, ja mógłbym zjeść wszystko. - podniósł się z kolan i wyciągnął w moją stronę rękę. Złapałam ją i wstałam. Do kuchni wszedł już ubrany Zayn, a za nim reszta. Harry, co mnie wcale nie zdziwiło, chodził bez koszulki, Liam z telefonem, pisząc zapewnie do swojej dziewczyny. Gdy Louis zobaczył marchewki porozrzucane po podłodze, jego oczy momentalnie się zaszkliły i zaczął krzyczeć:
- Jak mogliście?! Toż to świętokradztwo i zbeszczeszczenie! Nigdy wam nie wybaczą, moje kochane marcheweczki! - uklęknął i zbierając warzywa zaczął je przytulać. Momantalnie wszyscy wybuchnęli śmiechem, a ja spojrzałam na Zayna. Moje zachowanie przy nim było takie naturalne. Nie to co przy Niallu. W tym samym momencie Malik popatrzył na mnie i uśmiechnął się, a ja odwdzięczyłam mu się tym samym. Podszedł do mnie i powiedział:
- To co nam zrobisz do jedzenia?
Była siódma rano. Nie ma to jak leżeć ponad sześć godzin bezczynnie w łóżku i myśleć właściwie o niczym ważnym.
Podniosłam się z jedynej rzeczy, która mnie kocha, wyciągnęłam z szafy bieliznę, świeży podkoszulek i spodnie od dresu. Wyszłam z pokoju i skierowałam się do łazienki. Weszłam pod prysznic. Może uda mi się odgonić myśli o Maliku. Jednak nic to nie dało. Umyta zaczęłam się wycierać po czym ubrałam się i nawet nie susząć włosów zeszłam na dół. Miałam nadzieję, że jeszcze śpi. Drzwi od salonu były zamknięte, więc może jest jakaś nadzieja. Weszłam do kuchni wyciągając z lodówki mleko i sypiąc do miseczki płatki. Usiadłam na blacie i jadłam, nigdzie się nie spiesząc przygotowaną przez siebie zupę mleczną. Zadzwonił telefon. Ale to przecież nie mój dzwonek! A tak, zapomniałam o Zaynie. Nareszcie, lecz nie na długo.
- Halo? - usłyszałam zaspany głos chłopaka. - U Fay. Nie, poprostu u niej spałem. Nie! Nie było żadnej upojnej nocy razem, palancie! - na te słowa trochę się zarumieniłam. To na pewno Louis dzwoni, bo tylko on może rzucać takimi tekstami. - Nie wiem - kontunuował po dłuższej chwili. - Nie mam siły iść na próbę, nie możemy jej przepłożyć tak o dwie godziny? Nie, powiedziałem ci, że nie będzie szybkiego numerka! Czy ty mnie rozumiesz?! Dobra - powiedział zrezygnowany - będę w Wembley za dwie godziny. - Usłyszałam jak odkłada komórkę na stolik i powoli wstaje. Odwróciłam głowę w drugą stronę i dokończyłam swoje płatki. Do kuchni wszedł jeszcze śpiący Zayn.
- Dzień dobry - przywitał się posyłając mi uśmiech. - Co my tu mamy dobrego? - Otworzył lodówkę i był lekko zaskoczony. - Proszę państwa, dzisiaj na śniadanie zjemy ŚWIATŁO! Przpysznie - odwrócił się do mnie i zapytał - Gdzie jest najbliższy sklep?
- Tuż za rogiem - odpowiedziałam. - Muszę kupić kilka rzeczy, więc możesz być dzisiaj moim bagażowym - zaśmiałam się i spojrzałam na chłopaka, który jeszcze wszystkiego nie ogarniał. - Leć pod prysznic, ręczniki są w łazience. Ja w tym czasie przebiorę się i się zbieramy. Ale tak raz, dwa bo zaraz będą kolejki! - dodałam tylko i nie czekając na jego reakcję zeskoczyłam z blatu i pobiegłam po schodach do pokoju. Zamknęłam drzwi i usiadłam przy biurku. Odetchnęłam głęboko i złapałam za telefon. Wykręciłam znany mi numer i po dwóch sygnałach usłyszałam upragniony głos.
- W końcu! - wykrzyknęła Cassie. - Myślałam, że już nigdy nie zadzwonisz. I co, nagrałaś ten koncert? - zapytała.
- Oczywiście, przecież ci obiecałam. Ale mam ci coś ważniejszego do powiedzenia. W mojej łazience jest Zayn Malik i właśnie bierze prysznic - wstrzymałam oddech czekając na reakcję przyjaciółki.
- Fay... Wiem, że twoja bujna wyobraźnia podrzuca ci jakieś różne, dziwne i sprzeczne obrazy, ale żeby od razu One Direction? To się nie trzyma kupy.
- Jak to? To ty dałaś mi wejściówkę za kulisy, to przez ciebie Zayn pobił Harry'ego i to przez ciebie jest u mnie w domu już drugi raz. Miałam z nimi wywiad i poprawki, ale to już nie twoja wina - mówiłam tak szybko, że Cassie nie chciała mi chyba nawet przerywać. - Kiedy wracasz? - zapytałam.
- Jutro będę w Londynie. Babcia czuje się już lepiej, więc mama powiedziała, że nie mamy po co tam dłużej siedzieć. Dlaczego pytasz?
- Jak to dlaczego? - Czy ona naprawdę mi nie wierzy? - Przecież muszę cię przedstawić. Cassie, ja naprawdę nie żartowałam z Zaynem i z One Direction. O której lądujesz?
- Około 10. Może wpadniesz na lotnisko?
- Pewnie, że wpadnę. I nie jedziesz do domu, tylko od razu do mnie. Porozmawiam z twoją mamą i na pewno się zgodzi.
- Super. Ale wiesz, że nadal ci nie wierzę? - zapytała. Usłyszałam pukanie.
- Proszę - powiedziałam, zasłaniając dłonią słuchawkę telefonu, aby nie było nic słychać. Drzwi uchyliły się i stanął w nich Zayn obwiązany w pasie jednym ręcznikiem i drugim w ręce wycierając głowę.
- Wiesz - zaczął - chyba nie mam ubrań - uśmiechnął się i wszedł dalej. Usiadł na łóżku. - Z kim rozmawiasz? - zapytał.
- Z Cassie - odpowiedziałam. - Z TĄ Cassie, dla której chciałam autografy, i z TĄ Cassie, dla której nagrywałam wasz koncert. O coś jeszcze chcesz zapytać?
- Mogę z nią porozmawiać? - oniemiałam. Czy on mówi serio?
- Jesteś tam jeszcze? - odezwałam się do słuchawki.
- Pewnie, że jestem. Z kim rozmawiasz?
- Zaraz się przekonasz. Ktoś chce z tobą porozmawiać.
Przekazałam słuchawkę Zaynowi, wstałam i usiadłam na łóżku, z którego przed chwilą zszedł. Przyłożył aparat do ucha i powiedział:
-Cześć Cassie, tu Zayn. Tak, TEN Zayn. - Spojrzał na mnie i uśmiechnął się. - Wiem, że nieładnie jest podsłuchiwać, ale słyszałem, że jutro będziesz w Londynie. No to świetnie. Mam nadzieję, że spotkamy się u Fay tuż po twoim powrocie. Tak. Do zobaczenia. - szepnął coś jeszcze do telefonu i oddał mi go podchodząc do mnie. Przytrzymał ręcznik i wyszedł z pokoju. Odłożyłam słuchawkę na biurko i podążyłam za nim. Zeszłam po schodach i weszłam do salonu, gdzie siedział na kanapie i już oglądał telewizję. Usiadłam obok chłopaka, i czując się trochę niezręcznie, zapytałam:
- Kiedy przyjadą chłopaki? - Miałam nadzieję, że jak najszybciej.
- Powinni być za jakieś dziesięć minut. Ale nie łudź się, że stąd wyjdą. Nie ma takiej opcji. Zrobią wszystko, żeby tu zostać jak najdłużej.
- Ale przecież mieliśmy iść na zakupy. Nie zostawię tych świrów bez opieki w moim domu!
- Spokojnie. Mam pomysł. Idź szybko do tego sklepu, a ja zostanę na wypadek, gdyby przyszli. W sumie nie mógłbym iść z tobą tak, czy inaczej, bo nie mam ubrań. - Zaśmiał się i spojrzał w moją stronę. - Leć, ale się pospiesz, bo nie lubię siedzieć sam.
Wstałam i poszłam się przebrać, czego nie zrobiłam wcześniej. Ubrałam krótkie, dżinsowe spodenki i bokserkę, za dużą o chyba dwa rozmiary, przez co było mi trochę widać biustonosz. Niezbyt się tym przejęłam. Zeszłam na dół, zgarnęłam torebkę z przedpokoju, w której znajdował się telefon, portfel i inne drobiazki, i wyszłam z domu krzycząc krótkie:
- Spadam!
Po przekroczeniu furtki skręciłam w lewo i szłam wąskim chodnikiem, aż do przejścia dla pieszych. Przeszłam przez ulicę i moim oczom ukazał się ogromny supermarket. Automatyczne drzwi otworzyły się przede mną, i biorąc koszyk udałam się w stronę najbliższych półek z gotowym jedzeniem. Skoro Zayn powiedział, że szybko nie ulotnią się z mojego domu, trzeba będzie zrobić im coś do żarcia, bo mi z głodu poumierają. Nie mówiąc już o Maliku, który nawet nie zjadł śniadania. Popędzając się w myślach podeszłam do półki i wkładałam do koszyka wszystko co było możliwe. Makaron, sos, mleko, płatki, popcorn, ryż, kaszę, soki, ziemniaki, marchewki, jabłka, pomarańcze, mrożonki. Niosłam to wszystko z nielada wysiłkiem, ale jakoś dostałamłam się do kasy. Wyłożyłam wszystko na taśmę, zapłaciłam za zakupy i poszłam do domu. Droga powrotna była znacznie dłuższa od poprzedniej, co wcale mnie nie dziwiło zważywszy na 'bagaż'. Kolanem otworzyłam furtkę i podeszłam do drzwi, w które zaczęłam kopać nogą. Zrobiłam to tak mocno, że chyba połamałam sobie palce. Ale mniejsza z nimi, gdy ktoś otworzył 'wrota' do mojego domu, nie patrzyłam na niego tylko pobiegłam do kuchni, rzucając zakupy. Ucho jednej z siatki pękło i cała jej zawartość wysypała się na podłogę. Uklęknęłam i zaczęłam zbierać wszystko co wypadło. Ktoś podszedł i zaczął mi pomagać. Podniosłam głowę i zobaczyłam uśmiechającego się Nialla.
- Po co ci tyle jedzenia? Nie wyglądasz na żarłoka. - Jego niebieskie oczy patrzyły na mnie z takim wyrazem, że przeszły mi ciarki. Posłałam mu uśmiech i odpowiedziałam:
- To nie dla mnie... - zacięłam się bo nie wiedziałam co powiedzieć. Odchrząknęłam i spróbowałam kontynuować. - Kupiłam to, bo Zayn nie jadł śniadania i uprzedził mnie, że ty... To znaczy, że wy przyjdziecie - spuściłam głowę zażenowana swoją nieśmiałością. Co się ze mną dzieje?
- Co my tu mamy? - spytał blondyn. Złapał ogórki kiszone i dodał: - W ciąży jesteś, czy co? Tego to nikt nie zje.
- Nie wiedziałam co lubicie, a tak się składa, że miałam trochę więcej funduszy za wywiad z wami i... - zatrzymałam się i spojrzałam w stronę chłopaka. Śmiał się, ale nie wiem z czego. - Co cię tak śmieszy? Może jestem brudna, czy coś? - zaczęłam nerwowo wycierać swoją twarz, z nadzieję, że cokolwiek się na niej znajduje, zaraz zniknie.
- Po prostu uwierzyłaś, że czegoś nie zjemy. To jest aż śmieszne, bo na przykład ja, ja mógłbym zjeść wszystko. - podniósł się z kolan i wyciągnął w moją stronę rękę. Złapałam ją i wstałam. Do kuchni wszedł już ubrany Zayn, a za nim reszta. Harry, co mnie wcale nie zdziwiło, chodził bez koszulki, Liam z telefonem, pisząc zapewnie do swojej dziewczyny. Gdy Louis zobaczył marchewki porozrzucane po podłodze, jego oczy momentalnie się zaszkliły i zaczął krzyczeć:
- Jak mogliście?! Toż to świętokradztwo i zbeszczeszczenie! Nigdy wam nie wybaczą, moje kochane marcheweczki! - uklęknął i zbierając warzywa zaczął je przytulać. Momantalnie wszyscy wybuchnęli śmiechem, a ja spojrzałam na Zayna. Moje zachowanie przy nim było takie naturalne. Nie to co przy Niallu. W tym samym momencie Malik popatrzył na mnie i uśmiechnął się, a ja odwdzięczyłam mu się tym samym. Podszedł do mnie i powiedział:
- To co nam zrobisz do jedzenia?
poniedziałek, 13 lutego 2012
Nine.
Odepchnął mnie od siebie i odsunął się o jakiś metr. Spuścił głowę, ale ja ciągle na niego patrzyłam. Dlaczego przerwał coś tak pieknego? - myślałam, nie mogąc uwierzyć, że przed chwilą się całowaliśmy. Szepnął tylko przepraszam. Było niedosłyszalne, choć i tak je usłyszałam.
- Możemy o tym zapomnieć? - zapytał mnie Zayn. - Ja naprawdę cię przepraszam, nie wiedziałem jak cię zatrzymać i...
- Nie ma sprawy - przerwałam mu. - Po prostu o tym zapomnijmy, tak będzie najlepiej.
Staliśmy jeszcze chwilę w ciszy niewiedząc co powiedzieć.
- To idziemy do mnie, tak? - chciałam wiedzieć. Chłopak momentalnie się wyprostował i posłał mi uśmiech.
- Oczywiście - dodał i ruszył przed siebie, a ja obok niego. Szliśmy, rozmawiając o muzyce jakiej lubimy słuchać, o filmach, jakie lubimy oglądać i oczywiście o jedzeniu.
- Wiesz, że twoje poglądy na temat jedzenia są całkowicie odmienne od poglądów Nialla? On mógłby jeść wszystko o każdej porze dnia i nocy.
- Niezbyt uśmiecha mi się jedzenie słodyczy na śniadanie, jeśli o to ci chodzi. - Uśmiechnęłam się do niego, a on zrobił to samo. - Jesteśmy na miejscu.
Znów staliśmy na moim ganku, tuż przed drzwiami na których widniał napis "Thompsonowie". W prawdzie to nazwisko mojej matki, moje to Collins, ale Karen nie chciała umieszczać dwóch, żeby ludzie nie zadawali zbędnych pytań.
Weszliśmy do środka, ściągnęliśmy buty, Zaynowi wskazałam salon, sama kierując się do łazienki na piętrze.
- Nikogo nie ma?! - krzyknął, żebym usłyszała.
- Nikogo! - odpowiedziałam. -Żadnej żywej duszy - dodałam pod nosem.
Umyłam ręce i zeszłam na dół do kuchni.
- Chcesz coś do jedzenia, picia? - zapytałam odwracając się do chłopaka. Zauważyłam, że w najlepsze zajadał się chipsami. W sumie to lepiej, przynajmniej nie pójdą mi w biodra, no nie?
- Widzę, że samoobsługa. Więc jak chcesz coś, to po prostu idź sobie to weź, ok?
- Pewka! - odparł zadowolony. - Usiadłam obok niego na kanapie starając się zorientować co ogląda. Jakaś bajka. Tylko jaka?
- Co to? - spytałam wskazując na odbiornik.
- Simpsonowie. Nie mów, że nie znasz - spojrzał na mnie takim wzrokiem, jakbym była conajmniej głupia.
- No nie znam. Nigdy nie miałam czasu na oglądanie telewizji - stwierdziłam.
- Więc nie gadaj i patrz.
Oglądnęłam może jakieś dwie minuty i już nie mogłam. Zayn siedział obok i co chwilę wybuchał tak nieopanowanym śmiechem, że to aż niemożliwe. Nie wiem jak długo już u mnie był, ale widzieliśmy jeszcze jakieś pięć filmów. Poszły trzy paczki popcornu, dwa pudełka lodów i cztery litry coli. To były zapasy na chyba cały miesiąc a zniknęły w przeciągu niecałego dnia. Nawet nie wiem w którym momencie leżałam na jego kolanach, śmiejąc się z historii, które mi opowiadał.
Biegłam. Biegłam ile sił w nogach. Nie mogłam przestać, bo mógł mnie dogonić. Na pewno nie byłoby dobrze dać się złapać. Druga strona Londynu. Zachmurzone niebo, ciężkie powietrze. Zdyszana zakręciłam za blokiem wbiegajać w krzaki. Muszę się uspokoić. Przecież zaraz mnie znajdzie. Odwróciłam się. Ubłocone buty, brudne spodnie, koszulka. To chyba...
- Fay. Fay, obudź się. - Ktoś głaskał mnie po twarzy delikatnie mną potrząsając. Zupełnie inaczej niż w śnie. - Fay, to tylko zły sen.
Otworzyłam oczy i zobaczyłam zmartwionego Zayna.
- Co się stało? - zapytałam podnosząc się z jego kolan.
- Coś ci się musiało śnić, bo krzyczałaś, że mam cię puścić i rzucałaś się na boki. - Zmarszczył czoło i patrzył mi się w oczy z taką troską.
- Która godzina? - Chciałam wiedzieć. Zobaczyłam, że za oknem było już całkiem ciemno.
- Dochodzi druga w nocy. Przepraszam, ale nie chciałem cię budzić, a zasnęłaś mi na kolanach. Ja też się chwilę zdrzemnąłem. Już lecę. - Wstał z kanapy i skierował się do wyjścia.
- Zayn... - zaczęłam wstając. - Wiesz, jest już późno, a w metrze o tej porze jest trochę niebezpiecznie. Możesz zostać, jeśli chcesz. - Powiedziałam, a on odwrócił się do mnie twarzą i spojrzał mi w oczy. - Robbie zostawał ile chciał. - Dodałam, a oczy mi się zaszkliły. Podszedł do mnie.
- Nie mógłbym zostać, twoja mama może przecież przyjść w każdej chwili i..
- Nie przyjdzie - przerwałam mu. - Przyjechała tylko po to, żeby mi powiedzieć, że się zaręczyła i chce, żebym z nią wyjechała do Pragi. - dodałam smutno.
- I wyjeżdżasz? - zapytał podnąsząc dłonią mój podbródek, tak żebym mogła spojrzeć mu w oczy.
- Nie. Moje życie toczy się tutaj i nie chcę być nigdzie indziej. - Odwróciłam się od niego i ponownie usiadłam na kanapie. - Tym bardziej, że Robbie ze mną zerwał. Nie mam zamiaru spotkać go gdzieś w Europie podróżując z nowym ojczymem. - Łzy zaczęły spływać mi po policzkach. Zayn podszedł i uklęknął przede mną.
- Hej.. - szepnął. - Nie płacz. Nie warto. - Przytulił mnie. Tak, tym razem przytulił mnie, a nie wtulił się we mnie. Chyba dobrze mi to zrobiło, bo momentalnie przestałam płakać. Mógłby to robić codziennie. A sweter, który miał na sobie tak ładnie pachniał... Ziewnęłam.
- Oho! Komuś chce się spać - powiedział delikatnie odsuwając mnie od siebie. - Lepiej idź już się położyć bo jutro nie wstaniesz.
Podniosłam się i poszłam na górę. Weszłam do swojego pokoju i zorientowałam się, że nie dałam Zaynowi pościeli. Poszłam do garderoby, która znajdowała się po drugiej stonie korytarza na piętrze. Ściągnęłam świeże okrycie i poduszkę, złożyłam je razem i zeszłam na dół. Zobaczyłam chłopaka, który spał słodko na kanapie. Przykryłam go kołdrą, a pod głowę najdelikatniej jak mogłam włożyłam poduszkę. Obraz śpiącego Zayna był najsłodszym widokiem w moim życiu.
- Możemy o tym zapomnieć? - zapytał mnie Zayn. - Ja naprawdę cię przepraszam, nie wiedziałem jak cię zatrzymać i...
- Nie ma sprawy - przerwałam mu. - Po prostu o tym zapomnijmy, tak będzie najlepiej.
Staliśmy jeszcze chwilę w ciszy niewiedząc co powiedzieć.
- To idziemy do mnie, tak? - chciałam wiedzieć. Chłopak momentalnie się wyprostował i posłał mi uśmiech.
- Oczywiście - dodał i ruszył przed siebie, a ja obok niego. Szliśmy, rozmawiając o muzyce jakiej lubimy słuchać, o filmach, jakie lubimy oglądać i oczywiście o jedzeniu.
- Wiesz, że twoje poglądy na temat jedzenia są całkowicie odmienne od poglądów Nialla? On mógłby jeść wszystko o każdej porze dnia i nocy.
- Niezbyt uśmiecha mi się jedzenie słodyczy na śniadanie, jeśli o to ci chodzi. - Uśmiechnęłam się do niego, a on zrobił to samo. - Jesteśmy na miejscu.
Znów staliśmy na moim ganku, tuż przed drzwiami na których widniał napis "Thompsonowie". W prawdzie to nazwisko mojej matki, moje to Collins, ale Karen nie chciała umieszczać dwóch, żeby ludzie nie zadawali zbędnych pytań.
Weszliśmy do środka, ściągnęliśmy buty, Zaynowi wskazałam salon, sama kierując się do łazienki na piętrze.
- Nikogo nie ma?! - krzyknął, żebym usłyszała.
- Nikogo! - odpowiedziałam. -Żadnej żywej duszy - dodałam pod nosem.
Umyłam ręce i zeszłam na dół do kuchni.
- Chcesz coś do jedzenia, picia? - zapytałam odwracając się do chłopaka. Zauważyłam, że w najlepsze zajadał się chipsami. W sumie to lepiej, przynajmniej nie pójdą mi w biodra, no nie?
- Widzę, że samoobsługa. Więc jak chcesz coś, to po prostu idź sobie to weź, ok?
- Pewka! - odparł zadowolony. - Usiadłam obok niego na kanapie starając się zorientować co ogląda. Jakaś bajka. Tylko jaka?
- Co to? - spytałam wskazując na odbiornik.
- Simpsonowie. Nie mów, że nie znasz - spojrzał na mnie takim wzrokiem, jakbym była conajmniej głupia.
- No nie znam. Nigdy nie miałam czasu na oglądanie telewizji - stwierdziłam.
- Więc nie gadaj i patrz.
Oglądnęłam może jakieś dwie minuty i już nie mogłam. Zayn siedział obok i co chwilę wybuchał tak nieopanowanym śmiechem, że to aż niemożliwe. Nie wiem jak długo już u mnie był, ale widzieliśmy jeszcze jakieś pięć filmów. Poszły trzy paczki popcornu, dwa pudełka lodów i cztery litry coli. To były zapasy na chyba cały miesiąc a zniknęły w przeciągu niecałego dnia. Nawet nie wiem w którym momencie leżałam na jego kolanach, śmiejąc się z historii, które mi opowiadał.
Biegłam. Biegłam ile sił w nogach. Nie mogłam przestać, bo mógł mnie dogonić. Na pewno nie byłoby dobrze dać się złapać. Druga strona Londynu. Zachmurzone niebo, ciężkie powietrze. Zdyszana zakręciłam za blokiem wbiegajać w krzaki. Muszę się uspokoić. Przecież zaraz mnie znajdzie. Odwróciłam się. Ubłocone buty, brudne spodnie, koszulka. To chyba...
- Fay. Fay, obudź się. - Ktoś głaskał mnie po twarzy delikatnie mną potrząsając. Zupełnie inaczej niż w śnie. - Fay, to tylko zły sen.
Otworzyłam oczy i zobaczyłam zmartwionego Zayna.
- Co się stało? - zapytałam podnosząc się z jego kolan.
- Coś ci się musiało śnić, bo krzyczałaś, że mam cię puścić i rzucałaś się na boki. - Zmarszczył czoło i patrzył mi się w oczy z taką troską.
- Która godzina? - Chciałam wiedzieć. Zobaczyłam, że za oknem było już całkiem ciemno.
- Dochodzi druga w nocy. Przepraszam, ale nie chciałem cię budzić, a zasnęłaś mi na kolanach. Ja też się chwilę zdrzemnąłem. Już lecę. - Wstał z kanapy i skierował się do wyjścia.
- Zayn... - zaczęłam wstając. - Wiesz, jest już późno, a w metrze o tej porze jest trochę niebezpiecznie. Możesz zostać, jeśli chcesz. - Powiedziałam, a on odwrócił się do mnie twarzą i spojrzał mi w oczy. - Robbie zostawał ile chciał. - Dodałam, a oczy mi się zaszkliły. Podszedł do mnie.
- Nie mógłbym zostać, twoja mama może przecież przyjść w każdej chwili i..
- Nie przyjdzie - przerwałam mu. - Przyjechała tylko po to, żeby mi powiedzieć, że się zaręczyła i chce, żebym z nią wyjechała do Pragi. - dodałam smutno.
- I wyjeżdżasz? - zapytał podnąsząc dłonią mój podbródek, tak żebym mogła spojrzeć mu w oczy.
- Nie. Moje życie toczy się tutaj i nie chcę być nigdzie indziej. - Odwróciłam się od niego i ponownie usiadłam na kanapie. - Tym bardziej, że Robbie ze mną zerwał. Nie mam zamiaru spotkać go gdzieś w Europie podróżując z nowym ojczymem. - Łzy zaczęły spływać mi po policzkach. Zayn podszedł i uklęknął przede mną.
- Hej.. - szepnął. - Nie płacz. Nie warto. - Przytulił mnie. Tak, tym razem przytulił mnie, a nie wtulił się we mnie. Chyba dobrze mi to zrobiło, bo momentalnie przestałam płakać. Mógłby to robić codziennie. A sweter, który miał na sobie tak ładnie pachniał... Ziewnęłam.
- Oho! Komuś chce się spać - powiedział delikatnie odsuwając mnie od siebie. - Lepiej idź już się położyć bo jutro nie wstaniesz.
Podniosłam się i poszłam na górę. Weszłam do swojego pokoju i zorientowałam się, że nie dałam Zaynowi pościeli. Poszłam do garderoby, która znajdowała się po drugiej stonie korytarza na piętrze. Ściągnęłam świeże okrycie i poduszkę, złożyłam je razem i zeszłam na dół. Zobaczyłam chłopaka, który spał słodko na kanapie. Przykryłam go kołdrą, a pod głowę najdelikatniej jak mogłam włożyłam poduszkę. Obraz śpiącego Zayna był najsłodszym widokiem w moim życiu.
piątek, 10 lutego 2012
Ocho
Przepychanki i spuszczanie sobie lania było naszym ulubiony zajęciem. Nie braliśmy tego do siebie. Ale niektórzy nie mogli tego chyba pojąć. Ale nie o to chodzi. Zaczęliśmy się dogadywać dzień po tym incydencie pod hotelem. Przy poprawkach wywiadu, następnego popołudnia, powiedziała nam smutną wiadomość.
Tamtego dnia weszła do redakcji markotna i cicha, co po wydarzeniach z poprzedniego 'przesłuchania' wydawało się conajmniej dziwne.
- Cześć wszystkim - powiedziała dziewczyna nieco przyciszonym głosem. Rzuciła torbę pod biurko znajdujące się po drugiej stronie pomieszczenia i usiadła na fotelu. Oparła głowę na dłoniach i wpatrywała się tępo w drzwi.
- Zaczynamy? - zapytał się zniecierpliwiony Niall. - Jestem głodny. - dodał.
- Na parterze, po lewej stronie, zaraz za recepcją jest automat z jedzeniem. Skocz sobie coś kupić, bo trochę tu jeszcze posiedzisz. - Odpowiedziała Fay, nie patrząc nawet na Irlandczyka. Ten momentalnie podniósł się z kanapy i pobiegł do drzwi. Otworzył je, ale zaraz odwrócił się do Liama i rzekł:
- Zarzuć jakimś drobniakiem, bo nie wziąłem portfela - robiąc przy tym minę biednego pieska.
- Masz tu £5 i zaraz wracaj. Jesteś przecież potrzebny! - poinstruował go tatuś zespołu i spojrzał na dziennikarę, która odpłynęła dokądś myślami.
- Ziemia do Fay - powiedział Louis i pomachał jej przed twarzą, a ona momentalnie się wyprostowała.
- No to zaczynamy, tak? - zapytała.
- Przecież nie ma Nialla. - odparł zirytowany Harry. - Co się wogóle z tobą dzisiaj dzieje? Wczoraj o mało wszystkich nie pozabijałaś, a dzisiaj bujasz w obłokach.
- Sprawy rodzinne - odpowiedziała i ukryła twarz w dłoniach przecierając oczy. Była chyba dwunasta w południe, a ona wydawała się zaspana. Musiała mieć ciężką noc. Bardzo chciałem wiedzieć co się wydarzyło, ale darliśmy koty więc wolałem nie podejmować tematu. Podczas ostatniego spotkania pod hotelem nie było aż tak źle, ale nie było też super-pięknie. Można powiedzieć, że nasze relacje wtedy były na neutralnym poziomie. Wyraźnie nie chciała się kłócić. Tak więc po wytłumaczeniu jej tej durnej zabawy, jaką były nasze ulubione przepychanki na hotelowych trawnikach odwieźliśmy ją do domu. Przez całą drogę nie odezwała się słowem, więc coś musiało być na rzeczy. Wychodząc podziękowała za podwózkę i ruszyła do drzwi wejściowych, chwilę później znikając za nimi.
W końcu przyszedł Niall i rozpoczęliśmy poprawki. Zajęło nam to mniej więcej dwie godziny, plus przerwy na wyjścia do toalety. Nie którzy gubili się po drodze do niej, więc nie była to najbardziej profesjonalna praca.
Gdy byliśmy już wolni, chłopacy z pośpiechem wybiegli z budynku, nie wiadomo dlaczego, kierując się do metra. Nie chciało mi się jeszcze wracać do hotelu i musiałem porozmawiać z Fay...
- Zaczekaj! - krzyknąłem do dziewczyny, czując się jakby historia się powtarzała.
- O co chodzi? - zapytała niepewnie. Na jej twarzy nie były wypisane żadne uczucia.
- Chciałbym z tobą chwilę porozmawiać - powiedziałem, mając nadzieję, że mnie nie spławi i że nasza przechadzka nie skończy się tak jak ostatnio. - Co się stało? To chyba nie przez nas, huh? Bo jeżeli cię obraziliśmy to bardzo przepraszam.
- Nic się nie stało. Nie wiem dlaczego wciąż mnie o to pytacie. - Chyba zaczynała się denerwować, a to zazwyczaj nie wróżyło dobrze.
- Poprostu pomyślałem, że zapytam, czy coś się nie stało i czy czegoś nie potrzebujesz. Taka tam, koleżeńska przysługa. Rozumiesz? - dodałem, starając się panować nad głosem, żeby nie zabrzmiał żałośnie, czy coś.
- Naprawdę nic się nie stało. Ale jeśli nie masz co robić, zawsze możesz mnie odprowadzić... - powiedziała nawet na mnie nie patrząc. - Jeśli nie będziesz starał się mnie pocałować, tak jak ostatnio - dodała spuszczając głowę i delikatnie się uśmiechając.
- Więc ruszajmy! - krzyknąłem, chyba za głośno, a ona zaczęła iść. Zostałem chwilę z tyłu zdziwiony, że mówiła na serio, ale zaraz do niej podbiegłem i szliśmy ramię w ramię oddaleni od siebie o metr. Tak, bezpieczny metr, żebym nie miał powodu do pocałowania jej. Ale czy ja tak naprawdę chciałem to zrobić? Nie wiem. Jakaś część mówiła mi, że nie byłoby to dobrym rozwiązaniem, a inna pragnęła tego tak bardzo... Cholera. Nie mogę jej tego zrobić. Przecież ona nadal wierzy w tą bajeczkę o Anie.
- Ostatnim razem jak tak szliśmy - zacząłem niepewnie - ty mówiłaś o sobie. Tak więc teraz moja kolej. Co ty na to?
- To będzie interesujące - odparła i w końcu na mnie spojrzała. Uśmiechnęła się, a mnie przeszedł przyjemny dreszcz wraz z z ukłuciem w sercu. Co się ze mną dzieje?!
- Tak więc... Pochodzę z East Bowling w Bradford. Jestem w twoim wieku, co jest nieco dziwne, bo nie czuję się dorośle. Od małego lubiałem być w centrum uwagi i chyba już mi tak zostało - powiedziałem i zacząłem się dziwnie śmiać. Gdy ona prychnęła przestałem i kontynuowałem. - Wiesz, że gdybym nie był w zespole, pewnie uczyłbym się na nauczyciela angielskiego? To trochę śmieszne, ale chciałbym także być aktorem. Myślisz, że miałbym jakieś szanse? - spytałem Fay, próbując wciągnąć ją trochę do rozmowy, która była moim monologiem.
- Tak, myślę, że nawet jeśli twoje zdolności aktorskie byłyby równe zeru, nadrobiłbyś to wyglądem. - Zaczęła się chichrać. To nie był śmiech, to był jakiś dziwnie zduszony chichot, który był w pewnym sensie uroczy. Też zacząłem się śmiać. Łzy zaczęły spływać mi po policzkach, więc szybko wytarłem oczy i zauważyłem, że ona zrobiła to samo.
- A ty, gdybyś nie była dziennikarką, kim byś została? - wyciągnąłem paczkę papierosów i zapalniczkę z kieszeni dżinsów. Kiedy paliłem rozluźniałem się, a tego brakowało mi podczas rozmowy z Fay. Rozluźnienia.
- Wiesz, myślałam, że dzisiaj rozmawiamy o tobie.
- Chyba się nie wstydzisz, co? - chciałem wiedzieć.
- No coś ty. Zawsze chciałam być księżniczką. Jak każda mała dziewczynka. Ale niestety, w moich żyłach nie płynie błękitna krew. Cóż za strata. - zrobiła smutną minę, po czym znów zaczęła się śmiać. Zaciągnąłęm się i wypuściłem dym w drugą stronę, żeby nie musiała go wdychać. Nagle się zatrzymała. Nie zorienowałem się w porę i przeszedłem jeszcze kawałek i odwróciłem się. Podeszła do mnie z miną, która mówiła, że nie ma już zamiaru się śmiać. Podniosłem rękę do ust, żeby znów się zaciągnąć, ale ona momentalnie wyciągnęła mi go z ręki i zrobiła to za mnie. Zaczęła się krztusić i kaszleć po czym zrzuciła niedopaloną fajkę na chodnik i zdeptała ją wgniatając brutalnie w ziemię. Chciało mi się śmiać widząc jak nie umie złapać tchu.
- Oddychaj - podszedłem do niej i delikatnie zacząłem ją klepać po plecach. - Czy wiesz, że to był mój ostatni papieros z tej paczki? - zapytałem, gdy już odzyskała dech.
- Gówno mnie to obchodzi! - krzyknęła mi prosto w twarz. Oho! Zaczynało się. To był zły sygnał. - Nie będziesz przy mnie palił!
- To po co się zaciągałaś?! - zdenerwowałem się. - Trzeba było odrazu go zdeptać i nie byłoby problemu!
- Nie byłoby problemu?! Problemami są uzależnienia, a jakbyś nie wiedział to cię poinformuję. Papierosy zabijają! - Zaczęła żywo gestykulować dłońmi i coraz bardziej się do mnie przybliżać. Uderzała mnie raz po raz w klatkę piersiową, nawet sobie nie zdając z tego sprawy. A mnie za każdym razem przechodziły ciarki. Chyba tego nie wytrzymam. Po prostu nie mogę. Nie słyszałem już co do mnie krzyczy. Przekleństwa leciały długą wiązanką, ale nie potrafiłem zrozumieć jakie. Szybkim ruchem złapałem za jej nadgarstki i przyciągnąłem ją do siebie, na tyle, ile to było możliwe i pocałowałem. Tak, zrobiłem to. Długi, namiętny i pełen uczucia pocałunek. Nie chciałem sie od niej odrywać i jak widać, ona ode mnie też. Staliśmy na tym chodniku jak zaklęci i po prostu się całowaliśmy. Nie wiem ile minęło, gdy wkońcu przestałem, odsuwając się od niej o krok.
- Przepraszam - powiedziałem, spuszczając głowę.
***
Ta końcówka mi się osobiście nie podoba, ale wyszło co wyszło. w następnym rozdziale będzie podana ta 'przykra wiadomość' żeby nie było niedomówień.
I jeśli przeczytałeś, zostaw komentarz, nawet jeżeli ci się nie podobało ;)
dziękuję za uwagę ;D i miłego czytania ;)
Tamtego dnia weszła do redakcji markotna i cicha, co po wydarzeniach z poprzedniego 'przesłuchania' wydawało się conajmniej dziwne.
- Cześć wszystkim - powiedziała dziewczyna nieco przyciszonym głosem. Rzuciła torbę pod biurko znajdujące się po drugiej stronie pomieszczenia i usiadła na fotelu. Oparła głowę na dłoniach i wpatrywała się tępo w drzwi.
- Zaczynamy? - zapytał się zniecierpliwiony Niall. - Jestem głodny. - dodał.
- Na parterze, po lewej stronie, zaraz za recepcją jest automat z jedzeniem. Skocz sobie coś kupić, bo trochę tu jeszcze posiedzisz. - Odpowiedziała Fay, nie patrząc nawet na Irlandczyka. Ten momentalnie podniósł się z kanapy i pobiegł do drzwi. Otworzył je, ale zaraz odwrócił się do Liama i rzekł:
- Zarzuć jakimś drobniakiem, bo nie wziąłem portfela - robiąc przy tym minę biednego pieska.
- Masz tu £5 i zaraz wracaj. Jesteś przecież potrzebny! - poinstruował go tatuś zespołu i spojrzał na dziennikarę, która odpłynęła dokądś myślami.
- Ziemia do Fay - powiedział Louis i pomachał jej przed twarzą, a ona momentalnie się wyprostowała.
- No to zaczynamy, tak? - zapytała.
- Przecież nie ma Nialla. - odparł zirytowany Harry. - Co się wogóle z tobą dzisiaj dzieje? Wczoraj o mało wszystkich nie pozabijałaś, a dzisiaj bujasz w obłokach.
- Sprawy rodzinne - odpowiedziała i ukryła twarz w dłoniach przecierając oczy. Była chyba dwunasta w południe, a ona wydawała się zaspana. Musiała mieć ciężką noc. Bardzo chciałem wiedzieć co się wydarzyło, ale darliśmy koty więc wolałem nie podejmować tematu. Podczas ostatniego spotkania pod hotelem nie było aż tak źle, ale nie było też super-pięknie. Można powiedzieć, że nasze relacje wtedy były na neutralnym poziomie. Wyraźnie nie chciała się kłócić. Tak więc po wytłumaczeniu jej tej durnej zabawy, jaką były nasze ulubione przepychanki na hotelowych trawnikach odwieźliśmy ją do domu. Przez całą drogę nie odezwała się słowem, więc coś musiało być na rzeczy. Wychodząc podziękowała za podwózkę i ruszyła do drzwi wejściowych, chwilę później znikając za nimi.
W końcu przyszedł Niall i rozpoczęliśmy poprawki. Zajęło nam to mniej więcej dwie godziny, plus przerwy na wyjścia do toalety. Nie którzy gubili się po drodze do niej, więc nie była to najbardziej profesjonalna praca.
Gdy byliśmy już wolni, chłopacy z pośpiechem wybiegli z budynku, nie wiadomo dlaczego, kierując się do metra. Nie chciało mi się jeszcze wracać do hotelu i musiałem porozmawiać z Fay...
- Zaczekaj! - krzyknąłem do dziewczyny, czując się jakby historia się powtarzała.
- O co chodzi? - zapytała niepewnie. Na jej twarzy nie były wypisane żadne uczucia.
- Chciałbym z tobą chwilę porozmawiać - powiedziałem, mając nadzieję, że mnie nie spławi i że nasza przechadzka nie skończy się tak jak ostatnio. - Co się stało? To chyba nie przez nas, huh? Bo jeżeli cię obraziliśmy to bardzo przepraszam.
- Nic się nie stało. Nie wiem dlaczego wciąż mnie o to pytacie. - Chyba zaczynała się denerwować, a to zazwyczaj nie wróżyło dobrze.
- Poprostu pomyślałem, że zapytam, czy coś się nie stało i czy czegoś nie potrzebujesz. Taka tam, koleżeńska przysługa. Rozumiesz? - dodałem, starając się panować nad głosem, żeby nie zabrzmiał żałośnie, czy coś.
- Naprawdę nic się nie stało. Ale jeśli nie masz co robić, zawsze możesz mnie odprowadzić... - powiedziała nawet na mnie nie patrząc. - Jeśli nie będziesz starał się mnie pocałować, tak jak ostatnio - dodała spuszczając głowę i delikatnie się uśmiechając.
- Więc ruszajmy! - krzyknąłem, chyba za głośno, a ona zaczęła iść. Zostałem chwilę z tyłu zdziwiony, że mówiła na serio, ale zaraz do niej podbiegłem i szliśmy ramię w ramię oddaleni od siebie o metr. Tak, bezpieczny metr, żebym nie miał powodu do pocałowania jej. Ale czy ja tak naprawdę chciałem to zrobić? Nie wiem. Jakaś część mówiła mi, że nie byłoby to dobrym rozwiązaniem, a inna pragnęła tego tak bardzo... Cholera. Nie mogę jej tego zrobić. Przecież ona nadal wierzy w tą bajeczkę o Anie.
- Ostatnim razem jak tak szliśmy - zacząłem niepewnie - ty mówiłaś o sobie. Tak więc teraz moja kolej. Co ty na to?
- To będzie interesujące - odparła i w końcu na mnie spojrzała. Uśmiechnęła się, a mnie przeszedł przyjemny dreszcz wraz z z ukłuciem w sercu. Co się ze mną dzieje?!
- Tak więc... Pochodzę z East Bowling w Bradford. Jestem w twoim wieku, co jest nieco dziwne, bo nie czuję się dorośle. Od małego lubiałem być w centrum uwagi i chyba już mi tak zostało - powiedziałem i zacząłem się dziwnie śmiać. Gdy ona prychnęła przestałem i kontynuowałem. - Wiesz, że gdybym nie był w zespole, pewnie uczyłbym się na nauczyciela angielskiego? To trochę śmieszne, ale chciałbym także być aktorem. Myślisz, że miałbym jakieś szanse? - spytałem Fay, próbując wciągnąć ją trochę do rozmowy, która była moim monologiem.
- Tak, myślę, że nawet jeśli twoje zdolności aktorskie byłyby równe zeru, nadrobiłbyś to wyglądem. - Zaczęła się chichrać. To nie był śmiech, to był jakiś dziwnie zduszony chichot, który był w pewnym sensie uroczy. Też zacząłem się śmiać. Łzy zaczęły spływać mi po policzkach, więc szybko wytarłem oczy i zauważyłem, że ona zrobiła to samo.
- A ty, gdybyś nie była dziennikarką, kim byś została? - wyciągnąłem paczkę papierosów i zapalniczkę z kieszeni dżinsów. Kiedy paliłem rozluźniałem się, a tego brakowało mi podczas rozmowy z Fay. Rozluźnienia.
- Wiesz, myślałam, że dzisiaj rozmawiamy o tobie.
- Chyba się nie wstydzisz, co? - chciałem wiedzieć.
- No coś ty. Zawsze chciałam być księżniczką. Jak każda mała dziewczynka. Ale niestety, w moich żyłach nie płynie błękitna krew. Cóż za strata. - zrobiła smutną minę, po czym znów zaczęła się śmiać. Zaciągnąłęm się i wypuściłem dym w drugą stronę, żeby nie musiała go wdychać. Nagle się zatrzymała. Nie zorienowałem się w porę i przeszedłem jeszcze kawałek i odwróciłem się. Podeszła do mnie z miną, która mówiła, że nie ma już zamiaru się śmiać. Podniosłem rękę do ust, żeby znów się zaciągnąć, ale ona momentalnie wyciągnęła mi go z ręki i zrobiła to za mnie. Zaczęła się krztusić i kaszleć po czym zrzuciła niedopaloną fajkę na chodnik i zdeptała ją wgniatając brutalnie w ziemię. Chciało mi się śmiać widząc jak nie umie złapać tchu.
- Oddychaj - podszedłem do niej i delikatnie zacząłem ją klepać po plecach. - Czy wiesz, że to był mój ostatni papieros z tej paczki? - zapytałem, gdy już odzyskała dech.
- Gówno mnie to obchodzi! - krzyknęła mi prosto w twarz. Oho! Zaczynało się. To był zły sygnał. - Nie będziesz przy mnie palił!
- To po co się zaciągałaś?! - zdenerwowałem się. - Trzeba było odrazu go zdeptać i nie byłoby problemu!
- Nie byłoby problemu?! Problemami są uzależnienia, a jakbyś nie wiedział to cię poinformuję. Papierosy zabijają! - Zaczęła żywo gestykulować dłońmi i coraz bardziej się do mnie przybliżać. Uderzała mnie raz po raz w klatkę piersiową, nawet sobie nie zdając z tego sprawy. A mnie za każdym razem przechodziły ciarki. Chyba tego nie wytrzymam. Po prostu nie mogę. Nie słyszałem już co do mnie krzyczy. Przekleństwa leciały długą wiązanką, ale nie potrafiłem zrozumieć jakie. Szybkim ruchem złapałem za jej nadgarstki i przyciągnąłem ją do siebie, na tyle, ile to było możliwe i pocałowałem. Tak, zrobiłem to. Długi, namiętny i pełen uczucia pocałunek. Nie chciałem sie od niej odrywać i jak widać, ona ode mnie też. Staliśmy na tym chodniku jak zaklęci i po prostu się całowaliśmy. Nie wiem ile minęło, gdy wkońcu przestałem, odsuwając się od niej o krok.
- Przepraszam - powiedziałem, spuszczając głowę.
***
Ta końcówka mi się osobiście nie podoba, ale wyszło co wyszło. w następnym rozdziale będzie podana ta 'przykra wiadomość' żeby nie było niedomówień.
I jeśli przeczytałeś, zostaw komentarz, nawet jeżeli ci się nie podobało ;)
dziękuję za uwagę ;D i miłego czytania ;)
Subskrybuj:
Posty (Atom)